poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 10:Wielkie święto zbiorów

Trębacze odegrali fanfary, przywołując wszystkich na zamkowy dziedziniec. Muskarianie
zewsząd biegli na swoje miejsce i wznosili radosne okrzyki z okazji rozpoczęcia przyjęcia na
Wielkie Święto Zbiorów. Nikt nie wiedział, że wśród poddanych kręci się pięć fałszywych
„kuzynek”
Niski mężczyzna w czerwonym mundurze z szerokimi złotymi szelkami na wydatnym
brzuszysku wspiął się po zamkowych schodach. Był to mistrz ceremonii a otaczali go członkowie
Brygady Uśmiechu. Ukłonił się i roześmiał, odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
Taranee patrzyła na te połyskujące w słońcu zęby. „Niesamowite - pomyślała. - Pewnie był u
tego po lerowacza. Ciekawe, jakich wybielaczy tu używają?"
-Drodzy Muskarianie, drodzy przyjaciele! - wykrzyknął mistrz ceremonii. - Stoły nakryte!
Zacznijmy przyjęcie, bawmy się i weselmy!
Taranee popatrzyła na cały rząd białych uśmiechniechów za plecami mistrza ceremonii. Stali tam
zarówno mężczyźni, jak i kobiety; wszyscy byli ubrani w białe stroje i ukazywali rzędy równych
błyszczących zębów.
- Nie wiem, jak utrzymują kąciki ust w górze przez tak długi czas - szepnęła Taranee.
-Może na gumki - powiedziała Will.
-Oczy mają zimne - odpowiedziała szeptem Cornelia. - Ich oczy się nie uśmiechają.
Taranee przypomniała sobie spotkanie z grupą odzianych w biel ludzi w lesie. Znowu miała
wrażenie, że na twarzach nosili maski. Will pociągnęła ją za rękę i coś pokazała.
-Tam. Irma i Hay Lin - szepnęła. - A przynajmniej tak mi się wydaje. Pozostałe „kuzynki” wujka
Amanitusa.
Teraz także Taranee je zobaczyła. Dwa brązowe kapelusze przed samą sceną. Wielu ludzi
patrzyło na mistrza ceremonii. Dopiero po jakimś czasie dziewczyny zauważyły króla. Kiedy
ucichły wiwaty, wstał z miejsca i poprosił o ciszę.
*
Król Muskarii okazał się nadspodziewanie niski. Na początku w oczy rzucał się jego strój.
Kamizelka ze złotym brokatem, pomarańczowe spodnie z jedwabiu i czerwony aksamitny płaszcz.
Will patrzyła głownie na koronę pokrytą klejnotami w kształcie grzybów, które błyszczały w
słońcu. Taranee opuściła wzrok na buty władcy - a może to były kapcie? Wyszyto je drogimi
kamieniami i maleńkimi lusterkami, które połyskiwały najróżniejszymi kolorami.
Dopiero kiedy król przemówił, dziewczyny spojrzały na jego twarz.
-Wydaje się bardzo miły - szepnęła Taranee.
-Hmmm, przypomina mi faceta z lodziarni na rogu koło mojego domu - powiedział Will. - To
znaczy tamten nigdy nie wkłada balowej sukni.
Taranee stłumiła chichot. Spostrzeżenie było bardzo celne. Król wyglądał jak przeciętny facet w
balowej sukni! Twarz miał okrągłą i sympatyczną. Trochę mrużył oczy jak krótkowidz, no i
oczywiście nieustannie się śmiał. Parsknął krótkim śmiechem, jakby właśnie usłyszał dowcip, który
nie do końca zrozumiał. Trudno było sobie wyobrazić, że ten człowiek włada całym krajem.
-Czy nasz król nie wygląda majestatycznie? - wykrzyknęła kobieta w żółtym kapeluszu stojąca
niedaleko Taranee. - Jest najbardziej dostojny ze wszystkich mężczyzn! Tak się cieszę, że jestem
jego poddaną!
Król uniósł rękę i pomachał poddanym. Wszyscy machali w odpowiedzi i zaklaskali w dłonie.
- Drodzy Muskarianie, drodzy przyjaciele, cieszę się że was wszystkich widzę. Dobrze się
czujecie?
-Taaak! - zakrzyknęli. - Niech żyje król!
Władca roześmiał się i zamachał obiema rękami.
- Dziękuję, dziękuję! I niech żyje Muskaria! Tutaj zawsze dobrze się bawimy! Czym jest życie
bez przyjęć? Niniejszym otwieram przyjęcie z okazji Wielkiego Święta Zbiorów!
*
Will, Taranee i Cornelia rozejrzały się dookoła w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłyby
usiąść. Porzuciły już próby nawiązania kontaktu z Irmą i Hay Lin. Wszędzie było zbyt wielu ludzi,
a pod sceną tłoczyło się ich mnóstwo.
Na całym dziedzińcu rozstawiono stoły. Leżały na nich kwiaty, układane fantazyjnie według
kształtu i koloru.
-To pewnie dzieło Hay Lin - odezwała się Cornelia. - Piękne, prawda?
Jedzenia tam nie brakowało: omlety z grzybami, smażone grzyby, faszerowane grzyby, a nawet
grzybowa marmolada. Sałatki udekorowane były białymi grzybami.
W końcu znalazły miejsce z dobrym widokiem na honorowy stół, który ustawiono na platformie.
Kiedy usiadły, pojawił się Amanitus i zajął miejsce po przeciwnej stronie.
-Powinniśmy sprowadzić tu nasze przyjaciółki - powiedział. - Każda rodzina siada razem.
Taranee rozejrzała się dookoła. Przy każdym stole siedziała grupa Muskarian ubranych w takie
same kapelusze. Ale zanim zdążyła coś powiedzieć, mistrz ceremonii poprosił o ciszę.
-Zanim zaczniemy jeść, przedstawię wam osobę, która tak wspaniale udekorowała stoły!
Przyszła do nas z drugiej strony wielkiego lasu. Podejdź tu i posłuchaj braw na swoją cześć, moja
droga!
Wyciągnął rękę i wprowadził Hay Lin na scenę. Wydawała się mała i chuda przy korpulentnym
mistrzu ceremonii. Uśmiechnęła się nieśmiało i ukłoniła klaszczącemu tłumowi. Amanitus zbladł i
otarł czoło serwetką.
-Nie zwracajcie na siebie uwagi - mruknął. - Błagam, dziewczęta, uważajcie!
Król, ma się rozumieć, siedział u szczytu honoro wego stołu. Zsunął koronę z czoła i zawiązał
serwetkę wokół swojego podwójnego podbródka. Zaczął już jeść i wyraźnie sprawiało mu to
przyjemność.
Tuż za królem stali dwaj szerocy w ramionach mężczyźni odziani w szare stroje - zapewne
strażnicy.
Po jednej stronie króla siedział mistrz ceremonii, a po diugiej - elegancka kobieta o ustach
umalowanych koralową szminką. Była nadzwyczaj wysoka. Jej biust wyglądał jak półka pod
szeroką szczęką, nosiła wielki naszyjnik z zielonych połyskujących kamieni.
Sąsiad Will przy stole wyjaśnił, że elegancka kobieta to nadworna pieśniarka we własnej osobie.
Była przyjaciółką króla i słynęła ze wspaniałych arii.
-Śpiewa najpiękniej na świecie - powiedział mężczyzna. - Nasz król otacza się tylko najlepszymi
- ciągnął. - Zabawiają go od rana do wieczora.
Po kolei pokazał ich Will: artystę - czyli najlepszego malarza na świecie, i aktorów – tylko

najlepszych. Nieco dalej siedział linoskoczek, a ubrana na niebiesko kobieta okazała się najlepszą
na świecie poetką. Trefnisie stali zawsze tuż za królem, a orkiestra była wciąż w pogotowiu.
-Zobaczymy ich występy? - spytała Will, choć w głębi duszy powątpiewała w to, że rzeczywiście
są najlepsi na świecie.
-Ależ oczywiście, oczywiście!
Nie musieli długo czekać. Linoskoczek wbiegł po unikowych schodach i wszedł na linę, która
rozciągała się nad dziedzińcem od zamku do dużego drzewa. Balansował na niej wprawnie, boso,
trzymając długi kij. Później wsiadł na rowerek i pewnie przejechał na nim po linie.
Wszyscy dookoła zaczęli bić brawo. Śmiali się i radowali Uważali, że pokaz byl fantastyczny,
niewiarygodny. zdumiewający i niezrównany. Taranee pamiętała ostrzeżenie Amanitusa, żeby się
nie wyróżniać, więc próbowała cały czas śmiać się i uśmiechać, mimo że to wszystko wydawało jej
się bardzo sztuczne.
Podczas deseru nadworna pieśniarka miała wykonać arię. Weszła na podium i stanęła tam w
całej swojej wspaniałości. Kiedy zaczerpnęła oddech, naszyjnik zafalował na jej piersiach, odbijając
promienie słoneczne niczym zielona kaskada. Jej glos byl donośny i mocny. Niósł się po całym
dziedzińcu i wszyscy byli urzeczeni. Will i Cornelia dały się porwać tej urzekającej atmosferze.
Jednak Taranee nie chciała słuchać tego śpiewu. Wwiercał się w jej umysł niczym zimny świder.
Jak fala lodu, która rozbijała jej myśli w pyl. Dziewczyna miała ochotę zakryć uszy dłońmi i
musiała się ze wszystkich sił przed tym powstrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz