Gdy Strażniczki opuściły Niedźwiedzią Grotę, papuga znowu usiadła na ramieniu Irmy.
-Iiirma - zaskrzeczał ptak, a jego głos poniósł się echem po lesie. - Droga Iiirma.
-Cicho bądź, potworze! - wykrzyknęła dziewczyna. - Ogłuchnę przez ciebie, jak tak dalej
pójdzie!
-Potworze, drogi potworze - powtórzyła jak zwykle papuga.
-Nie powinnyśmy zachowywać się trochę ciszej? ~ odezwała się Cornelia. - W całym lesie
słychać, gdzie jesteśmy, a niedługo wszyscy się dowiedzą, jak się nazywamy.
-Masz rację - powiedziała Will. - Pan Olsen w sklepie robił tak.
Położyła dłoń na dziobie papugi i naprawdę zdołała ją uciszyć.
Im bardziej dziewczyny zbliżały się do wąwozu, tym większy mrok panował w lesie. Drzewa
były tu większe i rzucały ciemniejsze cienie. Na gałęziach rosła huba we wszystkich odcieniach
szarości, od ciemnoszarego do prawie białego. Także tutaj było mnóstwo grzybów. Miały dziwne
kształty i różne barwy. Niektóre były szaro-żółte, inne przezroczyste niczym galareta.
Will nie musiała już mówić papudze, żeby siedziała cicho. Nawet ptak wyczuwał panującą
atmosferę, która wydawała się ciężka i złowroga. Wszystkie Czarodziejki ostrożnie rozglądały się
dookoła, niczego jednak nie widziały. Mimo to miały wrażenie, że ktoś je obserwuje. Panowała
zupełna cisza, nie było słychać ani ptaków, ani myszy. Tylko pająki wiły swoje połyskujące sieci
między ciemnymi gałęziami.
Ścieżka była tak wąska, że musiały iść gęsiego. Comelia, która szła pierwsza, zatrzymała się tak
gwałtownie, że Taranee wpadła na jej plecy.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Cornelia. - Uważajcie, bo tutaj jest stromo!
Rzeczywiście było stromo. Nagle bez żadnego ostrzeżenia otworzyła się przed nimi przepaść.
Krawędź Czarnego Wąwozu porastały drzewa. Gdyby Comelia nie zachowała ostrożności, mogłaby
zrobić o jeden krok za dużo i spaść.
Z głębi wąwozu dobiegał cichy odgłos płynącej wody. Taranee chciała zobaczyć dno rozpadliny,
ale zorientowała się, że musiałaby zbytnio się wychylić, by spojrzeć w dół. Zbocze po drugiej
stronie wąwozu było czarne, zupełnie czarne i nadspodziewanie strome. Przypominało prostokątne
bloki ułożone jeden na drugim.
-Jak przez to przejdziemy?
-Nie mam pojęcia - przyznała Cornelia. - Proponuję iść wzdłuż krawędzi. Gdzieś musi być
dogodne miejsce.
Poprowadziła przyjaciółki w dalszą drogę. Wzdłuż skraju rozpadliny biegła mocno wydeptana
ścieżka. Szły w milczeniu: Cornelia, Hay Lin, Taranee, Will, a na końcu Irma.
Nagle rozległ się krzyk i budzący grozę odgłos spadających kamieni. Kiedy Will odwróciła się,
Irmy za nią nie było! Trzaski trwały jeszcze przez chwilę, a potem zapadła cisza. Wydawało się, że
trwa to bardzo długo, ale tak naprawdę minęło jedynie kilka sekund. Potem z wąwozu rozległ się
krzyk.
-Iiirma! Droga Iiirma!
Papuga wyfrunęła z szybkością, która wydawała się niemożliwa u tak dużego ptaka. Zatoczyła
niespokojny krąg nad głowami dziewczyn, po czym znów zanurkowała w przepaść. Z głębi poniósł
się echem budzący dreszcz krzyk: - Iiirma!
Ogarnął je lęk. Irma zniknęła! Wpadła do Czarnego Wąwozu. Taranee wciąż miała w uszach
straszny dźwięk staczających się kamieni.
-Musimy zejść na dół - szepnęła. - Może Irma tam leży ranna albo nieprzytomna. Musimy zejść!
-Jak? Nie ma na to sposobu.
-Pofrunę nad przepaść i zawołam was, jeśli ją zobaczę - powiedziała Hay Lin. - Na razie.
Z lekkością przeskoczyła krawędź wąwozu. Wyglądało to groźnie, ale wkrótce unosiła się w
powietrzu.
Pozostałe przechyliły się przez krawędź tak daleko, na ile starczyło im odwagi, by na nią
patrzeć.
Przed ich oczami otworzył się cały wąwóz. Jego szerokość i głębokość przyprawiały o zawrót
głowy. Nie widziały dna przepaści, jedynie mgłę i ciemność.
Taranee wpuściła tam kulę ognia, ta jednak szybko zniknęła we mgle, tak jak słońce znika za
chmurą.
*
Hay Lin napięła mięśnie, zataczając kręgi i sfruwając w ziejącą przepaść. Czuła się tak, jakby
jakiś magnes ściągał ją w dół, i nie odważyła się ani na chwilę dać odpocząć swoim skrzydłom. W
połowie drogi na dół podniosła wzrok i ujrzała trzy postacie na schodach. Wkrótce zrobiło się tak
ciemno, że straciła je z oczu.
Na dole panował mrok, a powietrze było wilgotne. Skrzydełka Hay Lin zaczynały drętwieć i
obawiała się; że lada chwila złapią ją skurcze. Nagle poczuła grunt pod stopami. Zimna mokra
skała. Było tu ciemno jak w nocy. Jak miała znaleźć tu Irmę?
-Iiiiiirma! Drogaaa Iiiirma!
Papuga ją poprowadzi! Krzyk ptaka rozlegał się nieco dalej. Hay Lin pofrunęła wzdłuż dna
wąwozu. Płynęła tamtędy woda. Gdyby Irma nie...
Nagle poczuła, że jej ramienia dotyka coś miękkiego. Miękkiego i ciepłego. Papuga!
-Irmo, gdzie jesteś? Jak się czujesz?
Rozległ się jęk, a Hay Lin poczuła wielką ulgę. Irma żyła, zapewne była ranna, ale żyła.
-Och, aaj, to ty, Hay? To przez tę głupią papugę. Zamachała skrzydłami i nie widziałam, w którą
stronę idę.
Hay Lin podeszła do przyjaciółki i uściskała ją. Widziały siebie tylko jako rozmyte cienie wśród
oparów unoszących się znad rzeki. Irma była cała przemoczona i uwalana piaskiem.
-Mam szczęście, że jestem Czarodziejką Wody - powiedziała. - Wysoka fala złapała mnie bardzo
łagodnie, ale bardzo dużo tu piasku.
Hay Lin odetchnęła, stwierdziwszy że Irmie nic się nie stało. Pomogła przyjaciółce wstać i
poprowadziła ją nad wodę, żeby zmyła z siebie piach i kamyki.
-Teraz lepiej - parsknęła Irma i otrząsnęła się czym mokry pies.
-Widziałam schody, kiedy sfruwałam na dół. Dasz radę wejść? - spytała Hay Lin.
Irma weszła do wody, która sięgała jej do kolan aby ochłodzić obolałe stopy Teraz stanęła na
płaskim kamieniu. Dalej był następny, a za nim jeszcze jeden. W ciemności nie było widać nic
więcej, ale Irma miała pewność, że to początek całego ciągu kamieni, po których można było
przejść przez rzekę.
-Zdaje się, że zmierzałyśmy na drugą stronę - powiedziała. - Może lepiej sprowadź resztę na dół.
Chyba tutaj można przekroczyć rzekę!
*
Przygoda w Czarnym Wąwozie przypomniała im o niebezpieczeństwach czyhających na
Strażniczki. Każda szła pogrążona w myślach. Dzięki znalezionym przez Irmę kamieniom i
wodoodpornym butom Czarodziejek zdołały przejść na drugi brzeg rzeki suchą stopą. Papuga wciąż
siedziała na ramieniu Irmy. Ku zdziwieniu pozostałych Irma nie protestowała. Najwyraźniej na dnie
Czarnego Wąwozu ona i papuga zostały przyjaciółkami.
Taranee objęła przewodnictwo. W końcu to ona miała mapę. Także ona pogrążyła się w
rozmyślaniach. Pozostałe najwyraźniej nie rozumiały, co je czeka. Szły naprzód z lekkim sercem,
zostawiwszy za sobą przerażający wąwóz. Tylko Taranee zastanawiała sję nad tym, co się stanie,
gdy dotrą na miejsce.
„Kiedy rozniecę ogień, też będę musiała w niego spojrzeć - pomyślała. - Muszę być gotowa, by
spojrzeć w Ogień Wizji!”.
A to nie będzie proste. W starej księdze Mykofobii o królowej napisano: „Było to dla niej bardzo
bolesne przeżycie, płomień bowiem ukazywał dobro i zło”. Zatem każdy, kto popatrzy w Ogień
Wizji, powinien być przygotowany na to, że ujrzy swoją przyszłość...
Taranee zdała sobie sprawę, że musi zebrać w sobie całą odwagę, by spojrzeć w płomień. Jednak
nie miała innego wyjścia! Została wybrana już wówczas w parku w Heatherfield. To ona
poprowadziła swoje przyjaciółki do Muskarii. Musiała wziąć całą odpowiedzialność na siebie.
Musiała wypełnić zadanie do końca i mieć wystarczająco dużo odwagi, by spojrzeć w Ogień Wizji.
Ta myśl napawała ją lękiem.
*
Las stal się rzadszy, a jednak trudniej było przezeń iść z powodu przerośniętych, splątanych
zarośli. Teraz znowu prowadziła Cornelia, która używała swej mocy ziemi. Gałęzie odginały się na
boki, pnącza odchylały się, krzewy stawały się rzadsze. Zrobiła dosłownie zielony tunel dla swoich
przyjaciółek. Taranee martwiła się, że może idą w niewłaściwym kierunku.
-Przydałby się kompas - powiedziała - ale muszę polegać na swojej więzi z Ogniem Wizji. Teraz
czuję ją mocniej. Jesteśmy blisko!
-Ogień - zaskrzeczała papuga. - Gdzie czerwone ptaki wiją setki gniaaazd!
-Tu jest więcej papug - stwierdziła Will. - Tam siedzi jedna... a tam druga.
-I wszystkie są czerwone - dodała Hay Lin.
-To tutaj czerwone ptaki wiją setki gniazd - szepnęła Taranee. - To ten las. Gdzieś niedaleko na
pewno znajdziemy wieżę.
*
Irma poczuła, że papuga staje się niespokojna. Kołysała się na jej ramieniu w przód i w tył,
przenikliwie przy tym gwiżdżąc.
-Ej, przestań! Cicho bądź.
Papuga pofrunęła w górę, w korony drzew. Irma zaczęła szukać jej wzrokiem. Okazało się, że
papuga usiadła przy stadzie takich samych czerwonych ptaków. Dziewczyna przestraszyła się, że
ptak zniknie w tym tłumie. Niepotrzebnie się jednak martwiła. Po chwili jej ulubienica wróciła.
-Prowadzi nas - stwierdziła Comelia. - Chce nam pokazać drogę!
I rzeczywiście. Wystarczyło podążać za papugą. Po krótkim czasie wyszły na szeroką ścieżkę.
-Mocno wydeptana - powiedziała Will. - Musimy uważać, żeby nie natknąć się na kogoś, kogo
nie chciałybyśmy spotkać.
-Na przykład na Brygady Uśmiechu - dodała Hay Lin i zadrżała.
Wkrótce dotarły na miejsce. Przed nimi wznosiła się nieduża wieża. Miała około pięciu metrów
wysokości. Niemal zupełnie porastały ją pnącza. Część budowli pokrywały niebieskie kwiaty.
Wyżej już ich nie było - odsłonięty rzeźbiony kamień wskazywał w niebo.
-Ogień jest gdzieś na górze - powiedziała Taranee. - Wyraźnie go wyczuwam. Ale pali się ledwo,
ledwo, już prawie zgasł.
Cornelia użyła mocy ziemi, rozsuwając splątane gałęzie. Hay Lin przyzwała siłę powietrza i
wywołała powietrzny wir, by zdmuchnął suche liście i patyki. Wieża ukazała się ich oczom w całej
okazałości. Zbudowano ją z czarnych głazów, pomiędzy którymi widniały kamienie w innych
kolorach. Kwadraty i kręte linie bieli, czerwieni i zieleni.
-Piękne - szepnęła Hay Lin. - W życiu czegoś talego nie widziałam.
-Pewnie jest bardzo stara - powiedziała Will i przesunęła palcem po ścianie. - Ciekawe, jaki wzór
tworzą te kolorowe kamienie?
-Zdaje się, że to gwiazdy - odparta Hay Lin - I księżyce, i słońca.
Potarła czerwony kamień, aż ten zaczął lśnić. Był idealnie okrągły. Słońce.
-Nie ma drzwi - oznajmiła Comelia, która obeszła wieżę dookoła.
-Dlatego że nie należy do niej wchodzić - powiedziała Taranee.
Wskazała kamienie wystające ze ściany.
-Schody - stwierdziła Will. - Prowadzą na samą górę.
Nie mogły jednak wejść tam wszystkie razem. Schody były przeznaczone tylko dla jednej osoby.
Will popatrzyła na Taranee, a ona skinęła głową.
-Wejdę tam – szepnęła.
-Iiirma - zaskrzeczał ptak, a jego głos poniósł się echem po lesie. - Droga Iiirma.
-Cicho bądź, potworze! - wykrzyknęła dziewczyna. - Ogłuchnę przez ciebie, jak tak dalej
pójdzie!
-Potworze, drogi potworze - powtórzyła jak zwykle papuga.
-Nie powinnyśmy zachowywać się trochę ciszej? ~ odezwała się Cornelia. - W całym lesie
słychać, gdzie jesteśmy, a niedługo wszyscy się dowiedzą, jak się nazywamy.
-Masz rację - powiedziała Will. - Pan Olsen w sklepie robił tak.
Położyła dłoń na dziobie papugi i naprawdę zdołała ją uciszyć.
Im bardziej dziewczyny zbliżały się do wąwozu, tym większy mrok panował w lesie. Drzewa
były tu większe i rzucały ciemniejsze cienie. Na gałęziach rosła huba we wszystkich odcieniach
szarości, od ciemnoszarego do prawie białego. Także tutaj było mnóstwo grzybów. Miały dziwne
kształty i różne barwy. Niektóre były szaro-żółte, inne przezroczyste niczym galareta.
Will nie musiała już mówić papudze, żeby siedziała cicho. Nawet ptak wyczuwał panującą
atmosferę, która wydawała się ciężka i złowroga. Wszystkie Czarodziejki ostrożnie rozglądały się
dookoła, niczego jednak nie widziały. Mimo to miały wrażenie, że ktoś je obserwuje. Panowała
zupełna cisza, nie było słychać ani ptaków, ani myszy. Tylko pająki wiły swoje połyskujące sieci
między ciemnymi gałęziami.
Ścieżka była tak wąska, że musiały iść gęsiego. Comelia, która szła pierwsza, zatrzymała się tak
gwałtownie, że Taranee wpadła na jej plecy.
-Jesteśmy na miejscu - oznajmiła Cornelia. - Uważajcie, bo tutaj jest stromo!
Rzeczywiście było stromo. Nagle bez żadnego ostrzeżenia otworzyła się przed nimi przepaść.
Krawędź Czarnego Wąwozu porastały drzewa. Gdyby Comelia nie zachowała ostrożności, mogłaby
zrobić o jeden krok za dużo i spaść.
Z głębi wąwozu dobiegał cichy odgłos płynącej wody. Taranee chciała zobaczyć dno rozpadliny,
ale zorientowała się, że musiałaby zbytnio się wychylić, by spojrzeć w dół. Zbocze po drugiej
stronie wąwozu było czarne, zupełnie czarne i nadspodziewanie strome. Przypominało prostokątne
bloki ułożone jeden na drugim.
-Jak przez to przejdziemy?
-Nie mam pojęcia - przyznała Cornelia. - Proponuję iść wzdłuż krawędzi. Gdzieś musi być
dogodne miejsce.
Poprowadziła przyjaciółki w dalszą drogę. Wzdłuż skraju rozpadliny biegła mocno wydeptana
ścieżka. Szły w milczeniu: Cornelia, Hay Lin, Taranee, Will, a na końcu Irma.
Nagle rozległ się krzyk i budzący grozę odgłos spadających kamieni. Kiedy Will odwróciła się,
Irmy za nią nie było! Trzaski trwały jeszcze przez chwilę, a potem zapadła cisza. Wydawało się, że
trwa to bardzo długo, ale tak naprawdę minęło jedynie kilka sekund. Potem z wąwozu rozległ się
krzyk.
-Iiirma! Droga Iiirma!
Papuga wyfrunęła z szybkością, która wydawała się niemożliwa u tak dużego ptaka. Zatoczyła
niespokojny krąg nad głowami dziewczyn, po czym znów zanurkowała w przepaść. Z głębi poniósł
się echem budzący dreszcz krzyk: - Iiirma!
Ogarnął je lęk. Irma zniknęła! Wpadła do Czarnego Wąwozu. Taranee wciąż miała w uszach
straszny dźwięk staczających się kamieni.
-Musimy zejść na dół - szepnęła. - Może Irma tam leży ranna albo nieprzytomna. Musimy zejść!
-Jak? Nie ma na to sposobu.
-Pofrunę nad przepaść i zawołam was, jeśli ją zobaczę - powiedziała Hay Lin. - Na razie.
Z lekkością przeskoczyła krawędź wąwozu. Wyglądało to groźnie, ale wkrótce unosiła się w
powietrzu.
Pozostałe przechyliły się przez krawędź tak daleko, na ile starczyło im odwagi, by na nią
patrzeć.
Przed ich oczami otworzył się cały wąwóz. Jego szerokość i głębokość przyprawiały o zawrót
głowy. Nie widziały dna przepaści, jedynie mgłę i ciemność.
Taranee wpuściła tam kulę ognia, ta jednak szybko zniknęła we mgle, tak jak słońce znika za
chmurą.
*
Hay Lin napięła mięśnie, zataczając kręgi i sfruwając w ziejącą przepaść. Czuła się tak, jakby
jakiś magnes ściągał ją w dół, i nie odważyła się ani na chwilę dać odpocząć swoim skrzydłom. W
połowie drogi na dół podniosła wzrok i ujrzała trzy postacie na schodach. Wkrótce zrobiło się tak
ciemno, że straciła je z oczu.
Na dole panował mrok, a powietrze było wilgotne. Skrzydełka Hay Lin zaczynały drętwieć i
obawiała się; że lada chwila złapią ją skurcze. Nagle poczuła grunt pod stopami. Zimna mokra
skała. Było tu ciemno jak w nocy. Jak miała znaleźć tu Irmę?
-Iiiiiirma! Drogaaa Iiiirma!
Papuga ją poprowadzi! Krzyk ptaka rozlegał się nieco dalej. Hay Lin pofrunęła wzdłuż dna
wąwozu. Płynęła tamtędy woda. Gdyby Irma nie...
Nagle poczuła, że jej ramienia dotyka coś miękkiego. Miękkiego i ciepłego. Papuga!
-Irmo, gdzie jesteś? Jak się czujesz?
Rozległ się jęk, a Hay Lin poczuła wielką ulgę. Irma żyła, zapewne była ranna, ale żyła.
-Och, aaj, to ty, Hay? To przez tę głupią papugę. Zamachała skrzydłami i nie widziałam, w którą
stronę idę.
Hay Lin podeszła do przyjaciółki i uściskała ją. Widziały siebie tylko jako rozmyte cienie wśród
oparów unoszących się znad rzeki. Irma była cała przemoczona i uwalana piaskiem.
-Mam szczęście, że jestem Czarodziejką Wody - powiedziała. - Wysoka fala złapała mnie bardzo
łagodnie, ale bardzo dużo tu piasku.
Hay Lin odetchnęła, stwierdziwszy że Irmie nic się nie stało. Pomogła przyjaciółce wstać i
poprowadziła ją nad wodę, żeby zmyła z siebie piach i kamyki.
-Teraz lepiej - parsknęła Irma i otrząsnęła się czym mokry pies.
-Widziałam schody, kiedy sfruwałam na dół. Dasz radę wejść? - spytała Hay Lin.
Irma weszła do wody, która sięgała jej do kolan aby ochłodzić obolałe stopy Teraz stanęła na
płaskim kamieniu. Dalej był następny, a za nim jeszcze jeden. W ciemności nie było widać nic
więcej, ale Irma miała pewność, że to początek całego ciągu kamieni, po których można było
przejść przez rzekę.
-Zdaje się, że zmierzałyśmy na drugą stronę - powiedziała. - Może lepiej sprowadź resztę na dół.
Chyba tutaj można przekroczyć rzekę!
*
Przygoda w Czarnym Wąwozie przypomniała im o niebezpieczeństwach czyhających na
Strażniczki. Każda szła pogrążona w myślach. Dzięki znalezionym przez Irmę kamieniom i
wodoodpornym butom Czarodziejek zdołały przejść na drugi brzeg rzeki suchą stopą. Papuga wciąż
siedziała na ramieniu Irmy. Ku zdziwieniu pozostałych Irma nie protestowała. Najwyraźniej na dnie
Czarnego Wąwozu ona i papuga zostały przyjaciółkami.
Taranee objęła przewodnictwo. W końcu to ona miała mapę. Także ona pogrążyła się w
rozmyślaniach. Pozostałe najwyraźniej nie rozumiały, co je czeka. Szły naprzód z lekkim sercem,
zostawiwszy za sobą przerażający wąwóz. Tylko Taranee zastanawiała sję nad tym, co się stanie,
gdy dotrą na miejsce.
„Kiedy rozniecę ogień, też będę musiała w niego spojrzeć - pomyślała. - Muszę być gotowa, by
spojrzeć w Ogień Wizji!”.
A to nie będzie proste. W starej księdze Mykofobii o królowej napisano: „Było to dla niej bardzo
bolesne przeżycie, płomień bowiem ukazywał dobro i zło”. Zatem każdy, kto popatrzy w Ogień
Wizji, powinien być przygotowany na to, że ujrzy swoją przyszłość...
Taranee zdała sobie sprawę, że musi zebrać w sobie całą odwagę, by spojrzeć w płomień. Jednak
nie miała innego wyjścia! Została wybrana już wówczas w parku w Heatherfield. To ona
poprowadziła swoje przyjaciółki do Muskarii. Musiała wziąć całą odpowiedzialność na siebie.
Musiała wypełnić zadanie do końca i mieć wystarczająco dużo odwagi, by spojrzeć w Ogień Wizji.
Ta myśl napawała ją lękiem.
*
Las stal się rzadszy, a jednak trudniej było przezeń iść z powodu przerośniętych, splątanych
zarośli. Teraz znowu prowadziła Cornelia, która używała swej mocy ziemi. Gałęzie odginały się na
boki, pnącza odchylały się, krzewy stawały się rzadsze. Zrobiła dosłownie zielony tunel dla swoich
przyjaciółek. Taranee martwiła się, że może idą w niewłaściwym kierunku.
-Przydałby się kompas - powiedziała - ale muszę polegać na swojej więzi z Ogniem Wizji. Teraz
czuję ją mocniej. Jesteśmy blisko!
-Ogień - zaskrzeczała papuga. - Gdzie czerwone ptaki wiją setki gniaaazd!
-Tu jest więcej papug - stwierdziła Will. - Tam siedzi jedna... a tam druga.
-I wszystkie są czerwone - dodała Hay Lin.
-To tutaj czerwone ptaki wiją setki gniazd - szepnęła Taranee. - To ten las. Gdzieś niedaleko na
pewno znajdziemy wieżę.
*
Irma poczuła, że papuga staje się niespokojna. Kołysała się na jej ramieniu w przód i w tył,
przenikliwie przy tym gwiżdżąc.
-Ej, przestań! Cicho bądź.
Papuga pofrunęła w górę, w korony drzew. Irma zaczęła szukać jej wzrokiem. Okazało się, że
papuga usiadła przy stadzie takich samych czerwonych ptaków. Dziewczyna przestraszyła się, że
ptak zniknie w tym tłumie. Niepotrzebnie się jednak martwiła. Po chwili jej ulubienica wróciła.
-Prowadzi nas - stwierdziła Comelia. - Chce nam pokazać drogę!
I rzeczywiście. Wystarczyło podążać za papugą. Po krótkim czasie wyszły na szeroką ścieżkę.
-Mocno wydeptana - powiedziała Will. - Musimy uważać, żeby nie natknąć się na kogoś, kogo
nie chciałybyśmy spotkać.
-Na przykład na Brygady Uśmiechu - dodała Hay Lin i zadrżała.
Wkrótce dotarły na miejsce. Przed nimi wznosiła się nieduża wieża. Miała około pięciu metrów
wysokości. Niemal zupełnie porastały ją pnącza. Część budowli pokrywały niebieskie kwiaty.
Wyżej już ich nie było - odsłonięty rzeźbiony kamień wskazywał w niebo.
-Ogień jest gdzieś na górze - powiedziała Taranee. - Wyraźnie go wyczuwam. Ale pali się ledwo,
ledwo, już prawie zgasł.
Cornelia użyła mocy ziemi, rozsuwając splątane gałęzie. Hay Lin przyzwała siłę powietrza i
wywołała powietrzny wir, by zdmuchnął suche liście i patyki. Wieża ukazała się ich oczom w całej
okazałości. Zbudowano ją z czarnych głazów, pomiędzy którymi widniały kamienie w innych
kolorach. Kwadraty i kręte linie bieli, czerwieni i zieleni.
-Piękne - szepnęła Hay Lin. - W życiu czegoś talego nie widziałam.
-Pewnie jest bardzo stara - powiedziała Will i przesunęła palcem po ścianie. - Ciekawe, jaki wzór
tworzą te kolorowe kamienie?
-Zdaje się, że to gwiazdy - odparta Hay Lin - I księżyce, i słońca.
Potarła czerwony kamień, aż ten zaczął lśnić. Był idealnie okrągły. Słońce.
-Nie ma drzwi - oznajmiła Comelia, która obeszła wieżę dookoła.
-Dlatego że nie należy do niej wchodzić - powiedziała Taranee.
Wskazała kamienie wystające ze ściany.
-Schody - stwierdziła Will. - Prowadzą na samą górę.
Nie mogły jednak wejść tam wszystkie razem. Schody były przeznaczone tylko dla jednej osoby.
Will popatrzyła na Taranee, a ona skinęła głową.
-Wejdę tam – szepnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz