Na obiad była oczywiście zupa kurkowa. Taranee zastanawiała się, czy w Muskarii w ogóle jada
się coś oprócz grzybów. Podczas posiłku Amanitus poinformował je, że dziś jest szczególny dzień.
W zamku miało się odbyć przyjęcie.
-Oczywiście król prawie codziennie urządza przyjęcia - powiedział - ale dzisiaj przypada
Wielkie Święto Zbiorów. To w Muskarii odwieczna tradycja, a przyjęcie urządza się wtedy, gdy
grzyby są najlepsze.
Amanitus miał oczywiście wziąć udział w przyjęciu. Powinien wyrecytować wiersz na cześć
zbiorów chociaż teraz wiersze zmieniono, usuwając z nich wszystkie smutne wersy. Po dłuższej
dyskusji postawiono, że Strażniczki pójdą do zamku, nawet jeśli wiąże się to z pewnym ryzykiem.
Chciał pokazać im swoje rniejsce pracy w Bibliotece Królewskiej i przedstawić je Mykofobii.
- Ta k naprawdę nie wiem, jak możecie nam pomóc, ale chyba lepiej, żebyście na własne oczy
zobaczyły, jak źle mają się sprawy w naszym kraju.
Koło południa sześć podobnych postaci opuściło chatę Amanitusa. Wszystkie ubrane były w
identyczne brązowe płaszcze i szerokie szare spodnie. Każda miała na głowie brudny brązowy
kapelusz, który skrywał twarz. Skryba wyjaśnił, że kapelusze są bardzo ważne. W Muskarii każdy
miał wielu krewnych, a każda rodzina nosiła własny, szczególny wzór kapelusza.
-Kiedy włożycie kapelusze, każdy pomyśli, że jesteście moimi kuzynkami. Mam ich mnóstwo.
A gdyby ktoś pytał, miały mówić, że pochodzą z odległej części wielkiego lasu.
-Tylko pamiętajcie, żeby cały czas się uśmiechać - powiedział Amanitus i sam zmusił się do
uśmiechu. - Kiedy zsuniecie kapelusze i odsłonicie twarze, musicie być uśmiechnięte. Obiecajcie!
*
Droga do zamku wiła się między drzewami. Wiodła pod górę i po pewnym czasie między
wierzchołkami drzew ukazały się cztery zamkowe wieże o okrągłych szczytach w kształcie
grzybów. Powiewały na nich Pomarańczowe flagi.
-Dawniej flagi były niebieskie - powiedział Amanitus ponuro - ale nawet to zmieniono. Król
uznał, że niebieski to zbyt smutny kolor.
Minęli wiele domów, wszystkie w takim samym kształcie jak chata Amanitusa. Wiele wyglądało
na zaniedbane, a ogródki warzywne były pełne chwasty Cornelia nie mogła się powstrzymać.
Wyciągnęła rękę, by dotknąć krzewu porzeczkowego i gruszy. Właściciele pewnie by się ucieszyli,
gdyby zobaczyli owoce na swoich drzewach. Także droga była wyboista i źle utrzymana. Ktoś
powinien naprawić ją po ostaniej ulewie i usunąć kamienie. Tu i ówdzie stały małe rozklekotane
stragany.
-Zgadnijcie, co sprzedają - powiedziała Irma. Suszone grzyby. Mam przeczucie, że po powrocie
już nigdy nie zjemy grzybów na obiad.
-Jest też piekarz - zauważyła Hay Lin. - Chociaż nie został mu ani jeden bochenek chleba.
Gdzieś minęły tabliczkę z napisem:
Czyszczenie zębów. Polerowanie i ostrzenie. Sprzedaż past, nici i wybielaczy do zębów.
Obok widniały obrazki przedstawiające roześmiane buzie z idealnymi białymi zębami.
Wyglądało na to, że zakład dobrze prosperuje. Widocznie byl duży popyt na polerowanie zębów.
*
Droga stopniowo stawała się coraz szersza i dołączali do nich inni. Wszyscy zmierzali w tę samą
stronę do zamku. Większość ludzi niosła kosze i skrzynie z najróżniejszymi grzybami. Jakaś
kobieta ciągnęła wózek z największą purchawką, jaką Czarodziejki widziały w życiu: była okrągła
niczym piłka plażowa i niemal równie duża. Młody chłopak zrobił girlandę z kwiatów, którą ciągnął
za sobą jak ogon.
Nagle tuż przy nich znalazł się chłopiec mniej więcej w ich wieku. Niósł na plecach pękaty
worek, zapewne pełen grzybów. Aż dziwne, że mógł go udźwignąć, był bowiem chudy jak patyk.
-Dlaczego nic nie niesiecie? - zdziwił się chłopiec. - Pewnie idziecie do zamku?
-Jasne - odparła Irma, pamiętając o uśmiechu - ale, no... pomagamy przy czymś innym.
Uśmiechnął się szeroko. Taranee zastanawiała się, kiedy ostatnio coś jadł.
- Będziesz jadł na przyjęciu? - spytała.
Chłopak otworzył szeroko oczy i ze zdumieniem pokręcil głową.
- Oczywiście, że nie - powiedział. - Nie mogę jeść w zamku! Tylko wysoko urodzeni mogą. Ale
urządzamy zabawę na święto zbiorów w naszym miasteczku. O tej porze roku wystarczy iść do
lasu, żeby znaleźć jedzenie! - Skinął im głową i poszedł dalej.
Spotkały więcej Muskarian. Kobieta niosąca kwiaty powiedziała to samo - cieszyła się, że może
zanieść kwiaty na przyjęcie, nie weźmie w nim jednak udziału. Także ona była przeraźliwie chuda i
niosła na r niemowlę, które wyglądało jak pisklę. Mimo to uśmiechała. Na wszystkich twarzach
malowały się niepokojące uśmiechy, które nie obejmowały oczu.
się coś oprócz grzybów. Podczas posiłku Amanitus poinformował je, że dziś jest szczególny dzień.
W zamku miało się odbyć przyjęcie.
-Oczywiście król prawie codziennie urządza przyjęcia - powiedział - ale dzisiaj przypada
Wielkie Święto Zbiorów. To w Muskarii odwieczna tradycja, a przyjęcie urządza się wtedy, gdy
grzyby są najlepsze.
Amanitus miał oczywiście wziąć udział w przyjęciu. Powinien wyrecytować wiersz na cześć
zbiorów chociaż teraz wiersze zmieniono, usuwając z nich wszystkie smutne wersy. Po dłuższej
dyskusji postawiono, że Strażniczki pójdą do zamku, nawet jeśli wiąże się to z pewnym ryzykiem.
Chciał pokazać im swoje rniejsce pracy w Bibliotece Królewskiej i przedstawić je Mykofobii.
- Ta k naprawdę nie wiem, jak możecie nam pomóc, ale chyba lepiej, żebyście na własne oczy
zobaczyły, jak źle mają się sprawy w naszym kraju.
Koło południa sześć podobnych postaci opuściło chatę Amanitusa. Wszystkie ubrane były w
identyczne brązowe płaszcze i szerokie szare spodnie. Każda miała na głowie brudny brązowy
kapelusz, który skrywał twarz. Skryba wyjaśnił, że kapelusze są bardzo ważne. W Muskarii każdy
miał wielu krewnych, a każda rodzina nosiła własny, szczególny wzór kapelusza.
-Kiedy włożycie kapelusze, każdy pomyśli, że jesteście moimi kuzynkami. Mam ich mnóstwo.
A gdyby ktoś pytał, miały mówić, że pochodzą z odległej części wielkiego lasu.
-Tylko pamiętajcie, żeby cały czas się uśmiechać - powiedział Amanitus i sam zmusił się do
uśmiechu. - Kiedy zsuniecie kapelusze i odsłonicie twarze, musicie być uśmiechnięte. Obiecajcie!
*
Droga do zamku wiła się między drzewami. Wiodła pod górę i po pewnym czasie między
wierzchołkami drzew ukazały się cztery zamkowe wieże o okrągłych szczytach w kształcie
grzybów. Powiewały na nich Pomarańczowe flagi.
-Dawniej flagi były niebieskie - powiedział Amanitus ponuro - ale nawet to zmieniono. Król
uznał, że niebieski to zbyt smutny kolor.
Minęli wiele domów, wszystkie w takim samym kształcie jak chata Amanitusa. Wiele wyglądało
na zaniedbane, a ogródki warzywne były pełne chwasty Cornelia nie mogła się powstrzymać.
Wyciągnęła rękę, by dotknąć krzewu porzeczkowego i gruszy. Właściciele pewnie by się ucieszyli,
gdyby zobaczyli owoce na swoich drzewach. Także droga była wyboista i źle utrzymana. Ktoś
powinien naprawić ją po ostaniej ulewie i usunąć kamienie. Tu i ówdzie stały małe rozklekotane
stragany.
-Zgadnijcie, co sprzedają - powiedziała Irma. Suszone grzyby. Mam przeczucie, że po powrocie
już nigdy nie zjemy grzybów na obiad.
-Jest też piekarz - zauważyła Hay Lin. - Chociaż nie został mu ani jeden bochenek chleba.
Gdzieś minęły tabliczkę z napisem:
Czyszczenie zębów. Polerowanie i ostrzenie. Sprzedaż past, nici i wybielaczy do zębów.
Obok widniały obrazki przedstawiające roześmiane buzie z idealnymi białymi zębami.
Wyglądało na to, że zakład dobrze prosperuje. Widocznie byl duży popyt na polerowanie zębów.
*
Droga stopniowo stawała się coraz szersza i dołączali do nich inni. Wszyscy zmierzali w tę samą
stronę do zamku. Większość ludzi niosła kosze i skrzynie z najróżniejszymi grzybami. Jakaś
kobieta ciągnęła wózek z największą purchawką, jaką Czarodziejki widziały w życiu: była okrągła
niczym piłka plażowa i niemal równie duża. Młody chłopak zrobił girlandę z kwiatów, którą ciągnął
za sobą jak ogon.
Nagle tuż przy nich znalazł się chłopiec mniej więcej w ich wieku. Niósł na plecach pękaty
worek, zapewne pełen grzybów. Aż dziwne, że mógł go udźwignąć, był bowiem chudy jak patyk.
-Dlaczego nic nie niesiecie? - zdziwił się chłopiec. - Pewnie idziecie do zamku?
-Jasne - odparła Irma, pamiętając o uśmiechu - ale, no... pomagamy przy czymś innym.
Uśmiechnął się szeroko. Taranee zastanawiała się, kiedy ostatnio coś jadł.
- Będziesz jadł na przyjęciu? - spytała.
Chłopak otworzył szeroko oczy i ze zdumieniem pokręcil głową.
- Oczywiście, że nie - powiedział. - Nie mogę jeść w zamku! Tylko wysoko urodzeni mogą. Ale
urządzamy zabawę na święto zbiorów w naszym miasteczku. O tej porze roku wystarczy iść do
lasu, żeby znaleźć jedzenie! - Skinął im głową i poszedł dalej.
Spotkały więcej Muskarian. Kobieta niosąca kwiaty powiedziała to samo - cieszyła się, że może
zanieść kwiaty na przyjęcie, nie weźmie w nim jednak udziału. Także ona była przeraźliwie chuda i
niosła na r niemowlę, które wyglądało jak pisklę. Mimo to uśmiechała. Na wszystkich twarzach
malowały się niepokojące uśmiechy, które nie obejmowały oczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz