wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 8:Sześć czarodziejek

— Te stwory podobne do skorpionów... — zaczęta cicho Will. — Zrobiły jej coś złego. Czy
ona... żyje?
Na dźwięk głosu Will Mama Liu poruszyła się.
— Żyję... Jestem tylko... bardzo zmęczona. Miałam nadzieję... miałam nadzieję, że czerń teraz
zniknie, ale... Płatek, dziecko, gdzie jesteś? Pozwól mi poczuć swoją twarz. Tak bardzo chciałabym
cię jeszcze raz zobaczyć...
— To znaczy, że pani ciągle... nie widzi? — zapytałam cicho.
— Tylko czerń — szepnęła. — Ciągle widzę tylko tę okropną czerń.
Czułam gniew. To było tak strasznie niesprawiedliwe. Musiała tyle przejść, stoczyć tak ciężką
walkę... Mama Liu była bardzo dzielna, podobnie jak wszyscy mieszkańcy. Stawili czoło wrogowi
okrutnemu i silnemu, znacznie silniejszemu od nich. I zrobili to sami bez magii żywiołów, którą my
dysponowałyśmy. Mama Liu zasłużyła na to, by odzyskać wzrok. jak to możliwe, że klątwa wciąż
działa, chociaż cesarzowa zniknęła?!
— Czy możemy... czy ktoś może wyleczyć jej oczy? — spytałam, patrząc na przyjaciółki.
Will pokręciła głową.
— Nie wiem jak — powiedziała z wyrazem bezradności na twarzy. — Bardzo bym chciała, ale
nie mogę nic na to poradzić.
Cornelia w milczeniu pokręciła głową.
— Przykro mi — rzuciła Irma, odwracając wzrok.
Taranee pociągnęła nosem i zamrugała powiekami, by ukryć łzy.
— To niesprawiedliwe — powiedziała, głośno powtarzając moją myśl. — Nie mogłybyśmy
poprosić Wyroczni...
I wtedy zdałam sobie sprawę, że w kręgu siedzi nie pięć, lecz sześć czarodziejek.
Była z nami babcia.
Czułam jej obecność, choć nie widziałam jej. Ale upewniłam się, że mam rację, gdy usłyszałam
głos babuni:
— Liu... spójrz na mnie.
Mama Liu wyprostowała się gwałtownie.
— Lin... — szepnęła z uśmiechem. — A jednak wróciłaś. Wróciłaś!
— Powiedziałam, że wrócę.
— I widzę cię!
— Tak.
Próbowałam zobaczyć to co Mama Liu. Ale choć wiedziałam, że babcia tam jest, dla mnie
pozostawała niewidzialna.
Mama Liu wyciągnęła rękę.
— Przyszłaś, żeby zabrać mnie ze sobą? — spytała, a głos tylko lekko jej zadrżał. — Wydaje
mi się, że jestem gotowa.
— Nie — odparła dość ostro babcia. — Przestań wszystkich straszyć. Wstań. Ludzie cię
potrzebują. Jest o wiele za wcześnie, by myśleć o śmierci.
Mama Liu zaśmiała się krótko i bezgłośnie.
— Ciągle mówisz wszystkim, co mają robić? W takim razie dobrze. Skoro chcesz, będę żyła.
— A potem wyszeptała ledwo dosłyszalnie: — Dziękuję. Dziękuję ci, Lin.
Poczułam, że po policzku płynie mi gorący strumyczek łez. Babcia nie pozwoliła Mamie Liu
odejść, ale co ze mną? Tęskniłam za nią. Tęskniłam każdego dnia.
— Babciu... — powiedziałam cicho.
— Jestem tu, maleńka, jestem.
Skądś wiedziałam, że nikt oprócz mnie nie słyszał tego szeptu, że rozległ się on tylko w moim
umyśle. Poczułam się znacznie lepiej.
— A teraz dokończcie to wszystko. Musicie szybko odnaleźć cesarzową — powiedziała
głośniej.
I już jej nie było.
Chyba nie zrozumiałam babci. Znaleźć cesarzową? Ale przecież ona... się rozpadła.
Zamyśliłam się i nie zauważyłam małego zamieszania obok. Gdy odwróciłam się w tamtą stronę,
Mama Liu i Płatek tuliły się mocno do siebie, płacząc z radości.
— Widzę cię! — powtarzała staruszka. — Znowu cię widzę!
A jednak stał się cud! Mama Liu odzyskała wzrok. Miałam ochotę po prostu tam siedzieć,
ciesząc się widokiem tego szczęścia. Ale wiedziałam, że musimy do końca wypełnić zadanie. Po to
tu przecież przybyłyśmy. Popatrzyłam na swoje cztery przyjaciółki.
— Musimy... znaleźć cesarzową.
— Znaleźć cesarzową? — powtórzyła Irma. — Ona zniknęła. Nie ma jej. Przepędziłaś ją.
Z uporem pokręciłam głową.
— To jeszcze nie koniec. Czuję to.
— Ale Hay Lin, sama widziałaś... — zaoponowała Will. — Rozleciała się. Nie zostało z niej
nic oprócz paru rozrzuconych żuków.
— Może i tak. Ale raz już wróciła. Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
— Ale gdzie ona się podziała? — spytała Cornelia. — Jeśli jesteś taka pewna, że jeszcze coś
znajdziemy... powiedz, czego właściwie mamy szukać?
— Nie wiem. — Powoli się podniosłam, czując się niemal tak staro jak Mama Liu. — Ale
babcia powiedziała, że musimy szukać. Kazała mi ją znaleźć.
Żadna z przyjaciółek nie powiedziała, że zwariowałam. Przypuszczam, że wszystkie wyczuły
obecność szóstej osoby w kręgu. I wszystkie słyszały, jak Mama Liu mówi do niej, tak jakby ją
widziała, nawet jeśli nie dostrzegał jej nikt inny.
— Może powinnyśmy użyć magii. Zapytać naszych żywiołów, gdzie ona jest. Przecież
możemy to zrobić.
Wszystkie po kolei skinęły głowami. Taranee rozpaliła mały płomyk i zamknęła go w dłoni,
uważnie się w niego wpatrując. Cornelia przyłożyła dłoń do ziemi, a Will ścisnęła Serce
Kondrakaru. Irma stworzyła niewielką kałużę na podłodze sali tronowej i obserwowała jej gładką
jak lustro powierzchnię. A ja zamknęłam oczy i słuchałam wiatru.
Chociaż byłam bardzo zmęczona i ledwie mogtam ustać na nogach, zajęto to tylko chwilę.
Potem otworzyłam oczy i zobaczyłam, że pozostate dziewczyny też już wiedziały, czego szukać. Na
twarzy Will powoli wypełzł uśmiech.
— Dobra — powiedziała. — Dorwijmy ją!
Miejscowi patrzyli w zdumieniu, jak pięć przybyłych z daleka dziewcząt zaczyna nagle biegać
po sali, goniąc coś tak małego, że prawie tego nie widać. Ale w końcu Irma rzuciła się na podłogę i
przykryła coś złożonymi dłońmi.
— Mam cię! — krzyknęła z triumfem w głosie.
Wstała na nogi, mocno trzymając swoją zdobycz.
A z jej uścisku próbował się wyrwać czarny chrząszcz, nieco większy od pozostałych, z maleńką
białą koroną na lśniącym pancerzu.
— Płatku, podasz mi słoik? — spytała moja przyjaciółka, czarodziejka wody. — Taki z
mocnym wieczkiem? Jej Wysokość potrzebuje nowej komnaty!
*
— Musicie wracać? — spytała Płatek, stawiając na niskim stole. — Było tu tak wiele do
roboty, że prawie nie mieliśmy czasu, żeby was odpowiednio uhonorować!
— Przeciwnie, już za długo nas honorowaliście.
Ponieważ odbieranie honorów polegało głównie na siedzeniu nieruchomo i uśmiechaniu się,
podczas gdy ludzie obdarzali nas komplementami, wcale nie patrząc nam przy tym w oczy.
mówiłam najzupełniej szczerze. Mieszkańcy Doliny Powolnej Wierzbowej Rzeki podobali mi się
znacznie bardziej wtedy, gdy po prostu z nami rozmawiali, śmiali się i traktowali nas jak zwykłe
istoty ludzkie, a nie superbohaterki, które mogłyby się obrazić za nie dość niski ukłon.
Mama Liu popatrzyła na mnie. a w jej żywych, czarnych oczach pojawił się uśmiech.
— Może nasi goście po prostu wolą napić się herbaty, drogie dziecko. Podejrzewam, że
zawstydzamy dziewczęta tymi komplementami.
— Ale honory im się należą!
— Rzeczywiście. Ale wiedzą przede wszystkim, że mogą liczyć na to, co najważniejsze: na
wdzięczność w naszych sercach.
Poczułam, że płoną mi policzki, i nieco zmieszana pochyliłam głowę.
— Dziękuję — powiedziałam, jak najbardziej szczerze.
Wypiłam łyk herbaty. Była jasnozielona, taka sama, jaką parzyła moja babcia. I nagle znikąd
pojawiła się myśl, że nareszcie zapłaciłam za lustro. Dotrzymałam obietnicy złożonej przez babcię,
a w nagrodę dostałam jej bliskość, jej ciepło, jej dumę ze mnie. Wiedziałam, że wciąż bardzo mnie
kocha. I dzięki temu jej brak w codziennym życiu stał się o wiele łatwiejszy do zniesienia.
*
Wkrótce potem opuściłyśmy dolinę. W mieście ludzie wzięli się już do ciężkiej pracy, na powrót
odnajdując swoje powołanie. Odgłos mocnych uderzeń młotka dobiegał z warsztatu stolarza Wu, a
z piekarni unosił się zapach świeżego chleba. Nad nami jaskółki skręcały i pikowały, goniąc
tańczące w powietrzu komary.
Powoli wspinałyśmy się na Górę Białego Wiatru, aż dotarłyśmy do przełęczy, na której pierwszy
raz spotkałyśmy Płatka. Dzwonki wietrzne huśtały się powoli grając swoją dźwięczną muzykę.
— Nie ma go — stwierdziła Irma, rozglądając się dookoła. — Nie ma lustrzanego przejścia!
Miała rację. Postrzępione modrzewie, płaski głaz. wyszczerbiona miseczka, białe kwiaty - teraz
trochę zwiędłe - wszystko było w tym samym miejscu co wcześniej, nie licząc ryżu, którym
pożywiły się jakieś zwierzęta. Ale po rozkołysanym, owalnym otworze nie było ani śladu.
— To typowe — stwierdziła Cornelia. — Dlaczego magia zawsze „wsysa" cię bez żadnych
kłopotów, ale tak trudno jej cię „wypluć”?
— Musi znów się pojawić — powiedziałam. — Wyrocznia nie zostawiłaby nas tu na pastwę
losu.
— Obie wygadujecie bzdury — przerwała Will. — Nawet nie potrzebujemy lustra. Wystarczy,
że użyjemy Serca Kondrakaru i poprosimy Wyrocznię o odstawienie do domu. A poza tym musimy
dostarczyć przesyłkę.
Wskazała na zakręcony słoik, który trzymałam. W środku niezadowolony chrząszcz raz po raz
uderzał głową o szklane ściany. W wieczornym słońcu znak białej korony lśnił niemal jak złoto.
— Macie rację — przyznałam. — Ale pośpieszmy się, proszę. Muszę wrócić do domu. Co
będzie, jeśli wujek Kao czuje się gorzej?
Will wyciągnęła Serce i po kolei położyłyśmy na nim dłonie, jedną na drugiej. Ogarnęło mnie
znajome, łagodne ciepło, jakby w moim ciele świeciło słońce.
Dźwięczna melodia dzwonków wietrznych Płatka ucichła, a góra zniknęła.
Witajcie, Strażniczki.
Znalazłyśmy się w wielkiej sali zgromadzeń w fortecy Kondrakar. Wokół nas rozciągał się jej
pełen kolumn ogrom, który wydawał się bezkresny. Wyrocznia czekała, uśmiechając się, równie
łagodna i znajoma jak dotyk Serca. Ale tym razem szukałam wzrokiem kogoś innego.
— Witaj, maleńka. I dziękuję ci.
Głos babci był pełen miłości i ciepła. Przez chwilę chciałam po prostu z nią zostać, na zawsze
zachować poczucie bezpieczeństwa i opieki. To niemożliwe. Wiedziałam o tym. I przecież tak
naprawdę wcale nie chciałam porzucić rodziców ani przyjaciółek z Heatherfield, ani całej reszty
swojego codziennego życia. Ale jakaś część mnie wciąż odczuwała ból.
Twoja babcia zajmuje miejsce, na które zasłużyła, przez całe życie wiernie służąc Kondrakarowi.
Pewnego dnia ty też możesz tu trafić. Na razie musisz powrócić do Heatherfield i żyć tak, jak
miałaś żyć, z taką odwagą, siłą i mądrością, jakie okazałaś, dotrzymując obietnicy, którą złożyła
Yan Lin.
Powrócić. Tak. Ale czy to musi nastąpić natychmiast?
— Nie chcę cię opuszczać — szepnęłam, przez łzy ledwo widząc twarz babci. — Jeszcze nie.
— Wiem, maleńka. Ale kiedyś znów się spotkamy. A twoi rodzice zaczną tęsknić, jeśli szybko
nie wrócisz. Poza tym — podniosła do góry palec — już dawno powinnaś spać, młoda damo!
Brzmiało to tak... tak po babcinemu, że nie mogłam powstrzymać śmiechu. Odwracając się do
Wyroczni, wyciągnęłam słoik.
— Trzeba się zająć Jej Wysokością.
Na twarzy Wyroczni wyjątkowo w miejsce uśmiechu zagościła surowość.
Zrobię to. Swoich więźniów trzymała krótko, więc także jej wolność będzie ograniczona, dopóki
nie przestanie pragnąć władzy nad innymi.
Usłyszałam, że Irma chichocze.
— Mówiłyśmy, że udzielimy jej lekcji — powiedziała. — Niestety, podejrzewam, że ta nauka
może potrwać. Ale czuję, że ktoś tym się zajmie...
Na poważnych rysach Wyroczni odmalowało się rozbawienie.
Może masz rację, Strażniczko.
A potem czas i przestrzeń zawirowały wokół nas. Zostałyśmy odesłane do zwykłego świata, do
Heatherfield, na podwórze za restauracją.
Noc już prawie się skończyła.
— Muszę się pośpieszyć — powiedziała Taranee. — Mama mnie zabije, jeśli się zorientuje, że
nie było mnie całą noc.
— W razie czego powiedz, że poszłaś na spacer z Nigelem — podsunęła Irma, mówiąc o
naszym koledze ze szkoły, który bardzo się podoba Taranee.
— Żartujesz? Wtedy tym bardziej mnie zabije!
Na gałęziach wiśni nad naszymi głowami lustro i lampion kołysały się łagodnie. Lampion nie
był już zapalony, a lustro wyglądało jakby bardziej zwyczajnie niż przedtem. Instynktownie
wiedziałam, że nawet gdybym poprosiła, nie zabierze mnie z powrotem do Powolnej Wierzbowej
Rzeki. Spełniło swoje zadanie i magia już je opuściła. Ostrożnie je odwiązałam, a potem zdjęłam
także lampion. Lampion Liu. Teraz wiedziałam, skąd babcia wzięła tę nazwę.
— Do jutra — powiedziała Will, ziewając. — Pod warunkiem, że zwlokę się z łóżka.
Moje przyjaciółki poszły. Znowu wyglądały jak zwyczajne dziewczyny z Heatherfield. Cicho
wkradłam się do domu, żeby urwać kilka godzin snu. którego bardzo potrzebowałam.
Miałam jednak wrażenie, że ledwie położyłam się do łóżka, gdy poczułam na ramieniu dłoń
mamy, która mną potrząsała.
— Proszę, maleńka, obudź się. Dostaliśmy wiadomość ze szpitala i musimy natychmiast tam
jechać.
Zamrugałam powiekami, po czym gwałtownie usiadłam. W blasku bardzo wczesnego poranka
mój pokój wydawał się niemal biały.
— Wujek Kao? Jego stan się pogorszył?
— Nie wiem, maleńka. Po prostu zadzwonili z wiadomością od kuzynki Lee, żebyśmy jak
najszybciej przyjechali.
Serce biło mi tak szybko, że aż dzwoniło mi w uszach. Pośpiesznie włożyłam ubranie, które
miałam na sobie poprzedniego dnia, tak gwałtownie przeciskając rękę przez rękaw, że aż szwy
puściły. Potem zbiegłyśmy ze schodów i wypadłyśmy na pustą jeszcze ulicę, gdzie w samochodzie
czekał już ojciec.
Pognaliśmy do szpitala, ale gdy już się tam znaleźliśmy, wszystko jakoś zwolniło. Nie biegliśmy
przez korytarz, tylko szliśmy wolnym krokiem. Chyba wszyscy się baliśmy tego, co czeka nas przy
łóżku wujka Kao.
Ale zobaczyliśmy uśmiechniętego wujka, który siedział na łóżku i ostrożnie popijał zieloną
herbatę z filiżanki trzymanej przez kuzynkę Lee.
— Czujesz się lepiej — stwierdził mói ojciec, siadając dość gwałtownie na krześle dla gości.
Wujek skinął głową.
— Mhm. Ktoś mi powiedział, że donikąd się nie wybieram, więc mogę żyć dalej i przestać już
wszystkich straszyć.
Ze zdumienia otworzyłam usta. Były to słowa, które babcia wypowiedziała do Mamy Liu.
Dokładnie te same.
Powoli się uśmiechnęłam.
— Zdaje się, że wiem. kto ci to powiedział.
Wujek popatrzył na mnie. Oczy dziwnie jaśniały na jego pomarszczonej, starczej twarzy. On
także się uśmiechnął.
— Mhm — mruknął. — Może i wiesz, dziecko. Może i wiesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz