poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 8:Do zamku

Na obiad była oczywiście zupa kurkowa. Taranee zastanawiała się, czy w Muskarii w ogóle jada
się coś oprócz grzybów. Podczas posiłku Amanitus poinformował je, że dziś jest szczególny dzień.
W zamku miało się odbyć przyjęcie.
-Oczywiście król prawie codziennie urządza przyjęcia - powiedział - ale dzisiaj przypada
Wielkie Święto Zbiorów. To w Muskarii odwieczna tradycja, a przyjęcie urządza się wtedy, gdy
grzyby są najlepsze.
Amanitus miał oczywiście wziąć udział w przyjęciu. Powinien wyrecytować wiersz na cześć
zbiorów chociaż teraz wiersze zmieniono, usuwając z nich wszystkie smutne wersy. Po dłuższej
dyskusji postawiono, że Strażniczki pójdą do zamku, nawet jeśli wiąże się to z pewnym ryzykiem.
Chciał pokazać im swoje rniejsce pracy w Bibliotece Królewskiej i przedstawić je Mykofobii.
- Ta k naprawdę nie wiem, jak możecie nam pomóc, ale chyba lepiej, żebyście na własne oczy
zobaczyły, jak źle mają się sprawy w naszym kraju.
Koło południa sześć podobnych postaci opuściło chatę Amanitusa. Wszystkie ubrane były w
identyczne brązowe płaszcze i szerokie szare spodnie. Każda miała na głowie brudny brązowy
kapelusz, który skrywał twarz. Skryba wyjaśnił, że kapelusze są bardzo ważne. W Muskarii każdy
miał wielu krewnych, a każda rodzina nosiła własny, szczególny wzór kapelusza.
-Kiedy włożycie kapelusze, każdy pomyśli, że jesteście moimi kuzynkami. Mam ich mnóstwo.
A gdyby ktoś pytał, miały mówić, że pochodzą z odległej części wielkiego lasu.
-Tylko pamiętajcie, żeby cały czas się uśmiechać - powiedział Amanitus i sam zmusił się do
uśmiechu. - Kiedy zsuniecie kapelusze i odsłonicie twarze, musicie być uśmiechnięte. Obiecajcie!
*
Droga do zamku wiła się między drzewami. Wiodła pod górę i po pewnym czasie między
wierzchołkami drzew ukazały się cztery zamkowe wieże o okrągłych szczytach w kształcie
grzybów. Powiewały na nich Pomarańczowe flagi.
-Dawniej flagi były niebieskie - powiedział Amanitus ponuro - ale nawet to zmieniono. Król
uznał, że niebieski to zbyt smutny kolor.
Minęli wiele domów, wszystkie w takim samym kształcie jak chata Amanitusa. Wiele wyglądało
na zaniedbane, a ogródki warzywne były pełne chwasty Cornelia nie mogła się powstrzymać.
Wyciągnęła rękę, by dotknąć krzewu porzeczkowego i gruszy. Właściciele pewnie by się ucieszyli,
gdyby zobaczyli owoce na swoich drzewach. Także droga była wyboista i źle utrzymana. Ktoś
powinien naprawić ją po ostaniej ulewie i usunąć kamienie. Tu i ówdzie stały małe rozklekotane
stragany.
-Zgadnijcie, co sprzedają - powiedziała Irma. Suszone grzyby. Mam przeczucie, że po powrocie
już nigdy nie zjemy grzybów na obiad.
-Jest też piekarz - zauważyła Hay Lin. - Chociaż nie został mu ani jeden bochenek chleba.
Gdzieś minęły tabliczkę z napisem:
Czyszczenie zębów. Polerowanie i ostrzenie. Sprzedaż past, nici i wybielaczy do zębów.
Obok widniały obrazki przedstawiające roześmiane buzie z idealnymi białymi zębami.
Wyglądało na to, że zakład dobrze prosperuje. Widocznie byl duży popyt na polerowanie zębów.
*
Droga stopniowo stawała się coraz szersza i dołączali do nich inni. Wszyscy zmierzali w tę samą
stronę do zamku. Większość ludzi niosła kosze i skrzynie z najróżniejszymi grzybami. Jakaś
kobieta ciągnęła wózek z największą purchawką, jaką Czarodziejki widziały w życiu: była okrągła
niczym piłka plażowa i niemal równie duża. Młody chłopak zrobił girlandę z kwiatów, którą ciągnął
za sobą jak ogon.
Nagle tuż przy nich znalazł się chłopiec mniej więcej w ich wieku. Niósł na plecach pękaty
worek, zapewne pełen grzybów. Aż dziwne, że mógł go udźwignąć, był bowiem chudy jak patyk.
-Dlaczego nic nie niesiecie? - zdziwił się chłopiec. - Pewnie idziecie do zamku?
-Jasne - odparła Irma, pamiętając o uśmiechu - ale, no... pomagamy przy czymś innym.
Uśmiechnął się szeroko. Taranee zastanawiała się, kiedy ostatnio coś jadł.
- Będziesz jadł na przyjęciu? - spytała.
Chłopak otworzył szeroko oczy i ze zdumieniem pokręcil głową.
- Oczywiście, że nie - powiedział. - Nie mogę jeść w zamku! Tylko wysoko urodzeni mogą. Ale
urządzamy zabawę na święto zbiorów w naszym miasteczku. O tej porze roku wystarczy iść do
lasu, żeby znaleźć jedzenie! - Skinął im głową i poszedł dalej.
Spotkały więcej Muskarian. Kobieta niosąca kwiaty powiedziała to samo - cieszyła się, że może
zanieść kwiaty na przyjęcie, nie weźmie w nim jednak udziału. Także ona była przeraźliwie chuda i
niosła na r niemowlę, które wyglądało jak pisklę. Mimo to uśmiechała. Na wszystkich twarzach
malowały się niepokojące uśmiechy, które nie obejmowały oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz