wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 3:Księżycowe lustro

Następnej nocy, skradając się, zeszłam szybko po schodach. Mocno ściskałam w spoconych
dłoniach lampion i lustro. Musiałam bardzo uważać, żeby schody nie zaskrzypiały. Ciekawe, co by
powiedzieli rodzice, widząc, że ich córka w środku nocy wymyka się z domu? Na pewno zaczęliby
zadawać najróżniejsze niewygodne pytania, na które w tej chwili wolałabym nie odpowiadać. Może
nawet nie wypuściliby mnie na spotkanie z W.I.T.C.H.?
Na zewnątrz przy furtce czekała już Will. Stała spokojnie na ulicy, jakby nasze nocne spotkania
były czymś zupełnie zwyczajnym.
— Miałaś jakieś trudności z wyjściem z domu? — zapytałam.
Pokręciła głową.
— No, w każdym razie nie z mamą. Wraca z pracy tak zmęczona, że gdy zaśnie, nie obudzi jej
nawet huk dział artyleryjskich.
— Zazdroszczę ci. Ja jestem spocona jak mysz! Tak się bałam, że rodzice mnie usłyszą.
Uśmiechnęła się.
— Mama wprawdzie spała spokojnie. Za to James próbował mi powiedzieć, iż zachowuję się
niewłaściwie.
James był lodówką. Nie ma urządzenia w domu Will, z którym ona nie potrafiłaby się dogadać.
James potrafi być męczący - ciągle udziela rad na temat dobrego wychowania i zdrowego żywienia.
Chociaż nikt go o to nie prosi. W poprzednim wcieleniu musiał być guwernerem.
— Całe szczęście, że nie obudził twojej mamy.
— Tak.
Przez bramę weszła Taranee, a za nią Cornelia. Nieco później zjawiła się Irma.
— Przepraszam za spóźnienie — powiedziała. —Tata ma dziś nocną służbę i musiałam
poczekać, aż wyjdzie do pracy.
— Ale nie widział cię? — spytała Taranee z lekkim niepokojem.
— Żartujesz? Aresztowałby mnie na miejscu.
Ojciec Irmy jest policjantem. Czasem myślę, że na szczęście łapanie przestępców wychodzi mu
lepiej niż rozpracowywanie sztuczek własnej córki. Pewnie zdziwiłby się, widząc ją teraz w moim
ogrodzie...
— Najważniejsze, że ci się udało — stwierdziłam. — I że jesteśmy tu wszystkie. Bierzmy się
więc do roboty.
Noc była dość chłodna i niezbyt wiosenna, chociaż na wiśni na naszym podwórzu pojawiły się
pierwsze biało-różowe pąki. Trawnik oświetlał łagodny blask księżyca. Czułam się niesamowicie.
Jakbym za moment miała uczestniczyć w jakimś tajemniczym obrzędzie...
— Powieś lampion na drzewie — poradziła mi Will. — A lustro spróbujmy umieścić tu, obok.
Przypuszczam, że do naszego eksperymentu potrzebujemy jednego i drugiego przedmiotu.
Skinęłam głową. Też miałam przeczucie, że księżycowe lustro i lampion Liu są w jakiś sposób
ze sobą powiązane. Ostrożnie przywiązałam lampion do cienkiej gałęzi wiśni. Cornelia z pomocą
Taranee zawiesiła lustro na drugim konarze.
— Poczekajcie — powiedziała nagle Cornelia. — Coś... coś jest na odwrocie zwierciadła.
Potarła plecy lustra rękawem. Na modnej, bladozielonej kurtce została brudna smuga, ale
Cornelia była zbyt przejęta aby to zauważyć.
— Spójrzcie — powiedziała drżącym z emocji głosem. — Z tyłu też jest lustro!
Odwróciłam zwierciadło. Miała rację. Druga strona była tak zmatowiała i czarna, że na początku
nie sposób było czegokolwiek dostrzec. Ale szybko przetarłyśmy dokładnie zabrudzoną
powierzchnię. Rzeczywiście, lustro było dwustronne!
— Po tej stronie na ramie wyryte są słońca — stwierdziła Taranee. — Ale fajnie! Lustro ma
słoneczną i ksieżycową stronę.
— Tak, ale co to oznacza? Dopiero co doszłyśmy do wniosku, że pewnie moc zwierciadła
ujawnia się tylko przy świetle księżyca! A teraz okazuje się, iż na nim są też słońca! — W głosie
Irmy pobrzmiewał żal. Chyba czuła się trochę oszukana... przez lustro!
Spojrzałam w górę, na niebo. Było zupełnie czyste, bez jednej chmurki, za to z jasnymi
punkcikami gwiazd i dużym, bladożółtym księżycem. Zerknęłam na wciąż niezapalony lampion.
Ledwie rozróżniał niewyraźny kształt góry i uśmiechającego się nad nim słońca. Nagle mnie
olśniło.
— Powieście je stroną księżycową, tak by odbijało światło księżyca — powiedziałam do
dziewczyn. —Apotem zaczepcie lampion tak, by oświetlał stronę słoneczną.
Will rozważyła mój pomysł.
— No dobra, spróbujmy — zgodziła się po chwili. I zaczęłyśmy przewieszać przedmioty. Całe
szczęście, że wzięłam z domu sznurek i nożyczki. Bez nich zadanie byłoby niewykonalne.
Wkrótce zarówno lustro, jak i lampion wisiały na ciemnych gałęziach wiśni, kołysząc się lekko.
— Taranee — powiedziałam. — Możesz zapalić świecę? Tylko uważaj. Lampion jest bardzo
stary.
Uśmiechnęła się.
— Od lat niczego nie podpaliłam — oznajmiła. — To znaczy niczego, czego nie chciałam
podpalić. Przy mnie twojemu lampionowi nic nie grozi.
Żywiołem Taranee jest oczywiście ogień. Na krótką chwilę zamknęła oczy i zaraz w starym
lampionie pojawił się płomyk. Stało się też... coś jeszcze.
— Ojej, spójrzcie — powiedziała cicho Irma.
Lustro zaczęło świecić. W jego tafli pojawiła się góra, którą bardzo dobrze znałam ze swoich
snów. Wyraźnie słyszałam też dzwonki wietrzne i wołający mnie dziewczęcy głos.
— Czcigodna Lin, wysłuchaj mnie. Pomóż nam w potrzebie!
Głos był zmęczony, pełen rozpaczy i błagania. Popatrzyłam na przyjaciółki.
— Też to słyszycie? — szepnęłam.
Will skinęła głową.
— Ktoś cię woła — powiedziała cicho.
— Czcigodna Lin, złożyłaś obietnicę! — głos znów się odezwał. Był bardziej natarczywy niż
poprzednio. Potrzebujemy cię! Nie opuszczaj nas.
Obietnicę? Wcale nie. Chyba że... chyba że chodziło jej o obietnicę zapłaty za lustro.
„Zwykle dotrzymuję obietnic” — powiedziałam wtedy. A młoda kobieta o oczach mojej babci
odparła: „Dobrze. To bardzo ważne".
Ale nawet bez tego nieokreślonego poczucia winy, że czegoś nie zrobiłam, za coś nie zapłaciłam,
nie mogłam zlekceważyć tego zrozpaczonego głosu. Nikt by nie mógł.
— Musimy jej pomóc — powiedziałam do dziewczyn.
— Nie znasz jej — Cornelia jak zwykle była ostrożna. — Może to pułapka?
— Ona wie, jak się nazywam!
— Tym bardziej jest podejrzana, nie sądzisz?
Cornelia z nas wszystkich jest najbardziej nieufna i najtrudniej ją przekonać. Łatwo poznać, że
to czarodziejka ziemi — tak twardo po niej stąpa. Wszystkie na tym korzystamy, bo Cornelia często
powstrzymuje nas przed pakowaniem się w tarapaty. Jest naszym głosem rozsądku. Ale akurat teraz
nie chciałam jej słuchać.
— Bez wątpienia ma poważne kłopoty!
— Nie wiesz, jak kiedyś łapano lwy? Jako przynęty używano małej kózki. Na pewno
wybierano tę, która beczała najgłośniej i najbardziej przekonująco. Powinnyśmy wiedzieć więcej,
zanim rzucimy się komuś na pomoc. Zwłaszcza komuś tak podejrzanemu.
— Moim zdaniem ta kobieta jest o wiele mniej dziwaczna niż potwory, z którymi dotąd
obcowałyśmy — powiedziała z przekąsem Irma. — Ich istnieniu nie zaprzeczysz. Walczyłaś z nimi.
— Dziewczyny, nie kłóćcie się! — zawołała Will. Nie lubi, gdy się sprzeczamy. W jakimś
sensie czuje się odpowiedzialna za grupę W.I.T.C.H. Jest kimś w rodzaju naszej przywódczyni. I to
nie tylko dlatego, że powierzono jej Serce Kondrakaru.
— Spytajmy Wyroczni — zaproponowała Taranee. — Od niej wszystkiego się dowiemy. Poza
tym powinnyśmy spytać, jak się dostać do tej dziewczyny. Wyrocznia musi nam w tym pomóc.
Ledwie skończyła mówić, gdy obraz w lustrze się zmienił. Nie było już oświetlonej promieniami
słońca góry, tylko ogromna sala z mnóstwem kolumn, których szczyty niknęły w nieskończoności.
Oto forteca Kondrakar. I Wyrocznia. A obok niej zobaczyłam... moją uśmiechniętą babcię.
Myślałam, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi. Łzy. stanęły mi w oczach i przez nie ledwie
widziałam uśmiechnięte twarze Wyroczni i babci. Ale jej glos usłyszałam wyraźnie, tak wyraźnie,
jakby stała obok.
— Użyjcie Serca, dziewczęta. Użyjcie Serca.
I nagle obraz twierdzy w lustrze się rozmył. Przez chwilę widać w nim było jedynie blask
księżyca.
— No i jak? Takie potwierdzenie Wyroczni ci wystarczy? Czy musisz znaleźć jeszcze inne
argumenty, by się zaangażować w tę sprawę? — odezwała się Irma. Ale choć próbowała się
wygłupiać, jej głos drżał z emocji. Widok mojej babci, którą uwielbiała, bardzo ją poruszył.
Widziałam, jak płakała na pogrzebie. Moja babcia w jakiś sposób zastępowała Irmie babcię, której
ta nigdy nie miała...
— To jak, dziewczyny? Chyba zajmiemy się tym? — spytała cicho Taranee.
Cornelia skinęła głową.
— Tak. Cokolwiek to jest.
Will wyjęła Serce Kondrakaru. Zawsze ma je przy sobie, ale ukryte przed wścibskimi
spojrzeniami innych. Teraz spoczywało na jej dłoni i wyglądało jak kryształowy wisiorek w
srebrnej oprawie. Ale nie był to zwykły kryształj Z jego wnętrza wydobywało się łagodne, perłowe
światło i sprawiało, że cała dłoń Will zdawała się świecić. Poczułam dziwny spokój... Jak zawsze,
gdy Serce jest w pobliżu.
— Najpierw się przemienimy? — spytała cicho Will.
— Tak będzie lepiej — odpowiedziała Irma. — Nie mamy pojęcia, co się stanie, kiedy... kiedy
Serce przeniesie nas do świata z lustra.
Will podobnie jak Irma, Taranee, Cornelia i ja — wszystkie z pozoru jesteśmy zwyczajnymi
nastolatkami. Ale dzięki Sercu Kondrakaru potrafimy się przemieniać w czarodziejki. Nie znaczy to
jednak, że zmieniamy się w inne osoby, wręcz przeciwnie. W jakiś sposób dzięki przemianie staję
się bardziej sobą — bardziej Hay Lin. A Will jest jeszcze pełniejszą Will. I tak dalej. A wówczas
wyglądamy... doskonale. Nie jak supermodelki czy gwiazdy filmowe. Ale te stroje czarodziejek są
naprawdę świetne...
Poza tym, kiedy przybieram czarodziejską postać, znika gdzieś moja nieśmiałość. Czuję się
pewna siebie. Mam wrażenie, że mogę zrobić wszystko! Jakby nic nie było zbyt trudne ani zbyt
niebezpieczne, jakby żaden wróg nie był zbyt potężny, a żaden potwór zbyt wielki, by stanąć z nim
do walki. To bardzo przyjemne uczucie. Teraz dzięki niemu przestała mi doskwierać tęsknota, która
ogarnęła mnie na widok babci. Widząc ją z Wyrocznią... poczułam jej bliskość, jakby rzeczywiście
widziała wszystko, co robię. I chciałam, by była ze mnie dumna. Nie rozczaruję cię, babciu.
Wszystkie otoczyłyśmy Will, która trzymała w wyciągniętej ręce Serce...
— Serce Kondrakaru, wskaż nam drogę — powiedziała Will cicho, ale wyraźnie.
I nagle rama zwierciadła zajaśniała mocniejszym blaskiem, a potem rozciągnęła się w długi
owal, dolną krawędzią niemal dotykający ziemi. W jakiś sposób lustro przestało być lustrem, a stało
się drzwiami. Drzwiami do innego świata.
— No. ruszamy? — rzuciła Will.
Cornelia skinęła głową, niemal z rezygnacją.
— Tak. Idziemy. Znowu pakujemy się w jakąś awanturę. Czuję to. I, pozwolę sobie dodać,
znowu bez odpowiedniego planu.
— Jak możemy coś planować, skoro nie mamy nawet bladego pojęcia, co nas czeka? — spytała
Irma z wyraźnym zniecierpliwieniem.
— Właśnie to miałam na myśli — powiedziała Cornelia, odgarniając włosy. — Ale wiem, że i
tak żadna z was nie podziela moich obaw, więc możemy po prostu ruszać.
— Gderasz i gderasz, ale równa z ciebie kumpelka — uśmiechnęła się Irma.
Cornelia nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała w niebo z miną mówiącą: „Za jakie grzechy tak
się z nimi użeram!”.
— Szybciej — ponagliła Taranee. — Zdaje się, że rama znów zaczyna się kurczyć!
Will przeszła pierwsza przez lustro, a za nią pozostała trójka. Wkroczyły w nieznany świat.
Miałam tylko nadzieję, że jednak Cornelia się myli, że tym razem nie będziemy musiały walczyć z
jakimiś piekielnymi stworami, przełamując swój lęk. W misjach W.l.T.C.H. najgorsza jest ta
niepewność. Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym w pewnym momencie nie mogła wrócić
do domu, do rodziców.... Brr... nawet nie chcę o tym myśleć... Poszłam w ślady dziewczyn i
zdecydowanie przekroczyłam ramę lustra. Jednak to, co zobaczyłam po drugiej stronie, kompletnie
mnie zaskoczyło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz