poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 9:Wieża Biblioteki Królewskiej

Wieże nie były równej wielkości, podobnie jak okna. Najwyraźniej różni architekci wielokrotnie
rozbudowywali zamek. Wszędzie widniały pomarańczowe flagi: duże bandery na wieżach i
iglicach, małe chorągiewki przy bramach i drzwiach.
Cały szereg „kuzynek” Amanitusa w brązowych kapeluszach zatrzymał się.
- Tu się rozdzielimy - szepnął skryba. - Do wieży bibliotecznej nie mogę wprowadzić was
wszystkich.
- Nie muszę oglądać starych zakurzonych ksiąg - oznajmiia Irma i uśmiechnęła się szeroko do
chlopakaa z workiem, który szedł w ich stronę.
- Ja też nie - dodała Hay Lin. - Może byśmy pomogły? Umiem pięknie układać kwiaty.
-Taranee i ja pójdziemy do wieży - zapropowała Will. - Pasuje ci to, Comelio?
Comelia oświadczyła, że chce się przejść po parku ukrytym za zamkiem. Było tam wiele
pięknych drze i krzewów, które chciała zobaczyć.
*
Amanitus, tak jak obiecał, poprowadził Taranee i Will wokół zamku do tylnego wejścia, które
wiódł do Biblioteki Królewskiej. Drzwi ciężko zamknęły za nimi, tłumiąc cały gwar i śmiech. Po
wszystkich spotkaniach na drodze podziałało to jak zimny prysznic i Strażniczki nagle
przypomniały sobie, po co tu przyszły. Poczuły ulgę, że nie muszą się już na siłę uśmiechać i mogą
rozluźnić mięśnie twarzy.
-Chcę, żebyście najpierw poznały Mykofobię - powiedział Amanitus.
Weszli do okrągłego pomieszczenia. Na ścianach od podłogi do sufitu widniały księgi! Will
zaczerpnęła powietrza i kichnęła tak potężnie, że aż spadł jej kapelusz. W pełnym kurzu powietrzu
unosił się suchy zapach - tak pachną tylko książki. Pośrodku drabiny stała szczupła kobieta, wolną
ręką podtrzymując stertę ksiąg. Na głowie miała mały ciemnoczerwony kapelusz, a jej włosy
wydawały się jeszcze bardziej szorstkie niż włosy Amanitusa. Szybko zeszła z drabiny i odwróciła
się do przybyłych.
-Zatem zjawiłyście się - stwierdziła, spoglądając znad kwadratowych okularów. - Chyba
powinnam was powitać, mimo że dotarłyście tu zbyt późno. Nie sądzę, żeby dało się jeszcze
przywrócić w tym kraju porządek. Wkrótce Amanitus i ja zmienimy wszystkie teksty, a wtedy nie
zostanie już nic, co pozwoli nam zachować rozsądek.
-Nie wolno tak mówić - zaprotestowała Taranee. - Nie jest za późno!
-No, zobaczymy - mruknęła Mykofobia.
Nagle obróciła się na pięcie i znów pognała w górę po drabinie, zwinna niczym wiewiórka. Na
samej górze wyciągnęła się, chcąc sięgnąć po niebieską księgę, która wydawała się bardzo stara. Po
chwili znowu zeszła na dół i otworzyła księgę. Taranee i Will ku swojemu zaskoczeniu stwierdziły,
że nie jest to prawdziwa księga, tylko skrzynka pełna wycinków.
- Co piąta księga to tylko okładka z drewna - wyjaśnił Amanitus. - Zupełnie jak pudełko.
Umieszczamy w nich to, co zostało usunięte. Wszystkie straszne. nużące i bolesne historie świata.
Wojna, zamęt i smnutek.
Powiedział, że zamierzają umieścić wycięte fragmenty z powrotem we właściwych miejscach,
kiedy już stanie się to możliwe. Jak bowiem uniknąć nieszczęść, niczego nie ucząc się z
przeszłości?
-Smutek nie przestaje istnieć tylko dlatego, że wszyscy śpią!
*
-To są wycinki z księgi o Płomieniu Klarowności - oznajmiła Mykofobia. - To ona podsunęła
nam pomysł, by nawiązać z wami kontakt. Ale dzisiaj znalazłam coś jeszcze, Amanitusie. -
Mykofobia przesunęła chudym palcem wskazującym po linijkach tekstu. - Tu jest napisane tak:
"...królowa widziała każdy dzień w Ogniu Wizji. Bez wątpienia było to dla niej bardzo bolesne
przeżycie, płomień bowiem ukazywał dobro i zło. Ogień jednak po stokroć wynagradzał jej ten ból,
ujawniał bowiem wszelkie spiski i działania szpiegowskie obcych sil"
-Zaczynam podejrzewać, że teraz stało się właśnie coś takiego - powiedziała Mykofobia. - Że
jakaś obca siła zagnieździła się pomiędzy nami. Ale jak? I kogo należy podejrzewać?
Amanitus zdjął kapelusz i podrapał się po szorstkich włosach. Zmarszczył brwi i pokręcił głową.
-Nie mam pojęcia. Ale możesz mieć rację. Zrobiliśmy, co było w naszej mocy, przyzwaliśmy
Strażnicakę Ognia. Teraz tylko ty możesz nam pomóc, młoda damo.
Mykofobia posiała Taranee krytyczne spojrzenie znad okularów. Zachowała jednak milczenie.
Skinęła dową i znowu zaczęła czytać.
*
Amanitus przygotowywał odczyt poezji, więc dwie "kuzynki” musiały same się sobą zająć.
Przypomniał im, by na siebie uważały, pamiętały o uśmiechu, szły wydeptaną ścieżką i usiadły przy
stole, gdy zostaną wezwane na przyjęcie. Prawdę mówiąc, poczuły ulgę, że mogą wyjść z wieży
bibliotecznej. Słońce wisiało wysoko na niebie, dzień był nadzwyczaj pogodny
-Zastanawia mnie ten Ogień Wizji - powiedziała Will. - Ciekawe, gdzie on jest?
-Hmmm, myślałam o tym samym - przyznała Taranee. - Wygląda na to, że nikt tego nie wie, a w
tej starej księdze nie było to jasno opisane.
-Księga była bardzo zniszczona - przypomniała Will. - Mykofobia mówiła, że wielu stron
brakuje. Może te najważniejsze zniknęły.
-Trzeba znaleźć Ogień - stwierdziła Will. - Musisz go rozniecić!
Taranee zamknęła oczy i skupiła się na Ogniu. Próbowała zobaczyć ten niebieski płomień.
- Chyba wyczuwam Ogień Wizji - wyszeptała. - Jest jak rytm, jak bicie serca. Mam wrażenie, że
płomień oddycha... i staje się coraz słabszy!
*
Za zamkiem rozciągał się park z wielkimi trawnika i najróżniejszymi gatunkami ogromnych
drzew. Każda z dziewcząt pogrążyła się w milczeniu i zatopiła w myślach. Taranee utrzymywała
kontakt z Ogniem. Na próżno próbowała wyczuć kierunek. Z kolei Will myślami wciąż była w
wieży bibliotecznej. Z poddziwem rozmyślała o wysiłku tych dwojga bibliotekarzy, którzy dzielnie
sprzeciwiali się królewskiemu rozkazowi i narażali się na ogromne ryzyko, zachowując te wycinki.
Ścieżką szła w ich kierunku Cornelia. Gdy ujrzała przyjaciółki, przyśpieszyła kroku.
-Chodźcie, szybko - powiedziała. - Znalazłam tu coś dziwnego.
Poprowadziła ich w głąb cienistego parku. Wkrótce otoczyły je pnie olbrzymich drzew. Między
nimi wiła się żwirowa alejka. Pod wielkim bukiem, przy samym jasnoszarym pniu, widniało coś
jasnego Cornelia wskazała to ręką, a Taranee popatrzyła z za ciekawieniem. Grzyby, ma się
rozumieć, białe grzyby.
-Wyglądają zupełnie jak te, które sfotografowałam - powiedziała i przyklękła.
Może był to ten sam gatunek, grzyby jednakże dawały się dziwnie twarde. Dotknęła ich
ostrożnie i stwierdziła, że są zimne. To nie były prawdziwe grzyby, tylko rzeźby! Biały marmur
obrobiony tak wprawnie, że nawet z bliska można się było pomylić.
-Will. dotknij tego - szepnęła.
-Jest ich dużo - oznajmiła Comelia. - Prawie pod każdym drzewem. Wszystkie są białe, ale o
dziwo - każdy ma inny kształt.
Im głębiej wchodziły do parku, tym więcej widziały grzybów z białego marmuru. Duże i małe,
okrągłe, podłużne, szerokie jak dłoń. Ale wszystkie białe. Widmowe grzyby kryjące się w cieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz