sobota, 26 września 2015

Plany do końca roku!

Dzień dobry, drodzy czytelnicy! Do końca roku wraz z Melody przygotowaliśmy dla was kilka nowości, które mogą was zainteresować i zachęcić do odwiedzania strony :)
A więc, co takiego dla was mamy?

11 września - Dodany ma zostać Act 45: Gwiazdy II.

17 września -.Opublikujemy 8 numer "Wirtu@lnych W.I.T.C.H."

25 września -Dodamy nową książkę "Zamek Jednorożca"

1 października -Wznowienie gry forumowej "Bóg"

2 października -Planujemy zamieścić Act 41: Sen Martwego księżyca

15 października - Dodamy nowy Act: Będzie to Act 42: Sen Ziemi i Księżyca (Dodany w innym terminie)

31 października -Nowy komiks! Nigdy nie publikowany w Polsce! "Halloween. Noc Magii"

1 listopada-Otworzenie nowej gry forumowej: "Thousand energy"

4 listopada -Dodamy nowy, opóźniony Act 42: Sen Ziemi i Księżyca

12 listopada -Nowy "Styl" zostanie dodany na stronę + dwa nowe mini-komiksy.

21 listopada-Nowy "Styl" zostanie dodany na stronę + jeden nowy mini-komiks.

28 listopada -Dodana pierwsza księga: "Tytus, Romek i Atomek"

4 grudnia -Ostatni planowany w zamieszczeniu komiks z serii "Sailor Moon". Ilustrowany pamiętnik Chibi-Usy.

12 grudnia -Dodana ma zostać  XXXI księga "Tytusa, Romka i A'tomka"

23 grudnia - Nowy komiks! "List pełen marzeń"

24 grudnia: Nowość! Nowa seria komiksowa na stronie!


31 grudnia -Nowy komiks: "Asterix i Kleopatra"
 
Podkreślone daty  to 100% gwarancja dla czytelnika, że wymienione w tym dniu nowości na pewno pojawią się na stronie! Niepodkreślone daty to nowości planowane, ale być może, że z różnych powodów, nie zostaną one zamieszczone na czas.

Pozdrawiamy i Witchowego-dnia :)

Josh Auramera 
&
Melody

Spis rzeczy "Zamek jednorożca"

Zamek jednorożca
Eva Carvani
Ilustracje:
Daniela
Vetro
Paolo Campinoti
Mara Damiani
EGMONT
© 2008 Disney Enterprises,
Inc. All Rights Reserved
© for the Polish edition by Egmont Polska Sp. z o.o.,
Warszawa 2008
Redakcja:
Teresa Duralska-Macheta
Korekta:
Anna Sidorek
Wydanie pierwsze Warszawa 2008
Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o.
ul. Dzielna 60, 01-029 Warszawa
tel. 0 22 838 41 00
www.egmont.pl/ksiazki
ISBN
978-83-237-3419-2
Druk:
COLONEL,
Kraków

wtorek, 22 września 2015

Epilog

HEATHERFIELD. ULICA
Przejeżdżający samochód wjechał w ogromną kałużę wody zebranej przy krawężniku na
głównej ulicy Heatherfield, opryskując idące szerokim chodnikiem roześmiane przyjaciółki.
— Moja spódnica! Zobacz, co zrobiłeś! — krzyknęła Irma, wygrażając pięścią w stronę
oddalającego się kierowcy. — Powinieneś zapłacić za pralnię!
Wrzosowa spódnica pokryta była drobinkami błota, a wyraz twarzy Iriny pełen oburzenia.
— Świetny pretekst, żeby kupić sobie nową — poradziła jej Cornelia i stanęła przy wystawie,
wpatrując się w niezwykle oryginalną kolekcję biżuterii prezentowanej na aksamitnych szyjach
manekinów.
— Chciałabym mieć taką kolię — powiedziała i ciężko westchnęła.
Will przysunęła nos do szyby.
Od czasu, kiedy uwolniłam Jednorożca z tej wyjątkowo niegustownej obroży, czuję niechęć
do wszelkiego rodzaju naszyjników — stwierdziła, walcząc z kolorową parasolką, którą wyrywał
jej wiatr.
Dlaczego tak ciągle pada? — poskarżyła się Taranee. — Gdy dotrę na próbę, będę cała mokra.
W tańcu to nie przeszkadza — pocieszyła ją Irma. — Chodźmy już po te gumki dla Hay Lin,
bo za chwilę okaże się, że musimy wracać do domu.
Cornelia, której udało się wreszcie dogonić przyjaciółki, w ostatnim momencie poślizgnęła się
na liściach i pojechała kilka metrów, z trudem łapiąc równowagę.
Zatrzymała się tuż przed wystawą sklepu ze sprzętem elektronicznym i już miała ruszyć dalej,
kiedy dotarły do niej słowa, które sprawiły, że stanęła jak wryta, wpatrując się w widoczny na
ekranach telewizorów obraz.
W Zamku Jednorożca jest już nasz reporter. Za chwilę połączymy się z Patrycją Suprise. —
Dziewczyna o równo przyciętej grzywce wpatrywała się w kamerę, jakby to, co miała za chwilę
oznajmić, było największym wydarzeniem stulecia.
Pod szeroką markizą zebrał się tłumek żądnych sensacji przechodniów, a płynący z głośnika głos
spikerki informował o najnowszych wydarzeniach w okolicach Heatherfied.
— Zobaczcie! — zawołała Cornelia, machając rozpaczliwie w stronę zbliżających się
przyjaciółek.
Ujrzały znajome wieże i dziedziniec, na którym roiło się od dziennikarzy i kamer. Will
przepchała się do pierwszego rzędu, aby lepiej wszystko widzieć. Monitory migotały jej przed
oczami, więc skoncentrowała się na jednym, aby nie uronić ani sekundy z tego, co za chwilę miało
się wydarzyć. Na pasku pod obrazem przesuwały się słowa: „Seria dziwnych wydarzeń na Zamku
Jednorożca”...
Patrycja, słyszysz mnie? Tu studio w Heatherfield, czy są jakieś nowe wiadomości?
Rudowłosa wysoka dziewczyna uśmiechnęła się do kamery, poprawiając dyskretnie zsuwający
się z głowy kaptur.
— To właśnie miejsce — odwróciła się, wskazując ciężką bramę prowadzącą do zamku — czyli
legendarny Zamek Jednorożca, od lat zapomniany przez turystów i władze naszego okręgu, stało się
bohaterem minionego weekendu.
Wiatr gwałtownie zerwał jej kaptur z głowy, wypuszczając na wolność pasma długich włosów.
Owinęły się wokół szyi, aby po chwili pofrunąć w górę i opaść w nieładzie na ramiona. Nie
zwracała na to uwagi i ruszyła w stronę fontanny, ciągnąc za sobą tłum gapiów.
— Po blisko siedmiuset latach cudowne źródło znów zaczęło bić na Wichrowych Wzgórzach —
zrobiła dramatyczną pauzę, patrząc prosto w kamerę. — Nikt nie wie dlaczego, ale jest to niezbity
fakt, któremu nie sposób zaprzeczyć. — Zanurzyła dłoń w fontannie, wyciągając ociekające wodą
palce.
Towarzyszący jej dziennikarz Tony Luciano, reporter miejscowej gazety, wyjął z kieszeni
obszernego płaszcza plastikowy kubeczek i podał go Patrycji z szelmowskim uśmiechem.
— Sprawdźmy jej działanie, nalej mi trochę, Patrycjo — poprosił, wskazując wypływający przez
otwarte usta kamiennej rzeźby przejrzysty strumień wody.
Nie ma sprawy. — Dziennikarka napełniła kubeczek. — Źródło to stało się przyczyną
cudownych uzdrowień — kontynuowała profesjonalnym tonem, nie zwracając już uwagi na
reportera, który wpatrywał się w zawartość naczynia. — Mieszkańcy okolic, jak głosi legenda,
przybywali na zamek, aby czerpać z niego siły i powodzenie. Wierzono bowiem, że wystarczy łyk,
a już zawsze będziesz szczęśliwy — zwróciła się prosto do kamery
Tony Luciano zanurzył usta w wodzie i z błogim wyrazem twarzy podniósł głowę.
— I jak? — zapytała Patrycja.
— Czuję przypływ energii. — Tony uśmiechnął się szeroko.
— Jak państwo widzą, źródło ma cudowne właściwości — podsumowała reporterka.
— Dziękuję ci, Patrycjo. Za chwilę wracamy na Wichrowe Wzgórza — jednocześnie
prowadząca w studiu program czarnowłosa dziennikarka zwróciła się do gościa...
— Łowca zjaw! — Irma wspięła się na palce, stając na stopie Cornelii.
— Mogłabyś uważać — syknęła przyjaciółka.
— Jest ze mną członek Królewskiego Towarzystwa Fotograficznego, Oskar Peterson. Witam
pana w naszym studiu — Patrycja przedstawiła uśmiechniętego mężczyznę.
Fotografik kiwnął głową i wymamrotał słowa powitania.
Will nie mogła oprzeć się wrażeniu, że patrzy prosto na nią.
— Słyszeliśmy o zdjęciu, które zrobił pan w piątkowy wieczór na Zamku Jednorożca —
rozpoczęła rozmowę dziennikarka.
— Nie wiem, jaki to może mieć związek z ostatnimi wydarzeniami, ale sądzę, że udało mi się
sfotografować legendarną zjawę związaną z historią tego zamku.
Kamera pokazała niewyraźne czarno-białe zdjęcie, na którym widać było sylwetkę zwierzęcia z
długim rogiem. Na grzbiecie stworzenia majaczyły cztery cienie, które przy odrobinie dobrej woli
można by skojarzyć z ludzkimi sylwetkami.
— Tajemnicą pozostają te postacie — zwierzył się Oskar Peterson — jakby galopujące na
magicznej istocie, sam nie wiem...
— To rzeczywiście interesujące — powiedziała uprzejmie dziennikarka. — Pragnę państwa
poinformować — zwróciła się prosto do kamery — że nasi eksperci definitywnie wykluczyli
możliwość fotomontażu. .. Wygląda na to, iż zdjęcie jest autentyczne.
— Gdyby było inaczej, nigdy bym go nie pokazywał. — Oskar Peterson był wyraźnie oburzony.
— My, dziennikarze, zawsze wszystko sprawdzamy, na tym polega nasza praca — powiedziała z
uśmiechem. — A teraz znów przenosimy się na zamek — dodała i poprawiła tkwiącą w uchu
słuchawkę. — Patrycja?
Po chwili na wizji pojawił się zamkowy dziedziniec. Przed fontanną stał teraz hrabia Manfred w
towarzystwie Edwarda. Za ich plecami widać było podekscytowanych mieszkańców Zamkowej
Osady.
— Jest z nami hrabia Manfred, ostatni potomek z linii Lancasterów — Patrycja Suprise zwróciła
się do mężczyzny w długim czarnym płaszczu i jedwabnym fularze przykuwającym uwagę ognistą
czerwienią. — Co sądzi pan o tym niezwykłym wydarzeniu? Najpierw burza, potem nawałnica,
która przenosi drzewa, a wreszcie, po blisko siedmiuset latach, fontanna na powrót staje się
życiodajnym źródłem wody. — Przysunęła do ust hrabiego mikrofon przypominający włochatą
szczotkę do czyszczenia antyków.
— Rzeczywiście, nie pamiętam, abym kiedykolwiek widział tryskającą z niej wodę, choć mam
już swoje lata... — rozpoczął zaaferowany hrabia. — Napisałem kilka poważnych prac na temat
historii i legend związanych z zanikiem moich przodków, ale nie podejrzewałem, że dożyję dnia,
kiedy źródło Jednorożca ożyje na nowo...
— A pan? — przerwała mu reporterka, zwracając się do milczącego Edwarda. — Ma pan jakieś
uwagi związane z ostatnimi wydarzeniami na zamku?
— Miejsce to zawsze było magiczne, zresztą wszyscy mogą się o tym przekonać. Zamek
Jednorożca czeka na zwiedzających. Chciałem dodać, że dla młodzieży mamy zniżkę, a dla....
—Mówił wieloletni zarządca zamku i przyjaciel rodziny Lancasterów — dziennikarka przerwała
nagle rozmowę, jakby bała się posądzenia o bezpłatną reklamę. — Mamy kolejnych bohaterów
tygodnia. — Ożywiła się na nowo.
W kadrze pojawiła się dwójka miejscowych dzieci wypychanych energicznie przed dorosłych.
—A oto ci, którzy mieli szczęście odnaleźć tajemniczy przedmiot — przedstawiła gości.
Dwóch chłopców, z których jeden wydawał się starszy, podeszło prosto pod kamerę, tak że przez
chwilę widać było tylko szeroki uśmiech jednego z nich. Operator cofnął się, dając znak, aby nie
podchodzili bliżej.
Wyższy chłopiec wyciągnął z kieszeni ogromny pierścień z rubinem.
— Widziałam go! — nie wytrzymała Cornelia. —To pierścień Albertusa!
Tym razem rozległo się niecierpliwe syknięcie starszego mężczyzny, który pożądliwie
wpatrywał się w klejnot, rozpłaszczając nos na szybie wystawy sklepowej.
— Znaleźliśmy go pod skarpą — powiedział niższy chłopiec. — Mój starszy brat i ja
zbieraliśmy o świcie grzyby. Pełno tam gruzu, proszę pani, a wcześniej wcale go nie było.
Może po tej burzy obsunęła się ziemia? — wysunął przypuszczenie Tony Luciano.
— Hipotezy zostawmy uczonym. — Patrycja rzuciła mu chłodne spojrzenie i uśmiechnęła się
promiennie do kamery. — I jak to było z tym tajemniczym pierścieniem?
Po prostu leżał wśród gruzów. — Chłopiec był wyraźnie onieśmielony. — Zauważyliśmy go
jednocześnie!
— Dziękuję! — powiedziała oficjalnie Patrycja. — A panu życzę — zwróciła się do hrabiego
Manfreda — aby zamek znów stał się miejscem odwiedzin, i to nie tylko miłośników historii, ale
także zwykłych zjadaczy chleba...
Hrabia Manfred ukłonił się nisko i uścisnął jej wyciągniętą na pożegnanie dłoń.
— Na tym kończymy naszą relację. — Dziennikarka pokazała rząd nieskazitelnie białych zębów.
— Patricia Suprise „Nowości z Heatherfield”
Obraz powrócił do studia, w którym poza dziennikarką prowadzącą popołudniowe newsy nie
było już nikogo.
— To były najgorętsze wiadomości dnia — odezwała się, patrząc prosto w kamerę. — A teraz
dalszy ciąg wydarzeń...
Tłumek powoli rozchodził się i po chwili przyjaciółki zostały same, wpatrując się w migające na
monitorach obrazy.
No i co, dziewczyny? Może któraś chce udzielić wywiadu? — przerwała milczenie Will.
Czarodziejki wybuchnęły głośnym śmiechem, aż pracownik sklepu z telewizorami zajrzał na
wystawę przekonany, że zaczął się jego ulubiony program satyryczny.
Szły środkiem chodnika, słuchając czegoś, co opowiadała Taranee. Chłopak sprzątający kawiarnię
wyjrzał na ulicę i widząc Irmę, pomachał radośnie na jej widok. Pokazywał na migi, żeby weszły
do środka, ale Cornelia stanowczo odmówiła i nie skorzystały z zaproszenia.
Po drugiej stronie ulicy ujrzały znajomy szyld antykwariatu. Właśnie przeskakiwały kałużę,
kiedy usłyszały charakterystyczny dźwięk dzwoneczka. Antykwariusz wyjrzał na ulicę,
wypuszczając ostatniego klienta, i w tej samej chwili dostrzegł biegnące w oddali przyjaciółki.
— Gdzie tak gonicie, dziewczęta! — zawołał, starając się przekrzyczeć wiatr. — Zagadka
rozwiązana?
— O tak! — odkrzyknęła radośnie Irma. — Znamy już zasady.
— Wpadnijcie kiedyś, to zagramy.
Z przyjemnością, proszę pana — odpowiedziały zgodnym chórem, pomachały mu na
pożegnanie i ruszyły w dół ulicy, przytrzymując wyrywane przez wiatr parasolki.
W strugach deszczu dostrzegły siedzącego na słupie kruka. Zmoknięty ptak wpatrywał się z
uwielbieniem w Hay Lin.
Zobacz, jak do ciebie wzdycha — powiedziała ze śmiechem Will, przeskakując pomiędzy
płytami chodnika.
— Jeszcze chwila a usiądzie ci na ramieniu — dodała Cornelia.
Kruk zerwał się do lotu, aby po chwili zniknąć w stalowych chmurach kłębiących się nad
miastem.
Koniec

Rozdział 5

1. POCIĄG. STACJA KOLEJOWA ZAMKOWA OSADA
Szły wąskim, skąpo oświetlonym korytarzem, zerkając na wiszące na ścianach obrazki
przedstawiające malownicze pejzaże okolic Wichrowych Wzgórz. Na jednym z nich dostrzegły
Zamek Jednorożca. Reprodukcja starego sztychu przedstawiała budowlę z czasów, kiedy pięć
wysokich wież wznosiło się ku chmurom wiecznie otaczającym wzgórze.
— Może teraz los się odwróci, a zamek odzyska dawną świetność... — powiedziała w
zamyśleniu Will.
— Na początek mogłoby przestać padać — zauważyła Cornelia, ostrożnie omijając kałużę, która
zbierała się pod nieszczelnym oknem.
— Znajdźmy lepiej jakieś wolne miejsca — zaproponowała Irma, zerkając do kolejnego
przedziału, skąd dobiegał pełen oburzenia okrzyk.
— Oddaj mój baton! Sam go zjem! Nie potrzebuję wspólnika — chłopiec wyrywał koledze
kolorowy papierek.
Na widok dziewczyn uśmiechnął się i zaniechał walki. Spojrzał na Cornelię i mocno popchnął
rozsuwane drzwi, zapraszając je do środka.
Dziękujemy, ale, niestety, już jesteśmy umówione — odpowiedziała uprzejmie, zamykając
stanowczo przedział.
Niektórzy z pasażerów w oczekiwaniu na odjazd pociągu usadowili się już wygodnie na swoich
miejscach i pozapalali lampki, których światło rzucało ciepły krąg na obicia foteli w kolorze bordo.
Gdy doszły do ostatniego przedziału, dostrzegły Oskara Petersona, który na ich widok zerwał się z
miejsca, zapraszając je do środka.
Gdzie się podziewałyście, drogie panie? — spytał wesoło. — W pewnym momencie
zniknęłyście mi z oczu...
Znikanie to nasza specjalność — odpowiedziały dziewczyny ze śmiechem. — Miło będzie
wracać razem — dodała Cornelia i położyła na półce czerwoną torbę, wyglądając na peron spowity
gęstniejącą z każdą chwilą mgłą.
— A Jednorożec? — Will nie mogła powstrzymać ciekawości.
— Udało się panu zrobić zdjęcie? — dopytywała się Taranee.
— Żałujcie, że tego nie widziałyście. — Oskar Peterson wyglądał jak mały chłopiec, który
właśnie dostał wymarzony prezent. — Leciał w chmurach nad przepaścią, tam gdzie niegdyś stała
Wysoka Wieża — mówił podekscytowany.
— To wspaniale — ucieszyła się Hay Lin. — A więc potrafi też latać...
— Zobaczycie... wszystko zobaczycie... — fotografik poklepał z dumą korpus aparatu. — Nie
chcę mówić hop, bo ze zjawami nigdy nic nie wiadomo, ale jeśli to, co ujrzałem, jest tutaj...
— Kto widział Urię i Kurta? — usłyszeli dobiegający z peronu donośny głos profesor Kelly.
Cornelia otworzyła okno, wpuszczając do środka zimne wilgotne powietrze. Wychyliła się na
zewnątrz, spoglądając na krążących niespokojnie dorosłych.
— Nie ma ich tam z wami? — dopytywała się nauczycielka. — Jak zaczęli, tak kończą. Ostatni
raz są ze mną na wycieczce...
Z sąsiednich wagonów wyjrzeli żądni sensacji podróżni.
— Nie ma też Bess i Courtney! — zawołał z drugiego końca peronu profesor Collins. — Za
kilka minut pociąg odjeżdża, chyba robią sobie żarty.
— Pewnie schowali się za budynkiem stacji — jeden z chłopaków starał się rozluźnić atmosferę.
— Ale się dobrali, randka we czworo — zarechotał i z hukiem zatrzasnął okno.
Gęstniejący mrok ukrywał w cieniu wątłe światło jedynej latarni stojącej pośrodku stacji
Zamkowa Osada. Budynek wyglądał niczym uśpiony olbrzym, a jego ciemna bryła nie zachęcała
do odwiedzin, szczególnie że kasa była już nieczynna, a jedyny pracownik stacji razem z
zawiadowcą stali przy lokomotywie, dyskutując zawzięcie z zaspanym konduktorem.
Profesor Kelly gorączkowo naradzała się z Deanem Collinsem.
— Rozumiem, że Kurt i Uria chcą nam zrobić jakiś kawał, ale że siostry Grumper dały się
namówić... nie, to niemożliwe — powiedziała z niedowierzaniem. — Coś się musiało stać...
2. SAMOCHÓD EDWARDA
Kolejny ostry zakręt spowodował, że Bess wylądowała na kolanach Kurta, który z głupią miną
wpatrywał się w okno.
Nie może pan jechać trochę ostrożniej? — spytał Uria, spoglądając z ukosa na siedzącego za
kierownicą Edwarda.
— Nie trzeba było buszować po zamkowych zakamarkach — zauważył kierowca, zerkając w
panoramiczne lusterko. — Siedzielibyście już sobie spokojnie w przedziale, czekając na odjazd
pociągu. Przez was musiałem wyciągać samochód. — Do wnętrza staroświeckiej limuzyny wdarł
się gwizd lokomotywy. Edward spojrzał na ozdobne wskazówki zegara wmontowanego w deskę
rozdzielczą. — A nie mówiłem, zaraz odjazd, cieszcie się, że nie będziecie nocować na stacji.
Stłoczeni na tylnym siedzeniu uczniowie siedzieli cicho, nie chcąc narażać się na kolejną
reprymendę.
Zarządca zamku z kamienną twarzą prowadził samochód, nie zwracając już uwagi na swoich
pasażerów. Monotonny dźwięk przesuwających się wycieraczek zagłuszany był co chwila
potwornym wyciem starego diesla.
Nigdy nie widzieli tak starannie utrzymanej limuzyny Skórzane siedzenia pachniały mleczkiem
migdałowym, tablica rozdzielcza połyskiwała światełkami, niklowane klamki aż błyszczały w
ciemnościach. Czarna hebanowa kierownica była wypolerowana, a odziane w skórzane rękawiczki
dłonie Edwarda spoczywały na niej pewnie, sugerując, że ich właściciel całkowicie panuje nad
sytuacją.
— Gdybyś tak nie wrzeszczała, nigdy by nas nie nakrył... — burknął Kurt, trącając łokciem
milczącą Courtney. — Co z ciebie za reporterka? Wpadasz w dziurę, lecisz w dół, przygniatasz
mnie jak worek kartofli i podnosisz taki krzyk, jakbyś wylądowała na dnie kanionu albo wśród
kościotrupów.
— Mądrala się znalazł — odgryzła się za siostrę Bess. — Ktoś musiał na nas zastawić pułapkę!
— Gdybyś był na naszym miejscu, zwiewałbyś gdzie pieprz rośnie — dodała z satysfakcją
Courtney.
Przynajmniej coś odkryłyście, panny zarozu— mialskie? — zapytał Uria.
To się jeszcze okaże, na pewno więcej niż domorośli poszukiwacze skarbów. — Bess
przycisnęła do piersi aparat fotograficzny i demonstracyjnie zaczęła wpatrywać się w okno.
— Jeszcze tu wrócimy, prawda Kurt? — Uria trącił kolegę, który w milczeniu wpatrywał się w
przesuwające się za oknem krajobrazy.
Wspólnik wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że nie jest skłonny do jakichkolwiek
rozmów na ten temat.
Edward wziął kolejny zakręt i teraz zjeżdżali znacznie szybciej, bo droga stała się stroma, a w
oddali było widać światełka stacji ukrytej w cieniu wzgórz. W zwężającym się tunelu ciemnych
drzew pędzili przed siebie, mijając wydobyte z mroku dziwne kształty korzeni. Wyrastały na
drodze, sprawiając, że samochód ciągle podskakiwał i uderzał z impetem o ubitą ziemię. Za
każdym razem Bess wzdychała, spoglądając znacząco na siostrę.
Las przerzedził się i oczom spóźnialskich ukazały się zarysy budynku stacji.
3. STACJA KOLEJOWA ZAMKOWA OSADA
Pani Kelly zdarła z głowy kapelusz i wachlując się nim nerwowo, ruszyła szybkim krokiem w
stronę zawiadowcy stacji sięgającego już po lizak.
— Niestety, brakuje nam czworga uczniów, będziemy musieli... — jej podniesiony głos spotkał
się z przeraźliwym klaksonem starego auta, które wtoczyło się na podjazd peronu.
Trzasnęły drzwi i z samochodu wysypali się spóźnieni uczniowie. Profesor Collins biegł już w
ich stronę z miną niewróżącą nic dobrego. Stary zarządca zamku wysiadł bez pośpiechu i
niezadowolony zaczął przyglądać się pokrytej błotem karoserii.
— Sam się dziwię, że jestem taki dobry — kiwał z niedowierzaniem głową. — Powinni mi teraz
wyczyścić samochód...
— Gdzie pan ich znalazł? — spytał zdyszany nauczyciel, spoglądając na milczących uczniów.
— W lochach — odpowiedział krótko Edmund. — Podziemia zamku łączą ze sobą wszystkie
wieże. Pełno tam pułapek dla ciekawskich — dodał z satysfakcją. —Wpadli w jedną z nich.
— Rozumiem, Uria i Kurt, ale wy, dziewczyny — mówiła profesor Kelly. — Porozmawiamy o
tym u pani dyrektor. A panu bardzo dziękuję za pomoc i opiekę — zwróciła się do Edmunda. —
Naprawdę, nie zasłużyli na taką uprzejmość...
Proszę wsiadać, mamy trzyminutowe opóźnienie — niecierpliwił się zawiadowca stacji.
Dziękujemy panu — wykrztusiła Bess.
— I przepraszamy za kłopot — wymruczał pod nosem Kurt.
Zarządca zamku uniósł w górę brwi i uśmiechnął się pod nosem.
— Zapraszam ponownie. Poszukiwacze skarbów i tropicielki sensacji zawsze są u nas mile
widziani... — zerknął z ukosa na swoich pasażerów.
— Do zobaczenia — dodała
Courtney
i machając mu na pożegnanie, wskoczyła na pierwszy
stopień schodków wagonu.
Zobacz, jacy grzeczni — zaśmiała się Taranee, która stanęła obok Cornelii i wyjrzała przez
okno, ciekawa, jak zakończy się przygoda słynnych reporterek „Sheffield
Voice”.
Pociąg sapnął i rozległ się przeraźliwy gwizd, który przetoczył się po wzgórzach, ginąc w
otaczających je mgłach.
4. POCIĄG
Monotonny stukot kół wspinającego się na kolejne wzgórze pociągu usypiał pasażerów, którzy
kołysali się w takt ich rytmu, wspominając przeżyte na zamku chwile. Panująca za oknem ciemność
sprawiała, że Wichrowe Wzgórza wyglądały jak wzniesienia jakiejś magicznej krainy, która ukryła
się w jesiennych mgłach.
Opuszczali właśnie Starą Puszczę, spoglądając na pusty peron, na którym nikt na nikogo nie
czekał. Pociąg przyspieszył i wydając przeciągły gwizd, przejechał obok oświetlonej budki
dróżnika, zostawiając za sobą zielone światełka semaforów.
— Mrugają jak oczy jakiegoś tajemniczego stworzenia — rozmarzyła się Hay Lin, przyciskając
twarz do szyby, aby lepiej widzieć rozciągający się po drugiej stronie krajobraz.
— Jesteśmy już w połowie drogi — zauważyła Cornelia, zapalając jedną z lampek ukrytych w
pod— główku miękkiego fotela.
Ujrzały swoje odbicia w oknie i profil Oskara Petersona, który walczył z ogarniającą go
sennością. Po chwili głowa opadła mu na piersi, a na twarzy pojawił się błogi uśmiech.
Zasnął — szepnęła Taranee. — Ciekawe, co udało mu się sfotografować.
— Zbiorowy portret Czarodziejek na pędzącym w chmurach Jednorożcu... — odpowiedziała
cicho Cornelia. — Ale mam nadzieję, że tego akurat nie uwiecznił.
— Albo Hay Lin frunącą między obłokami — powiedziała z chichotem Will. — To dopiero
byłoby zdjęcie.
— Już sobie wyobrażam nagłówki w gazetach.
Łowca duchów chciał uwiecznić Jednorożca, a udało
mu się tylko sfotografować latającą dziewczynkę — dorzuciła stłumionym głosem Irina.
W tym momencie z sąsiedniego przedziału dobiegły odgłosy szamotaniny i coś ciężkiego
uderzyło w ścianę.
— Uważaj, jak zdejmujesz torbę — usłyszały podniesiony głos Bess. — Myśli, że należy do
niego cały przedział...
— Ale z ciebie zołza — zachrypiał Uria. — Muszę wyjąć sweter, chyba przeziębiłem się w tych
lochach.
— Nie zapominaj, że czeka cię sprzątanie peronu na starym dworcu — zauważyła złośliwie
Bess. — Musisz być w dobrej formie.
— Przestańcie już się kłócić — przerwała im zniecierpliwiona Courtney. — Mówię wam, to
wszystko, co działo się na zamku, wygląda bardzo, ale to bardzo podejrzanie. O mały włos nie
przyłapałyśmy tego zarządcy na gorącym uczynku...
— A co on właściwie tam robił? — zainteresował się Kurt.
Dobre pytanie — zauważyła Courtney. — Tego właśnie nie wiemy...
Huk mijanego pociągu zagłuszył przez chwilę toczącą się w sąsiednim przedziale rozmowę.
Może udawał Jednorożca i biegał po murach? — zagadnął jeden z chłopaków.
Za ścianą rozległ się wybuch śmiechu. Will spojrzała znacząco na przyjaciółki.
— Ale ja naprawdę go tam widziałam, galopował w stronę zachodniej baszty — upierała się
któraś z dziewczyn. — Słyszałam wyraźnie tętent końskich kopyt.
— Jakich kopyt?To ta blacha, którą oderwał wiatr, sama mówiłaś, że uderza o dach, jakby
nadawała szyfrem jakąś wiadomość — rozległ się stłumiony głos innej poszukiwaczki przygód.
— Możesz mi nie wierzyć, ja wiem swoje — upierała się przyjaciółka. — Nie mam jeszcze
kłopotów ze słuchem.
W sąsiednim przedziale zapadła cisza. Dziewczyny patrzyły na swoje odbicia w szybie,
wsłuchując się w stukot kół rozpędzonego pociągu. Właśnie opuszczali las, wjeżdżając na otwartą
przestrzeń Dyniowych Pól. W przedziale rozlegało się ciche pochrapywanie Oskara Petersona,
któremu wyraźnie coś się śniło, bo uśmiechał się i mamrotał pod nosem jakieś niezrozumiałe słowa.
Taranee przymknęła oczy i w tej samej chwili poczuła, jak Irma trąca ją w ramię.
Nie zasypiaj, bo coś przegapisz — odezwała się półgłosem, pokazując widoczny w oknie
zarys znajomej postaci.
Serce Kondrakaru rozświetliło się nieziemskim blaskiem. I już tam były, w samym środku
nieskończoności!
A więc udało wam się go uwolnić — odezwał się z uśmiechem Wszechwiedzący.
Perłowe kolumny pięły się bez końca w pływających wysoko obłokach. Najmniejszy powiew
wiatru nie burzył lustra wody kryształowego jeziora, nad którym pochylał się w zamyśleniu
Wyrocznia.
Galopuje teraz przez wrzosowiska, wolny jak ptak dzięki wam, pięciu Strażniczkom. —
Spojrzał na nie z uznaniem.
Wszystko wiedziałeś... — szepnęła Will. — Ty zawsze wszystko wiesz.
— I oczywiście nie mogłeś nas uprzedzić — dodała Irma. — Jak zawsze tajemniczy i jak zwykle
pozostawiający nas własnym wyborom...
— A gra? —Taranee spojrzała na czerwoną torbę. — A raczej mapa, to też nie był przypadek?
— Nic nie dzieje się przypadkiem — odparł.
Szczególnie w naszym życiu — dodała Irma.
— Jeżeli chodzi o mnie, na drugi raz wolałabym uniknąć tych wszystkich niespodzianek —
stwierdziła Cornelia.
— Nikt nie mógł uwolnić Jednorożca. — Wyrocznia rozłożył ręce. — Tylko Strażniczki
Kondrakaru...
— Muszę przyznać, że te stwory prawie mi zaimponowały. .. — stwierdziła ze śmiechem Irma.
—Trzeba było widzieć ich miny, gdy okazało się, że nic z tego nie wyszło...
— Nie przesadzaj z tymi minami — weszła jej w słowo Cornelia, spoglądając na ożywioną
przyjaciółkę. —Wiesz przecież, że nie było łatwo..
— To prawda. Żywiołaki to niebezpieczny przeciwnik — przyznał Wyrocznia. — Szczególnie
kiedy włada nimi ktoś taki jak Albetrus.
— Ale on sam nie był taki straszny... — zauważyła Cornelia.
— To stara historia — rozpoczął swoją opowieść Wyrocznia. — Dawno temu Albertus był
słynnym i potężnym Mistrzem. Pewnego dnia przybył na Zamek Jednorożca. Książę od razu
ofiarował mu Wysoką Wieżę, żeby tylko zechciał zostać i prowadzić swoje doświadczenia. To był
jego największy błąd. Albertus bowiem nie mógł pogodzić się z faktem, że na Wichrowych
Wzgórzach jest istota, która posiada potężniejszą moc niż on. Pewnej nocy zakradł się w
niedostępne knieje i kiedy Jednorożec zasnął, zarzucił na niego sieć.
— Łajdak — skwitowała krótko Hay Lin.
— Biedne zwierzę walczyło z nią do rana, lecz o świcie Jednorożca opuściły siły i dał się zawlec
do Wysokiej Wieży, gdzie Albertus zamknął go w celi. Tam nałożył mu na szyję magiczną obręcz i
zagroził, że dopóki nie zdradzi swojej tajemnicy, dopóty będzie tkwił w mrokach wilgotnego
więzienia.
— Nigdy mu jej nie zdradził... — dodała Will. — Wiem to, wiem na pewno.
Albertus nie rozumiał, że dar nieśmiertelności dany jest tylko tym, którzy mają czyste serce.
Jego wiedza była ogromna, potrafił władać żywiołami, lecz nigdy nie zaznał szczęścia. Nie
wiedział, czym jest dobro i współczucie, a tylko one dawały moc prawdziwego tworzenia. Wolny
od tych uczuć, z góry skazany był na klęskę.
Zapadło długie milczenie przerywane jedynie szumem wody, która zaczęła się toczyć po głazach
kryształowego jeziora.
— Po latach — kontynuował swoją opowieść Wyrocznia — kiedy przestała bić cudowna
fontanna, książę domyślił się, kto jest tego sprawcą. I wtedy Albertus zniknął razem z Wysoką
Wieżą, którą uczynił niewidzialną. To wszystko. Nie było już Jednorożca na Wichrowych
Wzgórzach, a zamek z upływem czasu zamienił się w ruinę.
— Ale co się stało z w Wysoką Wieżą? — Irma nie dawała za wygraną. — Gdzie ona teraz jest?
Nigdy już nie wzniesie się nad urwiskiem — odparł zagadkowo Wyrocznia. — Jednorożec
jest wolny, a Wichrowe Wzgórza znów będą miejscem przynoszącym szczęście.
Irma wyciągnęła rękę, domagając się głosu, lecz Kondrakar zaczął znikać i zanim zdołała
zaprotestować, znów znalazły się w pociągu.
Rozglądały się po przedziale, szukając ciągle wzrokiem jasnych krajobrazów nieskończoności.
— Miałam jeszcze kilka pytań — burknęła Irma. — Ale, jak widać, nikogo to nie obchodzi.
Pociąg minął z gwizdem stację Dyniowe Pola, rozpędzając się na ostatnim odcinku drogi
prowadzącej do Heatherfield. Księżyc wyszedł zza chmur, a przepędzone przez wiatr mgły
odsłoniły widoczną w dole nitkę kolei, gdzie jak lśniąca gąsienica poruszały się wagony pełne
uśpionych pasażerów.
Oskar Peterson westchnął głośniej i otworzył oczy, rozglądając się nieprzytomnie po przedziale.
Panował w nim półmrok, bo dziewczyny zgasiły lampki i wpatrywały się teraz w czarną przestrzeń
zmieniających się za oknem krajobrazów. Fotografik zamrugał powiekami i przytulił głowę do
kotary zasłaniającej okno. Po chwili znów spał.
Nagle ujrzały jakiś biały kształt, który wypadł zza pagórków i jak błyskawica przemknął wzdłuż
pociągu. Potem zawrócił i znalazł się na wysokości ich przedziału. Świetlisty róg pochylonej głowy,
biała grzywa i magiczna aureola nie pozostawiały wątpliwości.
Był to Jednorożec. Przez chwilę galopował tuż przy oknie przedziału Czarodziejek, aby
odwrócić łeb i spojrzeć im prosto w oczy. Oślepiające światło rogu wydobyło z ciemności pluszowe
fotele. Dziewczyny zamarły z zachwytu. Wystarczył moment... i już go nie było.
— Kurt! Widziałeś tego konia?! — rozległ się krzyk Urii. — Musiał być dziki.
— To ty jesteś dziki — ze śmiechem odparła Bess. — Pewnie ci się coś przyśniło. Podejrzewam,
że w tych lochach pomieszało ci się ze strachu w głowie. Biedaczek.
— Robisz się nudny — dobiła go Courtney.
— Ale to był koń — nie dawał za wygraną Uria.
— To te mgły, które uparły się nam towarzyszyć. — Próbowała załagodzić spór jedna z
dziewczyn. — Czasem też wyobrażam sobie różne kształty.
— Możecie mi nie wierzyć — powiedział obrażonym głosem Uria. — Ale to był biały dziki koń
i nikt mnie nie przekona, że było inaczej.
Will patrzyła, jak Oskar Peterson budzi się ze snu. Przeciągnął się i potrząsnął energicznie
głową.
— Niedługo nasza stacja — oznajmił. — Zawsze budzę się w odpowiednim momencie.
— Tak, to najbardziej odpowiedni moment — powiedziały niemal chórem dziewczyny,
chichocząc, i jeszcze długo nie mogły się uspokoić.