niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 8:Pocałuj ropuchę

Powrót na mroźne, wietrzne wzgórze koło Farmy Krzemieni, okazał się lekkim wstrząsem. Z
jakiegoś powodu, nigdy nie jest mi zimno pod postacią Czarodziejki, ale gdy znów mam na sobie
zwykłe ubranie, czuję się zmarznięta, zmęczona i brudna. A czekało mnie jeszcze mało apetyczne
zadanie przywrócenia Alowi Gatorowi jego dawnych kształtów.
-Nie ma innego sposobu? - jęknęłam.
-Żadnego nie znam - odparła Will.
-A może ty to zrobisz? - Wyciągnęłam w jej stronę puszkę z ropuchą.
-Nic z tego. Ty go zrobiłaś, to teraz zmień go z powrotem.
Fuj. Fuj, fuj, fuj. Ale wiedziałam, że muszę. Złapałam płaza za pokryty brodawkami tułów.
Wydawał się teraz zupełnie zagubiony i nie byłam pewna, czy nie wolę go właśnie w takiej formie.
Należało to jednak zrobić. Zamknęłam oczy i, starając się nie oddychać przez nos, złożyłam na
oślizgłym czole szybki pocałunek.
Zyyng. Al Gator znów pojawił się przed nami, w swoich nieśmiertelnych okularach i tak dalej.
Ale wciąż nie wiedział, co się dzieje.
-Cześć, moje kochane - powiedział. - Cudownie was widzieć. Cudownie.
A potem na chwiejnie ruszył w dół wzgórza, w stronę domu, nie pamiętając najwyraźniej ani o
Kedzie, ani o nas, ani o ochroniarzach, ani o tym, jak był ropuchą. Później jednak doszły mnie
słuchy, że po tym doświadczeniu miał skłonność do rechotania, gdy się zdenerwował.
-Myślisz, że w tym też pomogła nam Wyrocznia? - zwróciłam się do Will.
-Możliwe. - Uśmiechnęła się. - Za to jestem pewna, że pomogło nam Serce.
-Dobrze - powiedziała Hay Lin. - Świetnie. A teraz czy możemy iść do domu? Proszę. Zaraz tu
zamarznę!
*
-Schudłaś! - rzuciła Hay Lin oskarżycielskim tonem.
-No, tak, sporo ćwiczyłam - odparłam. - Wiesz, marsz przez ruchome piaski, walka z potworami,
te rzeczy.
-Zdajesz sobie sprawę, że znów muszę zwęzić ci spódnicę?
-A nie możesz jej po prostu spiąć szpilką?
-Chyba mogę.
Znów byłyśmy w szatni i ubierałyśmy się na kolejny Wieczór Muzyczny. Dziwna sprawa.
Minęły zaledwie dwa tygodnie, a po istnieniu Krzemieni nie został już niemal żaden ślad. Pozostali
czterej członkowie zespołu znów żyli jak zwykli ludzie. Plakaty, płyty, koszulki i reszta gadżetów...
znikały z pola widzenia, a ludzie najwyraźniej zapominali, dlaczego je w ogóle kupili. Co jakiś czas
Cornelia przyprawiała wszystkich o dreszcze, przez nieuwagę naciskając breloczek. „Od dzisiaj na
zawsze”.
Fiona znów była sobą. Do tego stopnia, że nalegała, by Nefrytowe Siostry jeszcze raz
spróbowały zdobyć Bessie.
-Pamiętaj, żeby w trzecim wersie zaśpiewać „zagubione wśród piasku” - upomniała mnie
Taranee, bawiąc się nerwowo jednym z tuszów do rzęs z zestawu Cornelii. - A nie „porzucone
wśród piasku”, jak na próbie.
Skrzywiłam się.
-Spróbuję.
-To ważne!
-Wiem. Postaram się, Taranee, obiecuję!
Napisałyśmy nową piosenkę. Uważałam, że jest lepsza niż „Wrócić do szkoły”, ale czy spodoba
się publiczności? Poczułam, jak nerwowe motyle uderzają skrzydłami o ściany mojego żołądka.
Weszły Fiona i Kara, niosąc stos plastikowych kubków i butelkę wody.
-Cobalci też mają nowy kawałek - oznajmiła Fiona.
-O! I co, dobry? - spytałam, wstrzymując oddech, głównie dlatego, że Hay Lin wciąż spinała mi
spódnicę, ale także dlatego, że nasze szanse na Bessie w dużej mierze zależały od odpowiedzi na to
pytanie.
-Świetny. - W głosie Kary podziw mieszał się z niepokojem. - Właśnie robią próbę brzmienia i...
no, to doskonała piosenka.
-Lepsza od naszej?
-A skąd! - Fiona gwałtownie włączyła się w naszą rozmowę.
Nie miałam jednak pewności, czy Kara podziela jej zdanie, a to ona była prawdziwą muzyczką.
Hay Lin przypięła ostatnią szpilkę.
-Gotowe - oznajmiła. - Tylko nie rób fikołków ani nic takiego, bo się ukłujesz.
-Nie miałam zamiaru.
Poklepałam zieloną spódnicę i przejrzałam się w lustrze. Przez chwilę tam stałam,
przypominając sobie uczucie, którego doznałam, zdobywając Bessie. Ten niesamowity dreszcz.
Wszyscy na nas patrzyli, krzyczeli, klaskali, zachwyceni nami i naszą piosenką... Mogłam sprawić,
by to się powtórzyło. Wiedziałam, że mogę. Wystarczyło jedno życzenie.
Will otworzyła drzwi.
-Pięć minut, dziewczyny - powiedziała. - Powodzenia!
Po chwili zniknęła, by wrócić do swoich monitorów i przełączników.
-Już? - zdziwiła się Fiona, wpadając najwyraźniej w lekką panikę. - Ale ja jeszcze nie... Moje
włosy. Moja szminka!
„Tylko spokojnie” - pomyślałam.
-Wyglądasz świetnie - zapewniłam Fionę. - Wszystkie świetnie wyglądamy. A teraz damy czadu!
*
Byłyśmy dobre. Pomyślałam, że ciągle robimy postępy. Widzowie zgotowali nam owację,
podobała im się nowa piosenka. Co więcej, świetnie się bawiłam, śpiewając ją. Pamiętałam nawet
słowa. Wszystkie...
I.... Nie wygrałyśmy. Wygrał zespół Cobalt Blue. Piąty raz zdobyli Bessie.
-Nie użyłaś magii - powiedziała Will, gdy po koncercie pomagałam jej zwinąć kable.
-Nie - przyznałam. - Przemyślałam to i stwierdziłam... że tak będzie lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz