HEATHERFIELD. ULICA
Przejeżdżający samochód wjechał w ogromną kałużę wody zebranej przy krawężniku na
głównej ulicy Heatherfield, opryskując idące szerokim chodnikiem roześmiane przyjaciółki.
— Moja spódnica! Zobacz, co zrobiłeś! — krzyknęła Irma, wygrażając pięścią w stronę
oddalającego się kierowcy. — Powinieneś zapłacić za pralnię!
Wrzosowa spódnica pokryta była drobinkami błota, a wyraz twarzy Iriny pełen oburzenia.
— Świetny pretekst, żeby kupić sobie nową — poradziła jej Cornelia i stanęła przy wystawie,
wpatrując się w niezwykle oryginalną kolekcję biżuterii prezentowanej na aksamitnych szyjach
manekinów.
— Chciałabym mieć taką kolię — powiedziała i ciężko westchnęła.
Will przysunęła nos do szyby.
—
Od czasu, kiedy uwolniłam Jednorożca z tej wyjątkowo niegustownej obroży, czuję niechęć
do wszelkiego rodzaju naszyjników — stwierdziła, walcząc z kolorową parasolką, którą wyrywał
jej wiatr.
—
Dlaczego tak ciągle pada? — poskarżyła się Taranee. — Gdy dotrę na próbę, będę cała mokra.
—
W tańcu to nie przeszkadza — pocieszyła ją Irma. — Chodźmy już po te gumki dla Hay Lin,
bo za chwilę okaże się, że musimy wracać do domu.
Cornelia, której udało się wreszcie dogonić przyjaciółki, w ostatnim momencie poślizgnęła się
na liściach i pojechała kilka metrów, z trudem łapiąc równowagę.
Zatrzymała się tuż przed wystawą sklepu ze sprzętem elektronicznym i już miała ruszyć dalej,
kiedy dotarły do niej słowa, które sprawiły, że stanęła jak wryta, wpatrując się w widoczny na
ekranach telewizorów obraz.
—
W Zamku Jednorożca jest już nasz reporter. Za chwilę połączymy się z Patrycją Suprise. —
Dziewczyna o równo przyciętej grzywce wpatrywała się w kamerę, jakby to, co miała za chwilę
oznajmić, było największym wydarzeniem stulecia.
Pod szeroką markizą zebrał się tłumek żądnych sensacji przechodniów, a płynący z głośnika głos
spikerki informował o najnowszych wydarzeniach w okolicach Heatherfied.
— Zobaczcie! — zawołała Cornelia, machając rozpaczliwie w stronę zbliżających się
przyjaciółek.
Ujrzały znajome wieże i dziedziniec, na którym roiło się od dziennikarzy i kamer. Will
przepchała się do pierwszego rzędu, aby lepiej wszystko widzieć. Monitory migotały jej przed
oczami, więc skoncentrowała się na jednym, aby nie uronić ani sekundy z tego, co za chwilę miało
się wydarzyć. Na pasku pod obrazem przesuwały się słowa: „Seria dziwnych wydarzeń na Zamku
Jednorożca”...
—
Patrycja, słyszysz mnie? Tu studio w Heatherfield, czy są jakieś nowe wiadomości?
Rudowłosa wysoka dziewczyna uśmiechnęła się do kamery, poprawiając dyskretnie zsuwający
się z głowy kaptur.
— To właśnie miejsce — odwróciła się, wskazując ciężką bramę prowadzącą do zamku — czyli
legendarny Zamek Jednorożca, od lat zapomniany przez turystów i władze naszego okręgu, stało się
bohaterem minionego weekendu.
Wiatr gwałtownie zerwał jej kaptur z głowy, wypuszczając na wolność pasma długich włosów.
Owinęły się wokół szyi, aby po chwili pofrunąć w górę i opaść w nieładzie na ramiona. Nie
zwracała na to uwagi i ruszyła w stronę fontanny, ciągnąc za sobą tłum gapiów.
— Po blisko siedmiuset latach cudowne źródło znów zaczęło bić na Wichrowych Wzgórzach —
zrobiła dramatyczną pauzę, patrząc prosto w kamerę. — Nikt nie wie dlaczego, ale jest to niezbity
fakt, któremu nie sposób zaprzeczyć. — Zanurzyła dłoń w fontannie, wyciągając ociekające wodą
palce.
Towarzyszący jej dziennikarz Tony Luciano, reporter miejscowej gazety, wyjął z kieszeni
obszernego płaszcza plastikowy kubeczek i podał go Patrycji z szelmowskim uśmiechem.
— Sprawdźmy jej działanie, nalej mi trochę, Patrycjo — poprosił, wskazując wypływający przez
otwarte usta kamiennej rzeźby przejrzysty strumień wody.
—
Nie ma sprawy. — Dziennikarka napełniła kubeczek. — Źródło to stało się przyczyną
cudownych uzdrowień — kontynuowała profesjonalnym tonem, nie zwracając już uwagi na
reportera, który wpatrywał się w zawartość naczynia. — Mieszkańcy okolic, jak głosi legenda,
przybywali na zamek, aby czerpać z niego siły i powodzenie. Wierzono bowiem, że wystarczy łyk,
a już zawsze będziesz szczęśliwy — zwróciła się prosto do kamery
Tony Luciano zanurzył usta w wodzie i z błogim wyrazem twarzy podniósł głowę.
— I jak? — zapytała Patrycja.
— Czuję przypływ energii. — Tony uśmiechnął się szeroko.
— Jak państwo widzą, źródło ma cudowne właściwości — podsumowała reporterka.
— Dziękuję ci, Patrycjo. Za chwilę wracamy na Wichrowe Wzgórza — jednocześnie
prowadząca w studiu program czarnowłosa dziennikarka zwróciła się do gościa...
— Łowca zjaw! — Irma wspięła się na palce, stając na stopie Cornelii.
— Mogłabyś uważać — syknęła przyjaciółka.
— Jest ze mną członek Królewskiego Towarzystwa Fotograficznego, Oskar Peterson. Witam
pana w naszym studiu — Patrycja przedstawiła uśmiechniętego mężczyznę.
Fotografik kiwnął głową i wymamrotał słowa powitania.
Will nie mogła oprzeć się wrażeniu, że patrzy prosto na nią.
— Słyszeliśmy o zdjęciu, które zrobił pan w piątkowy wieczór na Zamku Jednorożca —
rozpoczęła rozmowę dziennikarka.
— Nie wiem, jaki to może mieć związek z ostatnimi wydarzeniami, ale sądzę, że udało mi się
sfotografować legendarną zjawę związaną z historią tego zamku.
Kamera pokazała niewyraźne czarno-białe zdjęcie, na którym widać było sylwetkę zwierzęcia z
długim rogiem. Na grzbiecie stworzenia majaczyły cztery cienie, które przy odrobinie dobrej woli
można by skojarzyć z ludzkimi sylwetkami.
— Tajemnicą pozostają te postacie — zwierzył się Oskar Peterson — jakby galopujące na
magicznej istocie, sam nie wiem...
— To rzeczywiście interesujące — powiedziała uprzejmie dziennikarka. — Pragnę państwa
poinformować — zwróciła się prosto do kamery — że nasi eksperci definitywnie wykluczyli
możliwość fotomontażu. .. Wygląda na to, iż zdjęcie jest autentyczne.
— Gdyby było inaczej, nigdy bym go nie pokazywał. — Oskar Peterson był wyraźnie oburzony.
— My, dziennikarze, zawsze wszystko sprawdzamy, na tym polega nasza praca — powiedziała z
uśmiechem. — A teraz znów przenosimy się na zamek — dodała i poprawiła tkwiącą w uchu
słuchawkę. — Patrycja?
Po chwili na wizji pojawił się zamkowy dziedziniec. Przed fontanną stał teraz hrabia Manfred w
towarzystwie Edwarda. Za ich plecami widać było podekscytowanych mieszkańców Zamkowej
Osady.
— Jest z nami hrabia Manfred, ostatni potomek z linii Lancasterów — Patrycja Suprise zwróciła
się do mężczyzny w długim czarnym płaszczu i jedwabnym fularze przykuwającym uwagę ognistą
czerwienią. — Co sądzi pan o tym niezwykłym wydarzeniu? Najpierw burza, potem nawałnica,
która przenosi drzewa, a wreszcie, po blisko siedmiuset latach, fontanna na powrót staje się
życiodajnym źródłem wody. — Przysunęła do ust hrabiego mikrofon przypominający włochatą
szczotkę do czyszczenia antyków.
— Rzeczywiście, nie pamiętam, abym kiedykolwiek widział tryskającą z niej wodę, choć mam
już swoje lata... — rozpoczął zaaferowany hrabia. — Napisałem kilka poważnych prac na temat
historii i legend związanych z zanikiem moich przodków, ale nie podejrzewałem, że dożyję dnia,
kiedy źródło Jednorożca ożyje na nowo...
— A pan? — przerwała mu reporterka, zwracając się do milczącego Edwarda. — Ma pan jakieś
uwagi związane z ostatnimi wydarzeniami na zamku?
— Miejsce to zawsze było magiczne, zresztą wszyscy mogą się o tym przekonać. Zamek
Jednorożca czeka na zwiedzających. Chciałem dodać, że dla młodzieży mamy zniżkę, a dla....
—Mówił wieloletni zarządca zamku i przyjaciel rodziny Lancasterów — dziennikarka przerwała
nagle rozmowę, jakby bała się posądzenia o bezpłatną reklamę. — Mamy kolejnych bohaterów
tygodnia. — Ożywiła się na nowo.
W kadrze pojawiła się dwójka miejscowych dzieci wypychanych energicznie przed dorosłych.
—A oto ci, którzy mieli szczęście odnaleźć tajemniczy przedmiot — przedstawiła gości.
Dwóch chłopców, z których jeden wydawał się starszy, podeszło prosto pod kamerę, tak że przez
chwilę widać było tylko szeroki uśmiech jednego z nich. Operator cofnął się, dając znak, aby nie
podchodzili bliżej.
Wyższy chłopiec wyciągnął z kieszeni ogromny pierścień z rubinem.
— Widziałam go! — nie wytrzymała Cornelia. —To pierścień Albertusa!
Tym razem rozległo się niecierpliwe syknięcie starszego mężczyzny, który pożądliwie
wpatrywał się w klejnot, rozpłaszczając nos na szybie wystawy sklepowej.
— Znaleźliśmy go pod skarpą — powiedział niższy chłopiec. — Mój starszy brat i ja
zbieraliśmy o świcie grzyby. Pełno tam gruzu, proszę pani, a wcześniej wcale go nie było.
—
Może po tej burzy obsunęła się ziemia? — wysunął przypuszczenie Tony Luciano.
— Hipotezy zostawmy uczonym. — Patrycja rzuciła mu chłodne spojrzenie i uśmiechnęła się
promiennie do kamery. — I jak to było z tym tajemniczym pierścieniem?
—
Po prostu leżał wśród gruzów. — Chłopiec był wyraźnie onieśmielony. — Zauważyliśmy go
jednocześnie!
— Dziękuję! — powiedziała oficjalnie Patrycja. — A panu życzę — zwróciła się do hrabiego
Manfreda — aby zamek znów stał się miejscem odwiedzin, i to nie tylko miłośników historii, ale
także zwykłych zjadaczy chleba...
Hrabia Manfred ukłonił się nisko i uścisnął jej wyciągniętą na pożegnanie dłoń.
— Na tym kończymy naszą relację. — Dziennikarka pokazała rząd nieskazitelnie białych zębów.
— Patricia Suprise „Nowości z Heatherfield”
Obraz powrócił do studia, w którym poza dziennikarką prowadzącą popołudniowe newsy nie
było już nikogo.
— To były najgorętsze wiadomości dnia — odezwała się, patrząc prosto w kamerę. — A teraz
dalszy ciąg wydarzeń...
Tłumek powoli rozchodził się i po chwili przyjaciółki zostały same, wpatrując się w migające na
monitorach obrazy.
—
No i co, dziewczyny? Może któraś chce udzielić wywiadu? — przerwała milczenie Will.
Czarodziejki wybuchnęły głośnym śmiechem, aż pracownik sklepu z telewizorami zajrzał na
wystawę przekonany, że zaczął się jego ulubiony program satyryczny.
Szły środkiem chodnika, słuchając czegoś, co opowiadała Taranee. Chłopak sprzątający kawiarnię
wyjrzał na ulicę i widząc Irmę, pomachał radośnie na jej widok. Pokazywał na migi, żeby weszły
do środka, ale Cornelia stanowczo odmówiła i nie skorzystały z zaproszenia.
Po drugiej stronie ulicy ujrzały znajomy szyld antykwariatu. Właśnie przeskakiwały kałużę,
kiedy usłyszały charakterystyczny dźwięk dzwoneczka. Antykwariusz wyjrzał na ulicę,
wypuszczając ostatniego klienta, i w tej samej chwili dostrzegł biegnące w oddali przyjaciółki.
— Gdzie tak gonicie, dziewczęta! — zawołał, starając się przekrzyczeć wiatr. — Zagadka
rozwiązana?
— O tak! — odkrzyknęła radośnie Irma. — Znamy już zasady.
— Wpadnijcie kiedyś, to zagramy.
—
Z przyjemnością, proszę pana — odpowiedziały zgodnym chórem, pomachały mu na
pożegnanie i ruszyły w dół ulicy, przytrzymując wyrywane przez wiatr parasolki.
W strugach deszczu dostrzegły siedzącego na słupie kruka. Zmoknięty ptak wpatrywał się z
uwielbieniem w Hay Lin.
Zobacz, jak do ciebie wzdycha — powiedziała ze śmiechem Will, przeskakując pomiędzy
płytami chodnika.
— Jeszcze chwila a usiądzie ci na ramieniu — dodała Cornelia.
Kruk zerwał się do lotu, aby po chwili zniknąć w stalowych chmurach kłębiących się nad
miastem.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz