niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 2:Koncert

Piękna Irma Lair, nowa gwiazda na muzycznym firmamencie Heatherfield, przyjęła nas w swoim uroczym
domku. Mieszka w nim z ojcem - policjantem, który jest bardzo dumny z córki, zupełnie nic nieznaczącym
młodszym bratem i ukochanym żółwiem Lilitem...
Gdy tak sobie fantazjowałam, Lilit mocno skubnął mnie w palec.
-Auuu! Niewdzięczna gadzina! Przecież jesteś roślinożerny!
-Irma, co z tobą? Jeszcze się nie ubrałaś, a jest już prawie wpół do dziewiątej!
-Karmię żółwia!
Wyglądało na to, że zamierzałam go nakarmić kawałkiem swojego palca wskazującego. I pewnie
dlatego mama popatrzyła na mnie z rozdrażnieniem.
-Ile czasu zajmuje nakarmienie jednego małego żółwia? Spójrz na siebie. Nawet się na dobre nie
obudziłaś, a na pewno nie jesteś gotowa do wyjścia!
Nie czułam się ani obudzona, ani gotowa. Takie są skutki prowadzenia podwójnego życia. A
może nawet potrójnego? Nefrytowe Siostry spotykały się na próbach, kiedy tylko znajdowałyśmy
wolną chwilę. A nauczyciele z jakiegoś powodu wciąż domagali się odrobionych lekcji i napisanych
wypracowań. W domu czekało na nas mnóstwo nudnych obowiązków, takich jak ścielenie łóżek
czy wynoszenie śmieci. Zupełna strata czasu, zważywszy, że miałyśmy znacznie ważniejsze rzeczy
do roboty. Najwyraźniej jednak wszyscy dorośli postanowili, że zrobią wszystko, by „woda sodowa
nie uderzyła nam do głowy”. A... i jeszcze WI.T.C.H. Poczułam ukłucie niepokoju, gdy o tym
pomyślałam. Co się stało, to się nie odstanie. Dobrze, że Will nie potrafiła się dąsać zbyt długo. Z
pozoru wszystko było w porządku. Ale od Wieczoru Muzycznego wciąż pojawiały się między nami
jakieś zgrzyty. Will czekała chyba, aż coś zrobię. Przeproszę? Przyznam się do błędu? Albo może
wycofam Nefrytowe Siostry z programu i dam szansę chłopakom z Cobalt Blue?
Oooo. Co to, to nie! Za bardzo mi zależało. Nie mogłam też zmuszać Hay Lin, Kary i Fiony, by
płaciły za mój błąd. Kto wie? Może byśmy wygrały, nawet bez pomocy magii...? W końcu poszło
nam lepiej niż podczas prób...
-Irma! Daję ci ostatnią szansę. Albo natychmiast zaczniesz się ubierać, albo pójdziesz do szkoły
na piechotę!
-Dobrze, dobrze...
Wcisnęłam na siebie sweter i pospiesznie umyłam zęby. Takie drobiazgi jak czesanie i
szczotkowanie włosów musiały poczekać do pierwszej przerwy. Dziwne, ale fakt, że miałam zostać
gwiazdą estrady fatalnie odbijał się na moim wyglądzie. Chociaż z drugiej strony, nie mogłam sobie
pozwolić na zatrudnienie armii fryzjerów, projektantów i wizażystów... Jeszcze nie teraz.
Dotarłam na historię parę sekund przed dzwonkiem. A teraz... O rany! Czy pamiętałam o
zabraniu podręcznika?
Miałam złe przeczucia. W torbie znalazłam tylko: geografię, która była wczoraj, angielski -
będzie dopiero po przerwie obiadowej. A to matma, która była... nawet nie pamiętałam, kiedy... Nie
wzięłam historii!
-Hej, ty! - syknęłam do Hay Lin, której ławka sądiadowała z moją. - Mogę korzystać z twojej
książki?
Wyprostowała się z zaskoczeniem w oczach.
-Co? Czy ktoś... eee, przepraszam... słucham?
-Hay Lin! Spałaś!
Uśmiechnęła się, zmieszana.
-Wcale nie. Tylko... trochę odpoczywałam, słowo. Wczoraj po próbie musiałam dokończyć
wypracowanie z angielskiego. Poszłam spać o nieprzytomnie późnej godzinie... Wypracowanie...
Ogarnęło mnie straszliwe podejrzenie.
-Na kiedy? - spytałam. - Na kiedy jest to wypracowanie?
Popatrzyła na mnie tak, jakbym była z innej planety.
-Na dzisiaj, oczywiście. Chyba nie myślisz, że zarwałabym noc, gdyby było na jutro.
Zamknęłam oczy. O, nie. Będę musiała się wysilić i skrobnąć coś na przerwie obiadowej. Może
nawet zacznę od razu, jeśli pan Collins nie patrzy...
-Irma, powiedz nam, co wiesz o rewolucji przemysłowej.
No, to nie potrwa długo. Powoli otworzyłam oczy i napotkałam wyczekujące spojrzenie pana
Collinsa. Starlet Express, pośpiesz się, bo nie mogę się doczekać. Zabierz mnie od tego
wszystkiego!
Nie zadziałało. I jak się należało spodziewać, dostałam zupełnie zasłużoną pałę z historii...
*
Dzień występu w Starlet Express. Wokół krzątali się ludzie, rozwijając przewody, mocując
reflektory do wysięgników, ustawiając dekoracje. Parę razy byłam już w hali widowiskowej, ale
nigdy nie widziałam jej w takiej, pełnej ruchu. Przy tej całej krzątaninie wielka widownia pełna
pustych siedzeń przypominała jakąś ciemną, opuszczoną jaskinię.
-Przepraszam - odezwałam się do kogoś ubranego w lśniące czarno-białe spodnie z wężowej
skóry i skórzaną kurtkę z frędzlami. - Wie pan, dokąd powinnyśmy iść? Jesteśmy Nefrytowe
Siostry.
Odwrócił się powoli, zapewne po to, bym nacieszyła oczy wirowaniem frędzli i błyskami
świecidełek w oprawkach jego okularów przeciwsłonecznych. Ogólnie efekt był olśniewający.
-Witajcie, moje kochane - powiedział. - Cudownie was widzieć. Cudownie!
Raptownie rzucił się ku mnie jak atakująca kobra, a ja bezwiednie cofnęłam się. Ale on tylko
cmoknął ustami powietrze obok mojego policzka. Potem w ten sam sposób przywitał się z Hay Lin,
Karą, Fioną oraz z Will, Taranee i Cornelią, które przyszły udzielać nam wsparcia moralnego.
- Jesteście uczestniczkami z Sheffield Institute, zgadza się, moje kochane? Al Gator ze Starlet
Music!
Jakby całowanie nie wystarczyło, wyciągnął rękę. Trochę wilgotną, jeśli mam być szczera.
Przypominało to dotykanie mokrej żaby. Ledwo się powstrzymałam od wytarcia dłoni o dżinsy.
-Idźcie tamtym korytarzem i znajdźcie kobietę w eleganckim czerwonym kostiumie. Powie wam,
co macie robić. - Okulary zalśniły oślepiająco, gdy zauważył kogoś za naszymi plecami. - Moja
kochana! Jak cudownie! - zawołał i prześlizgnął się obok Cornelii, rzucając krótko: - Do zobaczenia
później, moje kochane.
Kilka sekund później wymieniał już powietrzne pocałunki z sukienką tak głośno krzyczącą
„jestem od drogiego projektanta”, że ledwie dostrzegało się ubraną w nią dziewczynę.
Wszystkie przez chwilę patrzyłyśmy za nim.
-Myślicie, że zachowuje się tak przez cały czas? - spytała cicho Hay Lin.
-Pewnie tak.
Taranee z dezaprobatą popatrzyła na jego spodnie z wężowej skóry.
-Ciekawe czy wie, że pytony siatkowe to zagrożony gatunek? - powiedziała.
-Raczej nie należy do tych, którzy ratują wieloryby- stwierdziła Fiona. - Al Gator! Myślicie, że
naprawdę tak się nazywa?
-Niemożliwe - odparłam. - Nie istnieją rodzice, którzy skrzywdziliby swe dziecko takim
imieniem. - Poluzowałam pas torby, którą niosłam na ramieniu. Miałam wrażenie, że z każdą
chwilą staje się cięższa.
-Chodźmy. Poszukajmy tej kobiety w czerwonym kostiumie. Mam nadzieję, że jest trochę
normalniejsza.
I rzeczywiście była - bardzo miła, rozsądna i pomocna. Pokazała nam, gdzie się przebrać i dała
harmonogram. Znalazły się w nim takie punkty planu dnia, jak „instruktaż”, „makijaż” czy „próba
brzmienia”. Na samej górze, obok nazwy i logo stacji telewizyjnej, wielkimi literami napisano
NEFRYTOWE SIOSTRY.
-Wygląda bardzo... no, wiecie, prawdziwie... - powiedziała nieśmiało Kara.
Skinęłam głową. Wiedziałam, co ma na myśli. Byłyśmy tutaj. To się działo naprawdę. Ktoś
traktował nas poważnie i poświęcał nam tę całą profesjonalną uwagę. Przez moje plecy przebiegł
lekki dreszcz, po częsci z podniecenia, a po części z tremy.
Kiedy pozostałe dziewczyny weszły do garderoby (naszej całkowicie własnej garderoby, z
tabliczką NEFRYTOWE SIOSTRY na drzwiach!), Will zatrzymała mnie przed progiem.
-Namierzasz użyć magii? - spytała cicho.
-Nie wiem - odparłam, nie do końca zgodnie z prawdą. Przez dwa tygodnie ciężko ćwiczyłyśmy
i stałyśmy się znacznie lepsze niż wcześniej. Ale tutaj miały zagrać zespoły profesjonalne albo
prawie profesjonalne. Jak byśmy wyglądały na scenie, jak byśmy brzmiały, gdybym moja magia
trochę nam nie pomogła? Nie chciałam zająć ostatniego miejsca. Gdyby nasz koncert skończył się
klapą, jak mogłabym spojrzeć ludziom w oczy?
Will przyglądała mi się przez dłuższą chwilę. Miałam wrażenie, że mniej więcej wie, o czym
myślę.
-Poradzicie sobie - powiedziała w końcu. - Macie fajną piosenkę, świetne stroje, a Kara
znakomicie gra na gitarze. Nie potrzebujecie magii. Wystarczy wam odrobina pewności siebie.
-Ej, przecież mnie znasz - odparłam z uśmiechem. - Jestem tak pewna siebie, że aż strach!
Ale nie byłam. Nie w tamtej chwili.
*
Trzy godziny później czekałyśmy za kulisami na swoją kolej. Hala wypełniła się ludźmi,
widzów było znacznie więcej niż podczas Wieczoru Muzycznego. Z miejsca, gdzie się
znajdowałyśmy, nie było widać widowni, ale rząd monitorów pokazywał nam, co się dzieje.
Wszędzie były reflektory i kamery.
-Dobrze, że nie musimy wchodzić na scenę o własnych siłach - odezwała się Kara stłumionym
głosem.
-Mam tak miękkie kolana, że pewnie potknęłabym się o własne nogi.
Była bardzo blada, czego nie mógł ukryć nawet jej makijaż.
Stałyśmy na niewielkiej platformie, która miała pojechać naprzód, kiedy nadejdzie nasza kolej.
-Miejmy nadzieję, że to w ogóle zadziała - powiedziała ponuro Fiona. Wciąż musiała się
powstrzymywać przed gładzeniem dłonią włosów, które ułożono w bardzo fajny sposób -
wydawały się zarazem miękkie i sterczące.
-Hej - powiedziałam, próbując podnieść nas na duchu. - Pamiętajcie, że to ma być tylko zabawa!
Jako pierwsza wystąpiła dziewczyna w drogiej sukience od znanego projektanta. Miała dość
ładny głos, ale uwagę publiczności przyciągnęły jej taneczne ruchy.
-Spójrzcie na nią - westchnęłam, wskazując monitor. - Założę się, że już w wieku pięciu lat
chodziła na kurs tańca!
-Myślisz, że też powinnyśmy opracować jakiś układ taneczny? - spytała Fiona.
-Teraz? - skrzywiła się Kara. - Chyba żartujesz. I na to trzeba paru dni prób. Już lepiej róbmy to,
co dotychczas.
-To znaczy co, dokładnie? - Fiona wciąż miała wątpliwości.
-Wszystko, co pasuje do muzyki - odparła Hay Lin. I
Dziewczyna wyraźnie podobała się widowni, która zgotowała jej gorącą owację. Zobaczyłam
kątem oka, I jak schodzi ze sceny z rumieńcem radości i wyrazem ulgi na twarzy. Bardzo liczyłam
na to, że niebawem sama będę miała podobną minę.
Potem pojawiły się dwa następne zespoły, ale żaden nie mógł się równać z występem
dziewczyny. A potem przyszła nasza kolej. Sekwencja świateł zaczęła mrugać. Technik na palcach
odliczył trzy, dwa, jeden i...I platforma, na której stałyśmy, ruszyła.
Hala była pełna. I ogromna. Zupełnie nie przypominała obrazu z monitorów. Nigdy w życiu nie
stałam przed tyloma ludźmi na raz. Wyschło mi w gardle. Nerwowo przełknęłam ślinę. Czy będę w
stanie zaśpiewać?
Pang. Kara zaczęła wstęp. Fiona na basie poszła w jej ślady. Hay Lin włączyła się z perkusją, w
pierwszych taktach trochę niepewnie, ale potem mocniej, ra- -ta-ta-ta, ra-ta-ta-ta. Otworzyłam usta.
I zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam słów. Oglądałam to potem na wideo. Tata nagrał
program. Usta jakby zamarły mi w nieustannym O.
Kara rzuciła mi gniewne spojrzenie, ale zachowała zimną krew. Po prostu jeszcze raz zagrała
wprowadzenie, bez żadnej przerwy, która by nas zdradziła. Tym razem moje wargi same zaczęły
wyśpiewywać słowa.
Lekcje się skończyły, weekend się zaczyna
Jestem taka sama jak każda dziewczyna...
Mój głos brzmiał trochę zbyt potężnie z powodu nieznanego mi wcześniej systemu nagłośnienia,
ale poza tym całkiem normalnie. Zaskakująco normalnie.
Wcale nie sądziłam, że tak się poczuję...
Rzeczywiście, nie sądziłam! Ale tak naprawdę...
I teraz już tęsknię, i teraz żałuję...
Zaczynałam czuć się dobrze. Na miejscu. „Śmiało - pomyślałam. - To fajna zabawa. I dobra
piosenka. Słuchajcie jej. Na pewno wam się podobamy.”
Kara bez opamiętania rzuciła się w wir gitarowej solówki. Jej palce latały po strunach. Starcaster
śpiewał."Dziewczyno, jesteś taka dobra” - pomyślałam, uwielbiając ją za to. Publiczność też ją
uwielbiała. Rozległy się oklaski i nagle widzowie nie byli już przeraający, tylko wspaniali. Ich też
uwielbiałam.
Lekkie niczym łza powracają sny...
Wybacz, Taranee. Następnym razem zaśpiewam jak trzeba!
Do szkofy, chcę wrócić do szkoły!
Ostatni riff Kary i zerwały się oklaski. „No, no - pomyślałam. - Więc tak to brzmi, kiedy trzy
tysiące ludzi bije ci brawo.”
Światła zamigotały. Platforma zaczęła sunąć z powrotem. O, nie. Chciałam zostać tam dłużej.
Proszę...
Ale konferansjer zapowiadał już następnego wykonawcę. Skończyło się. Trzy i pół minuty.
-Świetnie! - powiedziała Hay Lin, uśmiechając się szeroko. - Kiedy będziemy mogły to
powtórzyć?
Brakowało mi tchu, jakbym przebiegła półtora kilometra.
-Za jakieś dwadzieścia minut - odparłam. - Jeśli wygramy. W przeciwnym wypadku, pewnie
nigdy...
-Nie psuj nam zabawy - odezwała się Fiona, głaszcząc swoją fryzurę dłonią wilgotną od potu. -
Ale jeśli wygramy, jeśli będziemy miały to powtórzyć... Irma, proszę, czy mogłabyś nie zapominać
tekstu?
Te dziesięć sekund paraliżu i paniki wydawały mi się odległe o całe lata świetlne.
-Sugerujesz, że popełniłam błąd? - spytałam, udając oburzenie. - Po prostu pomyślałam, że Kara
świetnie gra i publiczność powinna usłyszeć to jeszcze raz.
Kara uśmiechnęła się, puszczając do mnie oko.
-Taaa, jasne - powiedziała.
*
Koncert trwał. Ta dziewczyna, która świetnie tańczyła, wciąż wydawała się najlepsza. Czy
mogłyśmy ją pokonać? Czy mogłyśmy... wygrać?
-Szkoda, że nie jesteśmy na widowni - szepnęła wyraźnie spięta Hay Lin. - Tutaj, w tej gęstej
atmosferze nie sposób oddychać. A oglądanie koncertu na monitorach to nie to samo.
Łyknęłam trochę wody. Wciąż czułam suchość w gardle. Kara bębniła palcami o blat stołu.
Długie paznokcie jej zgrabnej dłoni robiły klik-klik-klik, klik-klik.
-Genialnie, moje kochane - powiedział Al Gator, kołysząc się i rozdając kolejne wężowe
pocałunki w powietrzu. - Cudownie! Świetne intro. I podobają mi się wasze stroje, moje kochane,
słowo daję...
-Dziękujemy - odpowiedziała Hay Lin, kiedy odpłynął, by wymienić powietrzne całusy z kimś
innym.
Klik-klik-klik. Paznokcie Kary wciąż stukały o stół. Wzrok miała wlepiony w ekran.
Przedostatni występ. Jakaś chłopięca grupa o nazwie Krzemienie. Dosyć przeciętny, basowy wstęp,
a potem...
Wyprostowałam się na krześle. Co to było? Brzmiało jak... nie wiem. Nie mam pojęcia, jak to
określić. Gdyby gitara żyła, oddychała, poruszała się i śpiewała, właśnie tak by to brzmiało.
Dźwięki przeniknęły mnie na wskroś. Były takie czyste. I takie bliskie, jakby nie dzieliła nas żadna
odległość.
Gdzieś wśród wszystkich światów jest takie miejsce
Gdzieś wśród wszystkich światów jest taki czas
To miejsce spotkania, chwila zakochania
Od dzisiaj na zawsze...
-Och - szepnęła Kara, która zamarła pod wpływem tego utworu. - Też umie śpiewać...
Chłopak grał na gitarze prowadzącej. Siedziałam, gapiąc się w ekran, i nawet na chwilę nie
mogłam oderwać od niego wzroku. Nie był zbyt przystojny. Miał kasztanowe, długie włosy,
pociągłą twarz i nieco zbyt szczupłą sylwetkę. Ale jego muzyka... Nie przypominała niczego, co
wcześniej słyszałam. Niemal widziałam miejsce, o którym śpiewał. Wysokie drzewa, pola skąpane
w blasku księżyca i ktoś, kto słucha i się uśmiecha... dziewa czyna o długich, jedwabistych
włosach... Łzy napłynęły mi do oczu. Zniknęły wszystkie światła, monitory i zabiegani ludzie, a
zostały tylko drzewa, pole, dziewczyna... i Ked, którego szare oczy były tak pełne tęsknoty.
Poczułam, że serce zaraz mi pęknie.
Ked... Skąd wiedziałam, że ma na imię Ked? Nie sądzę, by ktoś je wypowiedział. Ale może na
tym cała rzecz polegała - poznać jego muzykę znaczyło tyle, co poznać jego samego.
Kiedy ucichł ostatni akord, na widowni zapadła martwa cisza. Ludzie siedzieli nieruchomo,
jakby wpadli w trans. Wiedziałam, co czują. Chciałam, żeby chłopak zagrał znowu. Tak bardzo tego
pragnęłam.
A potem wybuchł całkowity chaos. Widzowie wstawali, wchodzili na krzesełka, pchali się w
przejściach. Nawet nie klaskali, tylko wyli i wrzeszczeli, domagając się bisów. Ale za sprawą
techniki Ked i Krzemienie znaleźli się już poza sceną, odjechali na takiej samej platformie, jak my.
Potem na ich miejscu pojawiły się bliźniaczki w niebieskich strojach i kowbojskich kapeluszach.
Był to ostatni występ wieczoru.
Konferansjer próbował dalej prowadzić program.
-Proszę państwa! Proszę się cofnąć i powitać brawami Bliźniacze Nutki!
Te słowa nie wywarły jednak na tłumie żadnego wrażenia. Bliźniaczki wydawały się mocno
przestraszone. Też bym się bała na ich miejscu. Kiedy kilku fanów przedarło się przez kordon
ochroniarzy i zaczęło się wspinać na scenę, dziewczęta po prostu zaczęły Clekać, machając
gitarami.
-Dawajcie go tu z powrotem! - krzyknął do krótkofalówki potężny mężczyzna w garniturze. -
Nie obchodzi mnie, co jest dalej w programie. Dajcie faceta tutaj, zanim rozniosą halę!
Najwyraźniej ktoś spełnił jego polecenie. Wkrótce platforma, na której stał Ked wraz z resztą
zespołu, znów pojawiła się w polu widzenia.
-Proszę - powiedział Ked do mikrofonu cichym, niepewnym głosem. - Czy wszyscy mogliby się
uciszyć?
To cud, ale go posłuchali.
-Wygląda na to... że... że wygraliśmy.
Rozległy się oklaski, tym razem jednak cichsze. Widzowie chcieli słyszeć, co Ked ma do
powiedzenia.
-Więc pomyśleliśmy... że może chcecie posłuchać piosenki jeszcze raz?
Zastanawiałam się, czy ktoś w ogóle spytał jury o zdanie. W sumie nie miało to znaczenia -
zespół Krzemienie rozłożył nas wszystkich na łopatki i dobrze o tym wiedzieliśmy. Jak to możliwe,
że wcześniej nikt o nich nie słyszał?
A potem przestałam myśleć o jury, nagrodach i kontraktach płytowych. Utwór „Od dzisiaj na
zawsze” wypełnił mój umysł, moje serce i całe moje ciało.
*
W drodze do domu w samochodzie panowała cisza.
-Przykro ci, że nie wygrałyście? - spytał ojciec. - Nie zawsze wszystko się udaje.
-Wiem.
-A poza tym ten zespół... Kamienie... był bardzo dobry, prawda?
-Krzemienie, tato.
-Wszystko jedno. Ale grali nieźle.
-Byli wspaniali.
-Ano widzisz. To żaden wstyd przegrać z kimś, kto jest po prostu lepszy.
-Tak.
I nie chodziło o porażkę. Siedziałam cicho i czułam się... trochę nieswojo z innego powodu. Po
koncercie w tłumie widziałam przez chwilę twarz Keda. Pozostali członkowie grupy zachowywali
się tak, jak młodzi muzycy, którzy właśnie zapewnili sobie pierwszy kontrakt - uśmiechali się i
pozwalali się klepać po plecach Alowi Gatorowi. Najwyraźniej cwaniak zwietrzył już wielkie
pieniądze.
Ale Ked...
Wciąż trzymał swoją gitarę, a właściwie ściskał ją kurczowo. A w jego szarych oczach, nie było
szczęścia, tylko całkowite zagubienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz