Moda na Krzemienie rozprzestrzeniała się po Heatherfield z prędkością lawiny. Jeszcze
niedawno nikt o nich nie słyszał. A teraz byli już wszędzie: w radiu, . w porannych wiadomościach,
w sklepach muzycznych i na plakatach. W szkole we wnętrzach szafek nie wisiały już plakaty z
Lizą T. Nikt nie nosił koszulek zespołu Kosmiczny Dżem. Nagle wszędzie pojawili się Krzemienie.
Nawet moje koleżanki Czarodziejki nie oparły się temu szaleństwu.
-Hej, Cornelio! Nie zapomnij kluczy! - Podniosłam je ze stolika w kawiarni i podałam
przyjaciółce.
-A tak, dzięki - powiedziała, sięgając po nie podejrzanie szybkim ruchem.
Cofnęłam więc rękę i dokładniej spojrzałam na to, co trzymałam. Na okrągłym, plastikowym
breloczku widniała podobizna Keda.
-Oho, co my tu mamy? - zakpiłam. - Następna zachwycona gwiazdorem nastolatka! Kolejna
ofiara krzemieniowego szaleństwa!
-Zamknij się - odparła ostro Cornelia. - Oddawaj!
Oczywiście, od razu oddałam jej klucze. No, prawie od razu. Musiała tylko jakieś cztery razy
obiec za mną stół. Zanim mnie w końcu złapała, odkryłam dodatkowy sekret breloczka - kiedy się
go nacisnęło, rozlegała się piskliwy fragment melodii „Od dzisiaj na zawsze”.
-Och, jakie to urocze! - powiedziałam, z trudem łapiąc oddech. Naprawdę powinnam więcej
ćwiczyć. Policzki Cornelii nabrały niemal rubinowej barwy.
-Przecenili je - mruknęła. - Kupiłam ten breloczek tylko dlatego, że był tani.
-No, jasne. Na pewno dlatego!
-Przyganiał kocioł garnkowi. Myślisz, że nie wiemy, co sobie wkleiłaś do kalendarzyka?
Moja kolej na rumieńce.
-To co innego. Kupiłam je tylko dlatego...
-Że było tanie?
-Nie. Dlatego...
Dlatego, że na zdjęciu z autografem Ked miał niemal to samo spojrzenie, takie smutne, takie
zagubione. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć.
-No, dobra, podoba mi się jego muzyka. Czy to zbrodnia?
*
Było coraz gorzej. Breloczki i podpisane zdjęcia to jeszcze nic. Wkrótce każdy musiał mieć
ubrania i fryzurę w stylu Krzemieni, a niektórzy chłopcy zaczęli nosić tanie plastikowe imitacje
słynnej gitary Keda - Bratniej Duszy. Chwilami zdawało się, że szkolne korytarze zamieszkują
klony Keda. Jakim cudem zjawisko rozprzestrzeniło się tak błyskawicznie? Pojawiła się masa
gadżetów. A ludzie wciąż je kupowali. Nic dziwnego, że Al Gator uśmiechał się szerzej za każdym
razem, gdy pokazał się w telewizji.
Niektórzy z moich kolegów snuli się po szkolnym korytarzu z nieprzytomnym spojrzeniem i
wciąż nucili pod nosem „Od dzisiaj na zawsze”. Ze słuchawkami na uszach albo bez. Krążyła
plotka, że ucznia naszej szkoły przyłapano na kradzieży w sklepie. Podobno nie miał pieniędzy na
płytę Krzemieni, a najwyraźniej uważał, iż nie może bez niej żyć. Z kolei dwie dziewczyny pobiły
się o kurtkę z autografem Keda i zostały zawieszone na dwa tygodnie.
A potem przyszła do mnie Kara, dwa tygodnie po niezapomnianym występie w Starlet Express.
Potrzebowała mojej pomocy.
-Chodzi o Fionę - wyjaśniła. - Od paru dni nie pokazuje się w szkole i nie odbiera telefonu. Coś z
nią chyba nie tak. Pójdziesz ze mną ją odwiedzić?
Nigdy nie byłam w domu Fiony. Przed założeniem zespołu Nefrytowe Siostry ledwie się
znałyśmy. Ale Kara chodziła ze mną do klasy i była dobrą koleżanką, a oczy aż jej pociemniały ze
zmartwienia. Oczywiście się zgodziłam.
-Może Hay Lin powinna iść z nami - zaproponowałam szybko.
A zatem tego popołudnia wszystkie trzy poszłyśmy po lekcjach do domu, w którym Fiona
mieszkała ze swoim zapracowanym ojcem.
Gdy tylko wysiadłyśmy z autobusu, do naszych uszu dobiegły głośne dźwięki „Od dzisiaj na
zawsze”.
-To na pewno tutaj - stwierdziła Hay Lin, pokazując ładny biały budynek z czterema balkonami o
zielonych poręczach. - A przynajmniej stamtąd dochodzi muzyka. Chyba skądś ją znam -
powiedziała z przekąsem.
Zadzwoniłyśmy do drzwi wejściowych, ale nikt się nie odezwał. W końcu na jednym z
balkonów na parterze pojawiła się jakaś kobieta.
-Jesteście jej koleżankami? - spytała.
-Eee... tak - potwierdziłam, niepewna, czy ją to ucieszy. Wydawała się zmęczona i rozgniewana.
-Powiedzcie jej, proszę, żeby wyłączyła ten jazgot. Puszcza tę piosenkę w kółko przez cały
dzień, a jej ojciec znów wyjechał w interesach. Doprowadza mnie to do szału!
-Załatwimy to - zapewniłam ją szybko - jeśli nas pani wpuści. Pewnie nie słyszy domofonu.
-Nic dziwnego - prychnęła kobieta i znikła we wnętrzu mieszkania. Po chwili drzwi zabrzęczały
i weszłyśmy do środka.
Po schodach i w prawo - powiedziała Kara. - Jeśli mocno zapukamy, powinna nas mimo
wszystko usłyszeć.
Pukałyśmy. Potem waliłyśmy. Wreszcie wołałyśmy Fionę po imieniu. Bez skutku.
-I co teraz?
-Nie wiem - odparła Hay Lin. - Na pewno jest w domu. Może po prostu nie chce się z nikim
spotykać.
"Trzeba było przyprowadzić Cornelię” - pomyślałamn. Wystarczyło jej jedno spojrzenie i
przedmioty się przesuwały, a zamki otwierały. Przydatna sztuczka. Hay Lin i ja niewiele mogłyśmy
zrobić, jeśli nie chciałyśmy się zdradzić przed Karą i wszystkimi w okolicy, że jesteśmy
Czarodziejkami.
-Zobaczy się ze mną, czyjej się to podoba, czy nie - powiedziała Kara zdecydowanym tonem i
otworzyła szczelinę do wrzucania listów. Zajrzała do pogrążonego w półmroku wnętrza. - Tak
myślałam – mruknęła. - Ma któraś z was długopis, kawałek drutu czy coś w tym rodzaju?
Kawałek drutu? Co chciała zrobić? Włamać się?
-Mam długopis - odparła Hay Lin, wydobywając go z torby. *
Kara wcisnęła długopis w szczelinę i poruszała nim przez chwilę. „Bardzo sprytnie” -
pomyślałam.
-Jest! - wykrzyknęła po chwili, a potem zaczęła wyciągać długi, elastyczny sznurek. Na jego
końcu kołysał się klucz. Włożyła go do zamka i otworzyła drzwi. - Fiona? - zawołała. - Fiona, to
my!
Wciąż nie było odpowiedzi, a przynajmniej żadnej nie usłyszałyśmy. Gdy nagle do naszych uszu
dobiegły znajome dźwięki.
Gdzieś wśród wszystkich światów jest takie miejsce
Gdzieś wśród wszystkich światówjest taki czas...
Ktoś śpiewał na cały głos, tworząc coś w rodzaju duetu z nagranym wokalem Keda. Nie
brzmiało to jak śpiew Fiony- głos był szorstki, ochrypły i przypominał raczej skrzeczenie.
Ale to ona śpiewała. Fiona. Siedziała na podłodze pośrodku pokoju, oblepionego plakatami
Keda, zawalonego poduszkami z jego podobizną i czasopismami, z których okładek spoglądały
jego smutne oczy. Miała na sobie koszulkę z jego zdjęciem. Jej krótkie, jasne włosy zakrywała
nałożona tył na przód czapka z nazwą zespołu. Miała zamknięte oczy. Po jej policzkach płynęły łzy.
To miejsce spotkania, chwila zakochania...
Hay Lin przyciszyła muzykę. Bez Keda w tle, głos Fiony brzmiał jeszcze gorzej. Łamiący się,
zachrypnięty, podobny do szeptu. Ale nawet bez podkładu śpiewała dalej i kołysała się w rytm,
którego nikt oprócz niej nie słyszał. I to było najstraszniejsze.
-Fiona - odezwała się Kara, klękając przy niej. - Fiona, przestań!
Objęła przyjaciółkę ramionami. Fiona otworzyła wtedy oczy.
-To takie smutne - wyszeptała. - Takie smutne...
-Może zrobię herbaty - zaproponowała Hay Lin, instynktownie zdając się na rytuał, który w jej
własnym domu stanowił lekarstwo na wszystko.
-Tutaj herbata nie wystarczy - odparła Kara, zerkając na mnie. - Wyjmij płytę. Wyjmij tę okropną
płytę z odtwarzacza i ją zniszcz!
Wcale nie była okropna, była piękna. Piękna, piękna muzyka...
Ale potem popatrzyłam na zapłakaną twarz Fiony i zrozumiałam, co Kara ma na myśli. To była
przesada. To wykraczało poza zwykłą, zbiorową fascynację, ogarniającą nastolatki. To było
prawdziwe szaleństwo, niezdrowe i szkodliwe. Wyjęłam płytę z wieży Fiony i przełamałam na pół.
Fiona krzyknęła.
-Nie! Zniszczyłaś ją. Zrobiłaś mu krzywdę!
-Posłuchaj - powiedziała Kara. - Fiona, posłuchaj mnie. Wstaniesz, włożysz kurtkę, i pójdziesz
ze mną do domu. I to już!
-Dlaczego? - spytała Fiona. - ja tylko słucham sobie muzyki...
-Już! - powtórzyła Kara, siłą podrywając ją z podłogi. - Irma, pomóż mi...
Fiona musiała od dłuższego czasu siedzieć w tym samym miejscu. Ledwo trzymała się na
nogach Ciągle powtarzała, żeby zostawić ją w spokoju i skarżyła się. że złamałam jej płytę.
Ale my byłyśmy nieugięte.
-Zostawimy twojemu tacie kartkę - powiedziała Kara. - I wiadomość na sekretarce, na wypadek,
gdyby zadzwonił. No, chodź!
Przez całą drogę na przystanek Fiona miała zamknięte oczy i chrapliwym głosem nuciła
fragmenty piosenki Keda. Kara musiała nią potrząsnąć, by zmusić ją do w miarę normalnego
sposobu zachowania.
-To zupełne wariactwo - szepnęłam do Hay Lin. - To jakiś obłęd.
-Tak - odpowiedziała szeptem. - I wiesz, co myślę? Pachnie mi to magią.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. I nad wyrazem twarzy Keda. Tak nieziemskim. Tak
zagubionym. Tak odległym.
Może powinnyśmy wziąć parę znajomych czarodziejek i złożyć wizytę jaśnie panu gwiazdorowi
Kedowi. Im prędzej, tym lepiej.
Hay Lin uśmiechnęła się do mnie z zadowoleniem.
-Czyżby telepatia? Myślałam dokładnie o tym samym! No to kiedy?
niedawno nikt o nich nie słyszał. A teraz byli już wszędzie: w radiu, . w porannych wiadomościach,
w sklepach muzycznych i na plakatach. W szkole we wnętrzach szafek nie wisiały już plakaty z
Lizą T. Nikt nie nosił koszulek zespołu Kosmiczny Dżem. Nagle wszędzie pojawili się Krzemienie.
Nawet moje koleżanki Czarodziejki nie oparły się temu szaleństwu.
-Hej, Cornelio! Nie zapomnij kluczy! - Podniosłam je ze stolika w kawiarni i podałam
przyjaciółce.
-A tak, dzięki - powiedziała, sięgając po nie podejrzanie szybkim ruchem.
Cofnęłam więc rękę i dokładniej spojrzałam na to, co trzymałam. Na okrągłym, plastikowym
breloczku widniała podobizna Keda.
-Oho, co my tu mamy? - zakpiłam. - Następna zachwycona gwiazdorem nastolatka! Kolejna
ofiara krzemieniowego szaleństwa!
-Zamknij się - odparła ostro Cornelia. - Oddawaj!
Oczywiście, od razu oddałam jej klucze. No, prawie od razu. Musiała tylko jakieś cztery razy
obiec za mną stół. Zanim mnie w końcu złapała, odkryłam dodatkowy sekret breloczka - kiedy się
go nacisnęło, rozlegała się piskliwy fragment melodii „Od dzisiaj na zawsze”.
-Och, jakie to urocze! - powiedziałam, z trudem łapiąc oddech. Naprawdę powinnam więcej
ćwiczyć. Policzki Cornelii nabrały niemal rubinowej barwy.
-Przecenili je - mruknęła. - Kupiłam ten breloczek tylko dlatego, że był tani.
-No, jasne. Na pewno dlatego!
-Przyganiał kocioł garnkowi. Myślisz, że nie wiemy, co sobie wkleiłaś do kalendarzyka?
Moja kolej na rumieńce.
-To co innego. Kupiłam je tylko dlatego...
-Że było tanie?
-Nie. Dlatego...
Dlatego, że na zdjęciu z autografem Ked miał niemal to samo spojrzenie, takie smutne, takie
zagubione. Ale nie mogłam jej tego powiedzieć.
-No, dobra, podoba mi się jego muzyka. Czy to zbrodnia?
*
Było coraz gorzej. Breloczki i podpisane zdjęcia to jeszcze nic. Wkrótce każdy musiał mieć
ubrania i fryzurę w stylu Krzemieni, a niektórzy chłopcy zaczęli nosić tanie plastikowe imitacje
słynnej gitary Keda - Bratniej Duszy. Chwilami zdawało się, że szkolne korytarze zamieszkują
klony Keda. Jakim cudem zjawisko rozprzestrzeniło się tak błyskawicznie? Pojawiła się masa
gadżetów. A ludzie wciąż je kupowali. Nic dziwnego, że Al Gator uśmiechał się szerzej za każdym
razem, gdy pokazał się w telewizji.
Niektórzy z moich kolegów snuli się po szkolnym korytarzu z nieprzytomnym spojrzeniem i
wciąż nucili pod nosem „Od dzisiaj na zawsze”. Ze słuchawkami na uszach albo bez. Krążyła
plotka, że ucznia naszej szkoły przyłapano na kradzieży w sklepie. Podobno nie miał pieniędzy na
płytę Krzemieni, a najwyraźniej uważał, iż nie może bez niej żyć. Z kolei dwie dziewczyny pobiły
się o kurtkę z autografem Keda i zostały zawieszone na dwa tygodnie.
A potem przyszła do mnie Kara, dwa tygodnie po niezapomnianym występie w Starlet Express.
Potrzebowała mojej pomocy.
-Chodzi o Fionę - wyjaśniła. - Od paru dni nie pokazuje się w szkole i nie odbiera telefonu. Coś z
nią chyba nie tak. Pójdziesz ze mną ją odwiedzić?
Nigdy nie byłam w domu Fiony. Przed założeniem zespołu Nefrytowe Siostry ledwie się
znałyśmy. Ale Kara chodziła ze mną do klasy i była dobrą koleżanką, a oczy aż jej pociemniały ze
zmartwienia. Oczywiście się zgodziłam.
-Może Hay Lin powinna iść z nami - zaproponowałam szybko.
A zatem tego popołudnia wszystkie trzy poszłyśmy po lekcjach do domu, w którym Fiona
mieszkała ze swoim zapracowanym ojcem.
Gdy tylko wysiadłyśmy z autobusu, do naszych uszu dobiegły głośne dźwięki „Od dzisiaj na
zawsze”.
-To na pewno tutaj - stwierdziła Hay Lin, pokazując ładny biały budynek z czterema balkonami o
zielonych poręczach. - A przynajmniej stamtąd dochodzi muzyka. Chyba skądś ją znam -
powiedziała z przekąsem.
Zadzwoniłyśmy do drzwi wejściowych, ale nikt się nie odezwał. W końcu na jednym z
balkonów na parterze pojawiła się jakaś kobieta.
-Jesteście jej koleżankami? - spytała.
-Eee... tak - potwierdziłam, niepewna, czy ją to ucieszy. Wydawała się zmęczona i rozgniewana.
-Powiedzcie jej, proszę, żeby wyłączyła ten jazgot. Puszcza tę piosenkę w kółko przez cały
dzień, a jej ojciec znów wyjechał w interesach. Doprowadza mnie to do szału!
-Załatwimy to - zapewniłam ją szybko - jeśli nas pani wpuści. Pewnie nie słyszy domofonu.
-Nic dziwnego - prychnęła kobieta i znikła we wnętrzu mieszkania. Po chwili drzwi zabrzęczały
i weszłyśmy do środka.
Po schodach i w prawo - powiedziała Kara. - Jeśli mocno zapukamy, powinna nas mimo
wszystko usłyszeć.
Pukałyśmy. Potem waliłyśmy. Wreszcie wołałyśmy Fionę po imieniu. Bez skutku.
-I co teraz?
-Nie wiem - odparła Hay Lin. - Na pewno jest w domu. Może po prostu nie chce się z nikim
spotykać.
"Trzeba było przyprowadzić Cornelię” - pomyślałamn. Wystarczyło jej jedno spojrzenie i
przedmioty się przesuwały, a zamki otwierały. Przydatna sztuczka. Hay Lin i ja niewiele mogłyśmy
zrobić, jeśli nie chciałyśmy się zdradzić przed Karą i wszystkimi w okolicy, że jesteśmy
Czarodziejkami.
-Zobaczy się ze mną, czyjej się to podoba, czy nie - powiedziała Kara zdecydowanym tonem i
otworzyła szczelinę do wrzucania listów. Zajrzała do pogrążonego w półmroku wnętrza. - Tak
myślałam – mruknęła. - Ma któraś z was długopis, kawałek drutu czy coś w tym rodzaju?
Kawałek drutu? Co chciała zrobić? Włamać się?
-Mam długopis - odparła Hay Lin, wydobywając go z torby. *
Kara wcisnęła długopis w szczelinę i poruszała nim przez chwilę. „Bardzo sprytnie” -
pomyślałam.
-Jest! - wykrzyknęła po chwili, a potem zaczęła wyciągać długi, elastyczny sznurek. Na jego
końcu kołysał się klucz. Włożyła go do zamka i otworzyła drzwi. - Fiona? - zawołała. - Fiona, to
my!
Wciąż nie było odpowiedzi, a przynajmniej żadnej nie usłyszałyśmy. Gdy nagle do naszych uszu
dobiegły znajome dźwięki.
Gdzieś wśród wszystkich światów jest takie miejsce
Gdzieś wśród wszystkich światówjest taki czas...
Ktoś śpiewał na cały głos, tworząc coś w rodzaju duetu z nagranym wokalem Keda. Nie
brzmiało to jak śpiew Fiony- głos był szorstki, ochrypły i przypominał raczej skrzeczenie.
Ale to ona śpiewała. Fiona. Siedziała na podłodze pośrodku pokoju, oblepionego plakatami
Keda, zawalonego poduszkami z jego podobizną i czasopismami, z których okładek spoglądały
jego smutne oczy. Miała na sobie koszulkę z jego zdjęciem. Jej krótkie, jasne włosy zakrywała
nałożona tył na przód czapka z nazwą zespołu. Miała zamknięte oczy. Po jej policzkach płynęły łzy.
To miejsce spotkania, chwila zakochania...
Hay Lin przyciszyła muzykę. Bez Keda w tle, głos Fiony brzmiał jeszcze gorzej. Łamiący się,
zachrypnięty, podobny do szeptu. Ale nawet bez podkładu śpiewała dalej i kołysała się w rytm,
którego nikt oprócz niej nie słyszał. I to było najstraszniejsze.
-Fiona - odezwała się Kara, klękając przy niej. - Fiona, przestań!
Objęła przyjaciółkę ramionami. Fiona otworzyła wtedy oczy.
-To takie smutne - wyszeptała. - Takie smutne...
-Może zrobię herbaty - zaproponowała Hay Lin, instynktownie zdając się na rytuał, który w jej
własnym domu stanowił lekarstwo na wszystko.
-Tutaj herbata nie wystarczy - odparła Kara, zerkając na mnie. - Wyjmij płytę. Wyjmij tę okropną
płytę z odtwarzacza i ją zniszcz!
Wcale nie była okropna, była piękna. Piękna, piękna muzyka...
Ale potem popatrzyłam na zapłakaną twarz Fiony i zrozumiałam, co Kara ma na myśli. To była
przesada. To wykraczało poza zwykłą, zbiorową fascynację, ogarniającą nastolatki. To było
prawdziwe szaleństwo, niezdrowe i szkodliwe. Wyjęłam płytę z wieży Fiony i przełamałam na pół.
Fiona krzyknęła.
-Nie! Zniszczyłaś ją. Zrobiłaś mu krzywdę!
-Posłuchaj - powiedziała Kara. - Fiona, posłuchaj mnie. Wstaniesz, włożysz kurtkę, i pójdziesz
ze mną do domu. I to już!
-Dlaczego? - spytała Fiona. - ja tylko słucham sobie muzyki...
-Już! - powtórzyła Kara, siłą podrywając ją z podłogi. - Irma, pomóż mi...
Fiona musiała od dłuższego czasu siedzieć w tym samym miejscu. Ledwo trzymała się na
nogach Ciągle powtarzała, żeby zostawić ją w spokoju i skarżyła się. że złamałam jej płytę.
Ale my byłyśmy nieugięte.
-Zostawimy twojemu tacie kartkę - powiedziała Kara. - I wiadomość na sekretarce, na wypadek,
gdyby zadzwonił. No, chodź!
Przez całą drogę na przystanek Fiona miała zamknięte oczy i chrapliwym głosem nuciła
fragmenty piosenki Keda. Kara musiała nią potrząsnąć, by zmusić ją do w miarę normalnego
sposobu zachowania.
-To zupełne wariactwo - szepnęłam do Hay Lin. - To jakiś obłęd.
-Tak - odpowiedziała szeptem. - I wiesz, co myślę? Pachnie mi to magią.
Zastanowiłam się nad tym przez chwilę. I nad wyrazem twarzy Keda. Tak nieziemskim. Tak
zagubionym. Tak odległym.
Może powinnyśmy wziąć parę znajomych czarodziejek i złożyć wizytę jaśnie panu gwiazdorowi
Kedowi. Im prędzej, tym lepiej.
Hay Lin uśmiechnęła się do mnie z zadowoleniem.
-Czyżby telepatia? Myślałam dokładnie o tym samym! No to kiedy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz