poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 17: Co skrywa bransoletka ?

W lochu panowały egipskie ciemności. Odcinały się od nich tylko białe uniformy strażników
stojących przed potężną kratą. Niektórzy z nich trzymali jakieś lampki, ale na tyle słabe, że rzucały
jedynie budzące lęk cienie na ociekające wilgocią ściany. Później ktoś zamknął też stare drewniane
drzwi. Zaskrzypiały głośno, jakby protestując, ale i tak zatrzasnęły się z tępym łoskotem i zapadła
zupełna ciemność.
Irma i Hay Lin opadły na materac leżący na podłodze. Był miękki i cuchnął stęchlizną, ale obie
były tak oszołomione, że im to nie przeszkadzało. Nawet Will usiadła i objęła głowę rękami.
Cornelia jednak ciągle stała przy kracie.
Taranee czuła się zupełnie odrętwiała, a w głowie miała całkowitą pustkę. Zaczerpnąć powietrza
- nie była w stanie myśleć o niczym innym. Zdesperowana krótkimi urywanymi wdechami wciągała
przez nozdrza do płuc cuchnące piwniczne powietrze. Z oczu popłynęły jej łzy poczuła też, że
cieknie jej z nosa. Otarła łzy ręką. I wówczas poczuła, że coś drapie ją w policzek: bransoletka. No
tak, oczywiście! Bransoletka znaleziona w parku w Heatherfield. Zupełnie wyleciało jej to z głowy.
Nagle przypomniała sobie o pięciu różnobarwnych kamykach wprawionych w bransoletkę.
„To nasze kolory - pomyślała - naszej piątki! Co się z nami dzieje?”.
I nagle oddychanie stało się łatwiejsze - pomogła sama myśl o przyjaciółkach. Poczuła, że wraca
jej mała część mocy. Uniosła ręce, by wyczarować kilka ognistych kul. Nie było to łatwe. Znowu
się skupiła, usiłując zapomnieć o zesztywniałym języku. Zdołała wytworzyć małą rozmigotaną
ognistą kulę. Bez wątpienia było to lepsze od całkowitej ciemności.
Will westchnęła i oderwała dłonie od twarzy. Ogień odbijał się w okularach Taranee, a za nimi
Will ujrzała zrozpaczone oczy. To sprawiło, że otrząsnęła się i wstała. Położyła Taranee rękę na
ramieniu i spojrzała jej w oczy. Ogarnęła ją fala współczucia i przebaczenia.
„Co ja wyprawiam? - pomyślała. - Taranee to moja najlepsza przyjaciółka. Jak mogę ją
podejrzewać? I dlaczego ona nic nie mówi?”
Gdy Taranee zobaczyła miłość w oczach Will oddychanie stało się jeszcze łatwiejsze. Poczuła,
że jej twardy, jakby gumowy język mięknie i się kurczy. Łapczywie zaczerpnęła ustami stęchłego
piwnicznego powietrza. Swobodnie oddychać - co za ulga!
-Nadworna pieśniarka - wyszeptała ochryple. - To ona! To ona rzuciła zaklęcie na ten kraj. Nie
rozumiecie? To ona!
-Wszystko to, co powiedziała o Ogniu Wizji, to kłamstwo - powiedziała Will. - Nie widziałaś
niczego o naszej przyszłości? A co widziałaś?
-Widziałam przyszłość. Widziałam, jak ona zmienia się w koszmarnego stwora, a strażnicy w
psy. Zdarli z króla płaszcz i koronę! Pieśniarka czekała tylko na odpowiednią chwilę, żeby przejąć
władzę nad Muskarią!
Will wyjęła Serce Kondrakaru. Rozbłysło w ciemnym lochu znajomym ciepłym blaskiem.
Come;ia pierwsza odzyskała panowanie nad sobą. Zrobiła kilka kroków naprzód i wzięła Taranee
za rękę. Potem Hay Lin wstała i ziewnęła przeciągle, chwilę później w jej ślady poszła Irma.
Taranee poczuła, że do oczu napływają jej łzy ulgi. Bardzo przeżywała to, że przyjaciółki
zwróciły się przeciwko niej. Wyciągnęła rękę, na której w świetle kuli ognia połyskiwała
bransoletka. Coś się w niej zmieniło. Kamienie stały się chyba wyraźnie większe. Lśniły teraz
bardzo jasno pięcioma kolorami - kolorami W.I.T.C.H.!

-Co to jest? Jakie piękne, mogę zobaczyć?
Taranee zdjęła bransoletkę i podała ją Cornelii.
-Leżała pod grzybem, który sfotografowałam - powiedziała. - Zupełnie o niej zapomniałam.
-Te kamienie mają nasze kolory - stwierdziła Cornelia. - Ciekawe, czy to coś znaczy?
-Oczywiście, że znaczy - odpowiedziała Will. - To znak, że mamy się zjednoczyć! Tylko razem
mamy pełną moc!
-Pewnie przyniósł ją Amanitus - powiedziała Irma. - Jak myślisz?
-Możliwe - przyznała Taranee. - Później trzeba go będzie o to zapytać.
*
Wszystkie Strażniczki były już zupełnie przytomne. Taranee wytworzyła więcej ognistych kul i
cały loch wypełniło ciepłe żółtawe światło. Czarodziejki przeciągały się i otrzepywały skrzydełka.
Bransoletka, która je połączyła, spoczywała w dłoni Will. Nagle wydawało się niewiarygodne, że
tak w siebie zwątpiły i że się podzieliły. Oczywiście wpłynęła na nie zła moc.
Jednak to się już skończyło! Will znowu uniosła Serce Kondrakam. Wszystkie poczuły przypływ
energii. Najpierw jako jasność umysłu, potem jako drżącą radość, a w końcu jako potężną,
zjednoczoną moc W.I.T.C.H.!
-Wyjdźmy stąd! - wykrzyknęła Will. - Chodźmy wyzwolić Muskarię!
*
Kiedy pięć Strażniczek dysponuje swoją połączoną mocą, nic i nikt ich nie powstrzyma. Nawet
setka strażników z Brygad Uśmiechu. W ciągu kilku sekund Czarodziejki wydostały się z celi i
zostawiły piwnicę daleko w tyle.
-Do sali tronowej!
Cała piątka wpadła na dziedziniec i pognała po schodach ku głównemu wejściu. Cornelia
przywołała pnącze, które otworzyło bramę na oścież. Irma stworzyła wodne działo z fontanny na
dziedzińcu i za jego pomocą zmyła całą Brygadę Uśmiechu w dół drogi. Z masy płynącej wody
wystawały tylko odziane w biel ręce i nogi.
Strażniczki Kondrakaru wpadły do zamku. Hay Lin wywołała powietrzny podmuch, który
porwał wszystkie krzesła, urny i zbroje. Kilkoma długimi krokami ramię w ramię Czarodziejki
pokonały schody do sali tronowej.
Oszołomiony król poderwał się z tronu. Za nim stała nadworna pieśniarka w pięknej sukni z
różowego jedwabiu. Przed nimi przy sztaludze stał malarz, który właśnie malował ich portret. Z
tyłu czuwali dwaj strażnicy w szarych strojach.
-Aaaa! Małe paskudy!
Wrzask pieśniarki zabrzmiał niczym jedna z jej arii W jednej chwili zmieniła się z uśmiechniętej
śpiewaczki w przerażającego potwora, którego Taranee widziała w Ogniu Wizji. Nie odwróciła się
jednak do Czarodziejek, tylko do króla. Taranee poznała te wielkie zakończone szponami dłonie.
Pieśniarka wyciągnęła je w stronę gardła władcy. Zupełnie jak w tym niemym filmie obejrzanym w
Ogniu Wizji. Król nie zauważył jeszcze transformacji swojej nadwornej pieśniarki.
-Nie! - krzyknęła Taranee, natychmiast rzuciła się naprzód i złapała króla na ułamek sekundy
przed pozostałymi.
Will posłała grzmiącą błyskawicę prosto w klatkę piersiową śpiewaczki. Błyskawica uderzyła
potwora i zachwiała jego równowagę na tyle, że Taranee zdążyła odciągnąć króla na bok.
Will odwróciła się do strażników, którzy zmienili się w straszne psy. Zmusiła się do zachowania
spokoju. Wiedziała, że tylko w ten sposób uspokoi psy - poprzednim razem świetnie zdało to
egzamin.
„Dooobre pieski! - pomyślała. - Takie dobre, grzeczne pieski”.
Zatrzymały się niepewnie. Po chwili wielkie wilczury znowu leżały u jej stóp potulne jak
baranki.
Pośród tego zamieszania malarz stał tylko i patrzył szeroko otwartymi oczami. Ze sztalugi przed
nim spoglądała uśmiechnięta nadworna pieśniarka. Ale prawdziwa pieśniarka wyglądała raczej jak
osaczona bestia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz