poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 19:Odpowiedzialność króla

Mieszkańcy Muskarii byli zbyt zajęci sobą i tym, co było do zrobienia, by myśleć o królu. A
zatem wspierali go tylko Amanitus, Mykofobia oraz pięć Strażniczek. Wszyscy szli gęsiego w
stronę Ognia Wizji. Była to zupełnie inna wycieczka niż poprzednim razem. Mogli iść krótszą
drogą, więc zajęło im to znacznie mniej czasu.
-Pamiętam jak przez mgłę, że szłam już tym tunelem. To jest jak sen - powiedziała Hay Lin. - A
raczej koszmar. Cała drżę, kiedy pomyślę o tych wszystkich postaciach w bieli.
-A każda z nich to chodząca reklama pasty do zębów - dodała Irma. - Pasta Brygada sprawia, że
twoje zęby błyszczą w słońcu. Teraz w promocji!
-Nie ma ich nigdzie - stwierdziła Taranee. - Zniknęli...
-Niepokoi mnie pewna myśl - powiedziała Hay Lin. - Wyobraźcie sobie, że to ludzie z Brygady
Uśmiechu zostali teraz zaklęci w kamienie. To by znaczyło, że ciągle istnieją i można ich obudzić.
Król szedł pierwszy. Nie odzywał się ani słowem i wciąż wydawał się wstrząśnięty. Amanitus
zrobił szelki do jego spodni, które nie chciały się dopiąć. Mykofobia znalazła w zamku drugi
królewski płaszcz, który bez wątpienia był stary, ale przynajmniej w jednym kawałku. Uszyto go z
haftowanej niebieskiej tkaniny. Byl całkiem ładny. Zanim wyszły z zamku, Irma stanęła przed
królem i teatralnie dygnęła. Poprosiła, by pozwolił jej wyczyścić koronę. Włożyła w to sporo pracy
i teraz korona lśniła jak nowa.
Tym razem marsz wydawał się znacznie krótszy. Wkrótce ich oczom ukazała się nieduża wieża.
-Założę się, że nadworna pieśniarka otrzymała ostrzeżenie, kiedy zaczęłam rozniecać Ogień
Wizji - powiedziała Taranee. - Trudno to sobie wyobrazić, ale najwidoczniej miała z nim taki sam
kontakt jak ja.
-Możliwe - przyznała Will. - W sumie niewiele o niej wiemy. Tylko tyle, że dysponowała złą
mocą.
Kiedy podeszły bliżej, zauważyły, że pnącza znowu zaczęły porastać wieżę. Nie przykryły jej
jeszcze do końca, ale nie było wątpliwości, że niebawem tak się stanie. Ku wielkiemu zaskoczeniu
Amanitusa Cornelia rozplątała gąszcz roślin gestem wyciągniętej ręki.
Taranee weszła po schodkach i opuściła wzrok na misę. Niebieski płomień był z pewnością
większy niż poprzednio, wciąż jednak migotał, niczym ktoś, kto ma urywany oddech. Chwilę
później płomień był maleńki, a jeszcze chwilę później - znowu duży.
Tak jak wcześniej Taranee zachowywała wielką ostrożność, rozniecając płomień. Robiła to
powoli, uparcie i cierpliwie. Płomień rósł, rósł i rósł... Wkrótce stał się tak wielki, że było go widać
z pobliskiej łąki. Wyglądał jak ogromna pochodnia.
Także tym razem Taranee widziała w płomieniu jakieś obrazy. Najwyraźniej znowu zaczęło się
Święto Zbiorów! Ale tym razem na przyjęciu nie było tylu strażników ani żadnej nadwornej
pieśniarki, jedynie tłum rozradowanych Muskarian, którzy śpiewali i jedli grzyby w najróżniejszych
postaciach. Taranee uśmiechnęła się do siebie.
„Dobrze, że nie muszę brać w tym udziału - pomyślała. - Pewnie potem przez parę lat nie
wzięłabym do ust omletu z grzybami!”.
Podobnie jak poprzednio Taranee przez chwilę pilnowała płomienia. Dopiero gdy nabrała
pewności, że Ogień Wizji plonie równym blaskiem, zeszła do pozostałych.
-Teraz kolej na Waszą Wysokość. Trzeba spojrzeć w Ogień Wizji - powiedziała cicho Will. - To

trudne, ale konieczne, jeśli chcesz dobrze rządzić Muskarią.
Will poprowadziła króla ku schodkom. Wydawało się, że niski mężczyzna nie zdoła utrzymać na
nich równowagi. Cornelia pogładziła wieżę dłonią, sprawiając, że schody stały się szersze. Jeden po
drugim wyłaniały się stopnie. Amanitus i Mykofobia patrzyli na to ze zdumieniem.
Król zawahał się przy pierwszym schodku, lecz Will popchnęła go lekko, ale zdecydowanie.
Popatrzył na strzelający ku niebu płomień i z niedowierzaniem pokręcił głową.
-Proszę, moja droga, nie zmuszaj mnie do tego!
Jego głos był żałosny i niemal dziecinny. Król mówił jak nadąsany trzylatek. Ten głos tak nie
pasował do jego korpulentnego, dorosłego ciała, że Irma parsknęła śmiechem. Hay Lin zachichotała
i nawet Taranee uśmiechnęła się pod nosem. Ale Amanitus wydawał się zły, a na twarzy Mykofobii
rysował się surowy wyraz.
-Wasza Wysokość, chcesz dalej być królem czy nie? Dorośnij, królu! Życie nie zawsze jest
lekkie, ale wcale nie staje się lżejsze, kiedy człowiek śpi. Czy Wasza Wysokość chce, żeby
nadworna pieśniarka wróciła?
-O nie! - wykrzyknął władca i tupnął nogą. - Popatrzę. Tylko wezmę się w garść.
*
Kiedy król w końcu zebrał się na odwagę i wspiął się do Ognia Wizji, spędził na wieży dłuższy
czas. Nikt nie odważył się odezwać. Tylko wiatr szumiał w koronach drzew porywając żółte
jesienne liście, które cicho opadały na ziemię. Nikt nie spojrzał na zegarek, bo nikt takowego nie
posiadał, ale wydawało się, że trwało to bardzo długo. W końcu król wydał z siebie ciężkie
westchnienie, odwrócił się i popatrzył w dół. Kiedy znów przemówił, rozległ się głos dorosłego
mężczyzny, poważny i pełen namysłu.
-Zobaczyłem zarówno przeszłość, jak i przyszłość - oznajmił. - Nie musimy się już obawiać
Brygad Uśmiechu. Kiedy nadworna pieśniarka straciła moc, brygady przestały istnieć. Po prostu
stanowiły jej część, były iluzją, którą stworzyła, by utrzymać poddanych w ryzach.
-A jeśli chodzi o przyszłość, Wasza Wysokość? - spytał Amanitus i pokłonił się lekko.
-Oj, wiele rzeczy, wiele rzeczy... Ale to ja mam za zadanie rządzić, korzystając z tego, co
widziałem. Obiecuję... przysięgam, że zrobię, co w mojej mocy.
W tym momencie Czarodziejki nie miały już w Muskarii wiele do roboty. W milczeniu wszyscy
wrócili do zamku. Nikt się nie odzywał, bo i nie było nic do powiedzenia. Wyszli z lasu i w oddali
ujrzeli zamek. Po drodze mijali pracujących Muskarian. Niektórzy remontowali domy, a inni
pracowali w polu i zbierali nieliczne pozostałe plony, by zgromadzić skąpe zapasy na zimę. Mijając
zakład polerowania zębów, dziewczyny zauważyły, że tabliczka została zdjęta.
-Ciekawe, co teraz będą tu robić - odezwała się Cornelia.
-Zdaje się, że szykuje się wyprzedaż pasty do zębów - powiedziała Hay Lin ze śmiechem.
Nagle Czarodziejki usłyszały łopot skrzydeł i znajomy glos:
-Iiirma, droga liirma!
Papuga wykonała w powietrzu zgrabny zwrot, po czym wylądowała na ramieniu Irmy. Z
czułością oparła głowę na policzku dziewczyny.
-Słodka, dobra Iiirma!
-Ej, ty - powiedziała Irma. - Też jesteś całkiem miła. Gdzie się podziewałaś przez tyle czasu?
Nie doczekała się odpowiedzi na swoje pytanie, ale wydawała się szczęśliwa. Pogłaskała
czerwoną głowę papugi i ruszyła dalej.
W zamku panowała dziwna pustka. Dopiero po chwili Strażniczki zorientowały się, czego
brakuje - Brygad Uśmiechu. Kilku Muskarian stało z drabiną przy bramie. Zdjęli pomarańczowe
flagi, a w ich miejsce powiesili niebieskie - znak, że znowu wszystko jest po staremu.
Will i Cornelia zeszły do piwnicy po nadworną pieśniarkę z dwoma jamnikami. Musiały zabrać
ją do Kondrakaru, by Wyrocznia podjął decyzję co do jej dalszego losu.
Irma chciała pożegnać się z papugą. Siedziała na zamkowych schodach i głaskała ptaka po
głowie. Było to bolesne przeżycie, ale nie mogła zabrać papugi do Heatherfield.
Amanitus po kolei uścisnął im dłonie. Najdłużej zatrzymał się przy Taranee.
-Dziękuję. Jeszcze raz dziękuję. Wykazałaś się wielką odwagą, spoglądając w Ogień Wizji -
powiedział. - Dobrze się stało, że ponownie zapłonął z pełną mocą.
-Podobnie jak to, że fragmenty ksiąg, które wycięliście, powróciły na swoje miejsce - dodała
Taranee, a Amanitus skinął głową.
-Teraz już wszystko będzie dobrze!
Czarodziejki powróciły już do domu. W parku w Heatherfield przestał padać deszcz, a zamiast
niego zerwał się wiatr. Świeża, północno-wschodnia bryza potrząsała liśćmi na drzewach. Liście
były żółte, czerwone i pomarańczowe. Tańczyły na trawniku i gromadziły się przy stojakach na
rowery, parkach i ścianach domów.
Dziewczyny rozdzieliły się i każda poszła w swoją stronę. Powrót do domu po takiej przygodzie
zawsze wywoływał to samo niezwykłe uczucie. Wszystko wydawało się znajome i obce zarazem.
Powietrze było inne, chodniki twardsze, kolory bardziej jaskrawe. Domy i drzewa wydawały się
czasem mniejsze, a czasem większe niż przedtem. Wspomnienie o Muskarii, początkowo bardzo
żywe, szybko stało się odległe i mgliste.
Ogarnięta tym uczuciem Taranee dochodziła już do swojego domu. Chciała, żeby teraz nikogo w
nim nie było, bo w takim stanie nie potrafiła być sobą. Samochód mamy stał już jednak na
podjeździe. Może wcześniej wróciła z domu.
-Cześć, mała! Poszłaś robić zdjęcia na konkurs podczas burzy? Mam nadzieję, że się nie
przeziębiłaś?
-O, nie - odparła Taranee i mocno uścisnęła mamę. - Ale na razie nie chce mi się nawet myśleć o
żadnych konkursach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz