niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 2:W.I.T.C.H

— Jak mecz? — spytała Will, zatrzymując rower przed Srebrnym Smokiem. Był sobotni
poranek i promienie słońca skrzyły się w kałużach pozostałych po nocnym deszczu.
— Świetnie — mruknęłam.
Tak naprawdę nie chciałam o tym mówić. Ani myśleć. Wciąż miałam poczucie winy. Tego ranka
nie rozmawiałam z Peterem. Po nocnych koszmarach czułam się ociężała i zdezorientowana i kiedy
w końcu zwlokłam się z łóżka, Peter poszedł już popływać na desce. Wyobrażałam sobie, jak mknie
przez fale, zachwycony wiatrem i prędkością. Mówił, że podczas uprawiania windsurfingu nigdy
nie czuje zimna. Tak go rozgrzewa radość.
Dlaczego mu nie uwierzyłam, kiedy powiedział, że samochód się zepsuł? Nigdy jeszcze mnie
nie okłamał, zwłaszcza w ważnej sprawie. Gdybym mu uwierzyła, nie byłabym taka wściekła. A
gdybym nie była taka wściekła, nie powiedziałabym tego, co powiedziałam.
— Świetnie? — Will nie wydawała się przekonana. — Tylko tyle? Nie opiszesz mi ze
szczegółami wyczynów wielkiego... Jak on się nazywa? Seb Cream?
— Caine.
— No właśnie. Zwykle nawijasz o nim godzinami. Chyba w końcu zagrał?
— Tak. — „I to genialnie", dodałam w myślach. Widziałam skrót meczu w porannych
wiadomościach.
— I co?
— I nic. Popatrz, idzie Cornelia!
Nadeszła w samą porę, by uratować mnie przed kolejnymi pytaniami Will. A potrzebowałam
ratunku. Will jest strasznie uparta, kiedy już sobie coś umyśli.
— Zobaczcie, co znalazłam w bibliotece — powiedziała Cornelia, wymachując wielką książką.
— „Magiczne tajemnice” Samuela Goodwise’a. Jest tu całe dwanaście stron o krystalomancji.
Wróżenie - to był nasz plan na weekend. Jak na czarodziejki byłyśmy jeszcze bardzo młode i
wciąż próbowałyśmy sprawdzić swoje możliwości. Nasza magia nie do końca przypomina tę, o
której czyta się w książkach, ale okazało się, że i w nich możemy znaleźć trochę nowych
pomysłów. Sprawdzałyśmy w słowniku hasło „krystalomancja", ale napisano tam tylko:
„przepowiadanie przyszłości za pomocą szklanej kuli”. Taka definicja przywodzi na myśl tanią
sztuczkę na festynie. A zdaniem Samuela Goodwise’a było to „zastosowanie Widzenia, by dostrzec
to, co jest ukryte przez czas, odległość albo działania ludzi". Te słowa sprawiały, że rzecz wydawała
się znacznie ciekawsza i godna uwagi.
I dlatego właśnie dwadzieścia minut później narażałam się na dożywotniego zeza, wpatrując się
w płomień świecy. Wszystkie zgromadziłyśmy się w pokoju Hay Lin. irma przykucnęła nad czarną
blachą do pieczenia wypełnioną wodą. Cornelia wpatrywała się w stosik nawozu do kwiatów, a Hay
Lin wychyliła głowę przez okno, usiłując słuchać wiatru. Will po prostu na nas patrzyła, trzymając
na kolanach rozłożoną książkę. Jej magia okazuje się często najtrudniejsza do ogarnięcia, bo jest w
niej wszystkiego po trochu: powietrza, ziemi, wody i ognia.
— To nie działa — odezwała się Cornelia. — Mogę przepowiedzieć tylko jedno: to idealny
nawóz do peonii.
— A ja widzę tylko siebie — stwierdziła Irma. — Lustereczko, powiedz przecie, kto najmilszy
jest na świecić : Chociaż to nawet nie jest prawdziwe lustro.
— Tu jest napisane, że wróżenie wymaga dużej wprawy, cierpliwości i siły skupienia —
powiedziała Will. — I że próżne trzynastolatki rzadko potrafią coś: z kuli wyczytać.
— Zmyśliłaś to! — krzyknęła Irma.
— Tylko ostatnie zdanie.
Z blachy Irmy uniosła się cienka strużka wody i poleciała prosto w stronę nosa Will.
— Uważaj na książkę — syknęła Will, uchylając się. — Pani Pear się wścieknie!
Pani Pear była bibliotekarką.
— Fakt — westchnęła Irma i pozwoliła, by woda opadła. — Ale już od ładnych paru minut
jestem cierpliwa i nadal nic się nie dzieje. Zdaje się, że ta twoja książka to makulatura.
— Może powinnyśmy być bardziej... konkretne — powiedziałam. — Na przykład... zadać
pytanie i skupić się tylko na nim.
— Na głos? — Hay Lin zsunęła się z parapetu. Był jasny i rześki jesienny dzień, a jej twarz
wydawała się zmarznięta i lekko ogorzała.
— Może. Nie wiem.
— Jakie pytanie? — zaciekawiła się Will.
— No, skoro kieruję swoje pytanie do ognia, powinno to być coś, o czym wie ogień.
— Mmmhm — mruknęła rozmarzona Irma. — Spytam wodę, jak wygląda Matt, kiedy idzie z
chłopakami popływać — Założę się, że Will też by chciała rzucić okiem.
— Irma! Bądź poważna! — Twarz Will aż poczerwieniała ze złości.
Will czuje miętę do Matta. Próbuje to ukryć, ale to widać. Zawsze się rumieni, mruga powiekami
i wpada na ścianę, ilekroć mija go na korytarzu.
Wiedziałam, o co chcę zapytać, ale nie byłam pewna, czy ogień odpowie. Mimo wszystko
zamknęłam oczy i pomyślałam o ostatniej nocy. Kto mnie słyszał, kiedy wypowiedziałam do Petera
te okropne słowa? Czy w ogóle ktoś mnie słyszał?
Przez chwilę nic się nie działo. Już chciałam sobie odpuścić, kiedy poczułam... migotanie.
Obroty. Ogień był częścią tego uczucia, a jednak nie był to ogień. To było coś innego, coś złego i
pokrętnego. Po chwili miałam wrażenie, że znów znalazłam się w swoim śnie, że wiruję, że coś
mnie wciąga. Tyle że tym razem słyszałam głos: „Chodź. Chodź do mnie”.
Nie chciałam. Nie miałam najmniejszej ochoty na to nieprzyjemne wirowanie i nie chciałam
mieć nic wspólnego z tym zimnym głosem. Walczyłam, żeby się wyrwać, żeby wrócić. Z trzaskiem,
który rozległ się w mojej głowie, choć był zapewne bezgłośny, niewidzialny wir mnie puścił, a głos
zamilkł. Zobaczyłam promienie słońca i pokój Hay Lin, poczułam chłodny przeciąg od okna.
— Czy ktoś się czegoś dowiedział? — Will po kolei przebiegła po nas wzrokiem.
Irma uśmiechnęła się.
— No, ja się dowiedziałam, że Cornelia nigdy nie podnosi ręcznika z podłogi, kiedy się kąpie.
Cornelia zachłysnęła się z oburzenia.
— Szpiegowałaś mnie!
Uśmiech Irmy zrobił się jeszcze szerszy.
— Tak naprawdę tylko zgadywałam. Ale znalazłam pierścionek, który moja mama zgubiła w
zeszłym tygodniu. Inna sprawa, jak go wydobędziemy. Utknął w rurze odpływowej w łazience.
— Ktoś jeszcze?
Wciąż poirytowana Cornelia pokręciła głową. Hay Lin z wahaniem przygryzła wargę.
— Nie jestem pewna. Nie było to zbyt wyraźne.
— Więc spróbujmy jeszcze raz — zaproponowała Will.
Gwałtownie zerwałam się na nogi.
— Ja nie — oznajmiłam. — Próbujcie, jeśli chcecie, ale ja mam dosyć na jeden dzień.
— Taranee — powiedziała Will, przyglądając mi się baczniej. — Nic ci nie jest? Wyglądasz...
no, nie wyglądasz najlepiej.
I nie czułam się najlepiej. Miałam mdłości. Bałam się Byłam przemarznięta. I wciąż nie
potrafiłam powiedzieć, dlaczego.
— Wszystko w porządku — mruknęłam.
— Starczy tego — zdecydowała Irma, obejmując mnie ramieniem. — Musi po prostu napić się
herbaty i trochę się pośmiać. Zna ktoś jakiś dobry kawał?
*
Gorąca herbata i głupie historyjki Irmy sprawiły, że zniknął zimny węzeł w moim żołądku.
Później rodzice Hay Lin pozwolili nam wszystkim zjeść obiad przy stoliku w restauracji i
wieprzowina z warzywami w sosie słodko-kwaśnym pomogła mi jeszcze bardziej. Ale kiedy
trzymałam pałeczkami ostatni kawałek mięsa, zastanawiając się, czy wypada poprosić o dokładkę,
zobaczyłam, że do restauracji wchodzi mój ojciec. Wyraz jego twarzy sprawił, że znów zrobiło mi
się zimno i nie czułam się najlepiej.
— Taranee... — powiedział, a potem urwał.
Czekałam odrętwiała, nie ośmielając się pytać.
— Peter... nie wrócił z pozostałymi. Pewnie niedługo zadzwoni z... z jakiejś dalszej części
plaży, ale... mama i ja uważamy, że powinnaś wrócić do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz