wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 1:Wujek Kao

— W górę — mruknął mój ojciec pod nosem. — Leć w górę, stary!
Stał na Wzgórzu Parkowym i przemawiał do latawca. A ten, zamiast lecieć w górę, zatrząsł się,
po czym zaczął ociężale opadać. Na twarzy taty pojawiło się wyraźne zniecierpliwienie. Szybko się
jednak zmitygował i umiejętnie pociągnął za żyłki, by latawiec nie uderzył w ziemię. Ale bez
większego rezultatu, więc uznałam, że najwyższa pora trochę mu pomóc.
Cicho, tak cicho, by tata nie mógł tego usłyszeć, szepnęłam wiatrowi kilka słów. I nagle wielki
latawiec wzniósł się niczym smok, którego miał przypominać. Zalśnił szkarłatem na tle błękitnego
nieba. Ciągnęły się za nim czerwone i żółte wstążki, migoczące jak płomienie. Wyglądał wspaniale
i na jego widok poczułam przypływ wielkiej radości.
— O, właśnie — powiedział tata. — Tak lepiej.
Przytuliłam się do jego ramienia, uważając, by nie przeszkodzić mu w manewrowaniu żyłkami.
— Wygląda pięknie, prawda?
— Tak, jest niezły — przyznał tata i uśmiechnął się z zadowoleniem.
I wtedy nagle przed oczyma stanęła mi babcia. Jeszcze w zeszłym roku była tu z nami i
puszczała latawce. Jeszcze w zeszłym roku. Poczułam kłucie w okolicy serca i ogarnęła mnie
potężna fala smutku. O rany! Tak mi jej brak!
Ojciec zauważył zmianę, która we mnie zaszła.
— Co jest, maleńka?
— Nic — odparłam, starając się, by mój głos brzmiał pogodnie. Była sobota, wietrzny,
wiosenny dzień. Po dniach ciężkiej harówki w restauracji tata znalazł wreszcie kilka godzin
wolnych. I cieszył się tym czasem jak dziecko. Nie chciałam mu tego zepsuć.
Ale zbyt dobrze mnie znał. Oderwał wzrok od latawca i spojrzał na mnie z uwagą.
— Chodzi o babcię? — zapytał.
Skinęłam głową.
— Tęsknię za nią. Wiesz, jak lubiła puszczać latawce.
Na pogrzebie babci cierpiałam tak bardzo, że nie potrafię tego opisać. Zrozumiałam wtedy, co
naprawdę znaczy mieć złamane serce. Czułam się jak dziecko zostawione przez nią na pastwę losu.
Wciąż zastanawiałam się, jak my sobie poradzimy bez babci. Kto będzie mnie dalej wspierał
podczas zadań, które szykuje nam Wyrocznia? Przecież babcia sama była kiedyś Strażniczką
Wielkiej Sieci. Mogłaby mi tyle opowiedzieć o niebezpieczeństwach, które czyhają na WI.T.C.H.
Ale nie zdążyła...
Od tej chwili minęło trochę czasu. Teraz wiem, że babcia nie opuściła nas tak po prostu. Wraz z
Wyrocznią przebywa w fortecy Kondrakar i stamtąd śledzi nasze losy. Wiem o tym, ale tęsknię za
nią i chcę, by była obok. Środek Nieskończoności leży tak daleko...
W tym momencie spojrzałam na ojca. Zobaczyłam zmianę na jego twarzy i zrozumiałam, że
radość częściowo go opuściła.
— Mnie też jej brakuje — powiedział. — Ale nic na to me poradzę. Musimy zachowywać w
pamięci słowa babci i wspomnienia o wszystkim, co dla nas zrobiła. Ale życie toczy się dalej.
Babcia zbeształaby nas, gdybyśmy ciągle rozpamiętywali przeszłość, nie sądzisz? Nieźle by się
nam oberwało!
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Kazania mojej babci obrosły legendą. Potrafiła tak
drobiazgowo przedstawić sytuację, że człowiek dokładnie rozumiał, dlaczego postąpił głupio,
samolubnie czy tchórzliwie. W jakiś sposób jednak ta babcina reprymenda dodawała też sił i
odwagi do naprawienia błędu. I w ostatecznym rozrachunku człowiek czuł się lepiej. O tak! Babcia
umiała łajać jak mało kto.
Popatrzyłam w górę na latawiec i oparłam głowę na ramieniu taty.
— Uważaj — ostrzegłam. — Ten latawiec już nigdy nie zechce wrócić na ziemię.
Uśmiechnął się blado.
— Dam sobie radę.
Nagle od strony parkowej bramy usłyszeliśmy wołanie. Z daleka zobaczyliśmy mamę. Szła do
nas szybko.
— Przyszła popuszczać z nami latawca — stwierdził! z uśmiechem tata.
Mama pokonała już połowę drogi na wzgórze. Wyraz jej twarzy nie wróżył niczego dobrego.
— Co się stało? — zapytał tata.
— Wujek Kao — odpowiedziała krótko. — Przewrócił się. Zabrali go do szpitala. Powinniśmy
tam pojechać.
Ręce ojca zadrżały. Rozległo się kilka brzdąknięć — to pękła pierwsza żyłka przytrzymująca
latawiec, a potem następne. Uwolniony latawiec pofrunął prosto w niebo i wiedziałam, że więcej go
już nie zobaczymy. Ąle teraz nie miało to znaczenia.
— Co mu się stało? — spytałam, czując przykry ucisk w brzuchu. — To nic poważnego,
prawda?
Mama zawahała się. Zrozumiałam, że owszem, to było coś bardzo poważnego.
— Nie wiem, córeczko — powiedziała. — Zobaczymy...
*
Wujek Kao wydawał się strasznie mały i skurczony w wielkim szpitalnym łóżku i w tej białej
pościeli. Oczywiście wiedziałam, że jest stary, niemal równie stary jak babcia. Ale zwykle wyglądał
jakoś inaczej - nie był tak zmęczony, blady i... wątły jak teraz.
— Witaj, mała — odezwał się do mnie, ale mimo uśmiechu jego głos też był wątły, wątły jak
nitka albo żyłka trzymająca latawiec. A ta żyłka się zerwała. Na myśl o tym poczułam ciarki
przebiegające mi po Plecach.
— Witaj, wujku Kao — powiedziałam drżącym głosem.
Wszyscy go tak nazywamy, chociaż wcale nie jest wujkietn, tylko starym przyjacielem babci i
całej naszej rodziny. Zawsze u nas bywał, od kiedy pamiętam.
Z zewnątrz, z jasno oświetlonego korytarza dobiegały glosy. To tata rozmawiał z Lee - wnuczką
wujkał Kao. Ale tutaj, w pokoju, panowała cisza. Nawet światło było przyćmione i łagodne, jakby
ktoś się bał. że może sprawić ból zmęczonym oczom wujka Kao. Spojrzał na mnie.
— Miło z twojej strony, że przyszłaś odwiedzić niezdarnego staruszka — powiedział. —
Można by pomyłśleć, że w moim wieku człowiek nie powinien się przewracać jak jakiś niemowlak,
który uczy się chodzić — zażartował.
Nie mogłam wydusić słowa. Po prostu wzięłam go za rękę. Była chłodna, znacznie zimniejsza
niż zazwyczaj.
— Nie chodzi o sam wypadek — po drugiej stronie szklanych drzwi powiedziała do ojca
kuzynka Lee. — Rano jak zwykle przyszłam, by zrobić mu śniadanie, i znalazłam go w łazience.
Przeleżał na zimnej podłodze całą noc. Lekarze mówią, że nabawił się zapalenia płuc, a w jego
wieku...
— Są przecież antybiotyki! — odparł trochę zbyt głośno gniewnym tonem ojciec. — W
dzisiejszych czasach nie umiera się na zapalenie płuc!
Kuzynka Lee uciszyła go gestem dłoni.
— Ciii... Oczywiście, że nie — przyznała. — Na pewno niedługo z tego wyjdzie.
Wujek Kao wydał z siebie zduszone parsknięcie. Wiedziałam, że tak jak ja słyszał rozmowę
prowadzoną za szybą.
— Wszystko ma swój czas i miejsce — powiedział. — A ja miałem miłe życie. Nie mogę
narzekać!
— Wujku!
— O, nie bój się, mała. — Delikatnie poklepał moją dłoń. — Wszystko będzie dobrze. Jestem
po prostu trochę zmęczony...
Wyglądał na bardziej niż trochę zmęczonego. Miałam wrażenie, że sam próbuje dodać sobie
animuszu. A widziałam - nawet wypowiadanie słów w tej chwili wymagało od niego ogromnego
wysiłku.
— Powinnam już iść — powiedziałam. — Musisz odpocząć, wujku.
— Nie! — Jego dłoń zacisnęła się na mojej, przytrzymując mnie. — Jest coś... muszę ci o tym
powiedzieć. Coś, co musisz mieć. Twoja babcia zostawiła to wiele lat temu pod moją opieką... Ale
ostatnio śniło mi się... Po prostu powiedziała, że powinienem ci go przekazać. Kiedy nadejdzie
właściwa pora. Nie wiem, czy to właściwa pora, czy nie, ale mogę już nie mieć następnej okazji.
Powiedz więc mojej wnuczce, że lampion Liu jest dla ciebie.
Zamknął oczy i jego nierówny oddech stał się cichszy. Puścił moją rękę. Pomyślałam, że pewnie
zasnął.
Ale kiedy wstałam, by zawołać ojca, spojrzał na mnie raz jeszcze.
— Lampion Liu — powiedział, patrząc mi z uwag w oczy. — Będziesz pamiętać, Hay Lin?
— Będę pamiętać, wujku.
— To dobrze. — Popatrzył na sufit, po czym mrukną pod nosem: — Może wtedy ona
przestanie mi się wreszcie naprzykrzać.
Z jakiegoś powodu miałam całkowitą pewność, że „ona” to moja babcia.
W samochodzie, w drodze do domu, tata milczał. Później, kiedy położyłam się do łóżka,
usłyszałam głosy dochodzące z dołu, z kuchni. Rodzice rozmawiali o czymś podniesionymi
głosami. Po cichu podkradłamjsię do schodów i usiadłam na stopniu, by posłuchać. Co
zdenerwowało rodziców? Czyżby z wujkiem Kao było tak źle? Bałam się, że moje najczarniejsze
podejrzenia się potwierdzą.
Ojciec stał oparty o stół i wpatrywał się w stojąc obok lampę.
— Mam wrażenie, że on po prostu się poddał — powiedział, a w jego głosie pobrzmiewały
gniew i gorycz. — Dlaczego starzy ludzie uważają, że mogą się po prostuj poddać i umrzeć? Czy
oni w ogóle nie myślą o tych którzy zostają?
Chciałam objąć go i przytulić - tak by nie czuł bólu. Wiedziałam, że myśli nie tylko o wujku
Kao, ale także o babci. Nie miałam pojęcia, jak go pocieszyć. Świetnie go rozumiałam.
Mama podeszła do ojca i delikatnie położyła mu rękę na czole.
— Dosyć — powiedziała łagodnie. — Już dosyć. Zobaczysz, wszystko się ułoży — pocieszała.
— Wujek Kao jest przecież pod świetną opieką. Lekarze mówią, że to silny staruszek. On się
poddał? To zupełnie nie w jego stylu...
— Może masz rację? Może tylko tak mi się zdawało? — ojciec jeszcze bardziej pochylił się
nad stołem, jakby sam nie wierzył we własne słowa.
Widziałam, jak mama przytula go i głaszcze po włosach. Często to robiła. Potrafiła w ten sposób
ukoić każdy ból... Zupełnie jak kiedyś babcia.
Siedziałam skulona na schodach w cienkiej piżamie. z otwartego okna, z otchłani ciemnej nocy
powiało chłodem. Wzdrygnęłam się z zimna. Ale nie to było problemem. Czułam ból i pustkę - jak
mój ojciec. I tak bardzo pragnęłam, by mama przyszła i pogłaskała także i mnie. By powiedziała
mi, że rano wszystko będzie wyglądało znacznie lepiej. Tak bardzo chciałam w to wierzyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz