poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 5

AXIS. KORONA WULKANU
Cornelia wpatrywała się w linię horyzontu, trzymając przy sercu klejnot Ziemi. Nad Axis
wschodziło słońce. Pierwszy promień przebił się przez panującą jeszcze ciemność, oświetlając
wznoszącą się czarną górę wulkanu.
Rozciągający się w dole krajobraz zmieniał się na ich oczach, w miarę jak słońce dotykało
wybrzeża, gdzie morze uniosło w górę drżące fale przypływu. Wzburzone grzywy wzbijały się w
powietrze, aby opaść, powracając do stanu niekończących się narodzin. Głębina oceanu z
kamiennej szarości stawała się szmaragdowa, a ponad falami pojawiły się białe wędrowne ptaki,
znacząc swym śladem grzbiety spienionych fal. Wiatr rozwiewał włosy Czarodziejkom, gdy
pochylały się nad kraterem wygasłego wulkanu. Świetlisty krąg zniknął i zamknęło się przejście
między jednym a drugim światem.
-Nigdy nie zapomnę Strażnika Serca Ziemi. - Cornelia uklękła, aby poczuć przez chwilę ciepło
piasku i kamieni. - Został tam sam, uwięziony w Kamiennym Świecie na zawsze.
-Dzięki niemu uratowaliśmy Serce, wszystko powraca do życia. - Hay Lin zakreśliła dłonią
szeroki krąg.
-Zróbmy to wreszcie - poprosiła Will. - On na nas patrzy. Zróbmy to dla niego. Niech Serce
Ziemi wraca do swojej kołyski.
Uniosły je razem nad wulkanem. Obmyte wodą, wysuszone ogniem, owiane wiatrem tak blisko
ziemi, która miała je przyjąć. Nagle wybuchnęło tysiącem kolorowych promieni.
*
Stara kobieta wpatrywała się w horyzont, trzymając w objęciach budzącego się Matta. Otworzył
oczy i ujrzał nagły błysk rozświetlający koronę wulkanu. Siedzący na progu mały chłopiec zerwał
się z miejsca i ruszył biegiem w stronę czarnej góry. Mijał drzewa, które błyszczały w słońcu, jakby
ktoś wyrzeźbił je w kamieniu. Rozległ się szelest liści, które znów stawały się zielone.
*
Już nie trzymały go w dłoniach. Czerwona kula stawała się coraz większa i wznosiła się teraz w
górę, roztaczając wokół nieziemski blask. Trwała tak chwilę, jakby chciała ujrzeć rozciągający się
nad nią błękit nieba, aż powoli wniknęła prosto w niezbadaną głębinę krateru. I fala światła zalała
wyspę, i odezwały się ptaki, a pobliskie wzgórza pokryły się zielenią.
-Jakie to piękne - wyszeptała Will. - Ziemia to cud...
Patrzyły na powracające na wyspę życie, gdzieś w oddali zaszczekał pies, stuknęło wiadro,
uderzając o brzeg kamiennej studni.
-Wracajmy do Matta. - Will uśmiechnęła się szeroko, widząc, jak maleńka mrówka, która
wcześniej była kamienna, teraz gramoli się powoli, ciągnąc za sobą zielone źdźbło trawy.
Schodziły bez pośpiechu, patrząc na rozciągające się w dole miasto, gdzie budził się dzień.
Irma zatrzymała się na chwilę, pokazując z uśmiechem morze, którego fale z hukiem przewalały
się przy brzegu, aby rozbić się o biały piasek plaży. Morze szumiało i uderzało o skały, jakby
chciało odzyskać utracony czas.
Droga powrotna nie zajęła im dużo czasu. Widziały już między drzewami majaczący w oddali
biały dach domu, gdy na ścieżce pojawił się chłopiec, który w kilku susach zrównał się z nimi,
wymachując patykiem, jakby chciał nakreślić znaki na niebie.
W progu stała stara kobieta. Pachniało ziołami, a na krosnach falował w słońcu dokończony
obraz Axis z połyskującym złotem stożkiem wulkanu. Czarna góra lśniła, a nad szczytem
przelatywał biały ptak. Matt opierał się o zniszczoną przez czas futrynę, patrząc na pięć dziewcząt,
które ukazały się na ścieżce, zbliżając się powoli wyprzedzane przez małego chłopca.
-Babciu, babciu, wróciły! - wołał z daleka, biegnąc teraz ile sił w nogach, jakby chciał dogonić
wykrzyczaną przez siebie wieść. - Śnił mi się wąż, ale one wróciły.
Cornelia podeszła do starej kobiety przywołana jednym gestem, który mieścił w sobie cały ten
czas, kiedy czekała na ich powrót z wyprawy. W jej spojrzeniu krył się ból kogoś, kto wie już, co
się stało.
-Został tam, prawda? - spytała, chcąc się tylko upewnić.
Dziewczyna przytaknęła i wtedy stara mieszkanka Axis odwróciła twarz ku słońcu. Przymknęła
powieki, spod których wypłynęła łza. Otarła ją nieśpiesznym ruchem i zdjęła z krosien utkany obraz
wyspy z królującym nad nią szczytem wulkanu.
-To dla was - powiedziała i wstrząsnęła nim na wietrze.
Przez chwilę wszystkim się zdawało, że z krateru wydobywa się czerwony blask, ale gdy
materiał opadł ciężko w jej dłoniach, wyglądał tak samo jak wcześniej.
-Dziękujemy. - Will uśmiechnęła się, przyjmując dar starej kobiety. - Już czas, abyśmy wrócili
do domu.
Chłopiec odprowadził ich aż do śladów Olbrzymów. Miękki mech uginał się pod stopami
schodzących ze wzgórza pięciu dziewcząt, a towarzyszący im Matt śledził skoki wiewiórki, która
śmigała między drzewami, jakby nie mogła się rozstać ze swoim wybawcą.
KONDRAKAR. MGLISTA WIEŻA
Pośrodku wyspy otoczonej kryształowym jeziorem stało martwe drzewo. Na maleńkim skrawku
twardego kamienia, oplatając zimny i nagi pień, wił się wąż o potężnych splotach uwięziony na
wieczność w Mglistej Wieży Twierdzy Kondrakaru. W jego lśniących oczach czaiło się zło i choć
uparcie próbował zsunąć się do wody, coś za każdym razem stawiało opór, więc znów się cofał i
wodził wzrokiem po unoszących się nad wodą oparach. Przybierały one kształty Kamiennych
Olbrzymów, czarnych ptaków o rozpostartych skrzydłach i pięciu dziewcząt, których cienie to
zbliżały się, to znów oddalały, nie pozwalając mu zapomnieć o poniesionej klęsce.
-Na pewno nie ucieknie? - upewnił się Strażnik Serca Ziemi, który stał oparty o kamienną
balustradę i wpatrywał się w złowrogie cielsko węża.
-Nie ucieknie... - Głos Wyroczni brzmiał kojąco. -Teraz zostanie sam. Aż stanie się to, czego
najbardziej się obawia. Zapomnimy o nim i Ziemia o nim zapomni. Już nikt nie będzie wiedział, kto
ukrywa się w gałęziach kamiennego drzewa.
Wyrocznia odwrócił się od lśniącej kopuły więzienia Mglistej Wieży i otworzył ramiona.
-Dobrze, że jesteś już z nami. Twoja misja dobiegła końca. - Objął go mocno, wynagradzając
tym jednym uściskiem długie lata cierpienia.
Wąż rzucił się do wody, ale znów niewidzialna zasłona odepchnęła go pod drzewo. Długo
jeszcze wpatrywał się w puste miejsce. Wszyscy odeszli i nic nie wskazywało na to, aby ktokolwiek
kiedykolwiek miał tutaj powrócić.
AXIS. PENSJONAT
Rano dziewczyny obudziło łomotanie do drzwi. Will pierwsza zerwała się z łóżka i zaraz opadła
na materac, czując silne zawroty głowy.
-Wstawajcie, moje panny! - rozległ się głos pani Warton. - To niesłychane! Jak można tak długo
spać - mówiła, stukając rytmicznie w dębowe drzwi - kiedy dzieje się tyle sensacyjnych rzeczy!
-Już wstajemy! - krzyknęła Irma, nakrywając głowę poduszką. - Sensacje, też mi coś. Miałam
ich w nadmiarze dzisiejszej nocy. Co może być bardziej sensacyjnego od olbrzyma, który najpierw
chce nas zamrozić, a potem zamienia się w ptaka i jeszcze jakby tego było mało, na koniec w węża?
- gderała, przeciągając się pod kołdrą.
-Co mówisz? - zapytała pani Warton. - Czekamy tylko na was. Musicie szybko zjeść śniadanie,
bo inaczej nie zobaczycie tego na własne oczy.
Kroki oddaliły się i dziewczyny naciągnęły kołdry na głowy, postanawiając, że nie będą jeszcze
wstawać.
-Świat się bez nas nie zawali - zachichotała Irma. - Mamy prawo odpocząć.
Ktoś znów uderzył w drzwi.
-No nie - jęknęła Will. - Nici z leniuchowania. Wstajemy.
Podeszła do drzwi, obciągając piżamę w zielone żabki. W progu stał Matt, który na widok Will
szeroko się uśmiechnął.
-Dobry wybór - pochwalił ją, trącając palcem wspinającą się po rękawie żabę. - Tylko nie wiem,
czy nie będzie ci za zimno.
Will otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła go do środka.
-Musicie się pośpieszyć, bo po dzisiejszej nocy tyle wydarzyło się w Axis, że... - umilkł,
spoglądając na poruszający się pod kołdrą kształt.
-To Cornelia - poinformowała go Will. - Nie pokaże się, dopóki nie wyjdziesz z pokoju. To co się
wydarzyło w Axis?
-Posągi. Posągi zniknęły - oznajmił Matt. - Były, a teraz po prostu ich nie ma.
I wyszedł zadowolony z efektu, jaki wywołały jego słowa. Dziewczyny gwałtownie zerwały się
z łóżek.
*
Czekały przed wejściem do pensjonatu. Pod oknem, w którym widać było ziewającą
recepcjonistkę i stojące w głębi kwiaty o pochylonych kielichach. Cornelia wspięła się na palce,
zaglądając do środka. Wystarczył jeden ruch i kwiaty odzyskały dawny wygląd. Drzwi otworzyły
się z impetem i na kamiennych schodach pojawiła się pani Warton. Tym razem założyła czerwone
szpilki, których stukot obudził przysypiającą Irmę.
-Zupełnie jakbym słyszała jakiegoś grzechotnika. - Cornelia pochyliła się nad Hay Lin. - Nie
znoszę tego odgłosu.
Kątem oka zauważyła parkujący w wąskiej uliczce motor, z którego zeskakiwał znajomy
chłopak. W porannym powietrzu rozległ się odgłos gasnącego silnika i znów zapanowała cisza
przerywana świergotem ptaków.
-Ten dźwięk jest stokroć przyjemniejszy... - Will kręciła z niedowierzaniem głową, widząc
zbliżającego się wolnym krokiem mieszkańca Axis.
-Może dzisiaj będziesz łaskawsza? - spytał prowokacyjnie, podchodząc wolnym krokiem do
Cornelii. - Byłem tu wczoraj wieczorem. Mimo wichury - dodał, chcąc wywołać w niej poczucie
winy.
-Dzisiaj jest już inny dzień i nie wiem, czy zauważyłeś, ale na twojej wyspie mają miejsce niezłe
sensacje... - Cornelia zręcznie zmieniła temat.
-Nie ma w moim życiu większej sensacji niż spotkanie ciebie... - Chłopak zaśmiał się i machnął
ręką. - Przemyśl to i umów się ze mną. Wpadnę po obiedzie.
-Co za śmiałość - rozmarzyła się Irma. - Ty to masz szczęście...
Chłopak pożegnał je hukiem rozpędzonego motoru i kurzem opadającego piasku.
-Nie byłabym tego taka pewna. - Taranee pokazała Bess z wycelowanym w Cornelię
obiektywem aparatu. - Zdaje się, że właśnie powstaje sensacyjny artykuł.
-Jeśli chciałaś mieć moje zdjęcie, to wystarczyło poprosić. Dałabym ci szkolne i mogłabyś je
zawsze nosić przy sobie! - zawołała Corny w stronę domorosłej paparazzi.
-Przestańcie, dziewczyny! - przywołał je do porządku pan Collins.
-Nasz przewodnik obiecał, że wprowadzi nas zaraz na konferencję prasową. Przyjechały już
ekipy telewizyjne z całego świata. Najsłynniejsze gazety mają tu swoich przedstawicieli. Będą
władze miasta i komendantury. Wkrótce wszystkiego się dowiemy.
Podniósł głowę, wpatrując się przez chwilę w niebo. Kolejna biała smuga przecinała na dwoje
jaskrawy błękit.
-Przylatują od rana.Taka konferencja zdarza się raz na sto lat - zakończył Collins i dał sygnał do
wymarszu.
-To sto lat temu odbywały się tu konferencje prasowe? - zdziwiła się Bess.
-Napisz o tym artykuł - poradziła jej Irma. - Prędzej, idziemy!
AXIS. SALA W MAGISTRACIE
Sala pękała w szwach. Przy prezydialnym stole stał burmistrz w niebieskim garniturze i w
złotym krawacie. Ktoś poprawiał mikrofony, a początkujący reporterzy „Weekly Journal of Axis”
ustawiali krzesła dla gości mających odpowiadać na wszystkie pytania, które przyjdą do głowy
żądnym sensacji dziennikarzom.
-Ale aparat...! - jęknęła Bess, trącając łokciem Courtney. - Gdybym miała taki sprzęt... z takim
szkiełkiem...
-To nic by się przede mną nie ukryło - dopowiedziała Will, która do tej pory nie mogła wybaczyć
koleżance, że sfotografowała jej mamę podczas kolacji z panem Collinsem.
W tym momencie rozległy się pełne podniecenia okrzyki i stojący w drugim rzędzie
dziennikarze zaczęli napierać na swoich kolegów, wytrącając jednemu z nich kamerę. Trzaskały
flesze, słychać było pusty dźwięk opadającej migawki.
-Proszę się uspokoić! - wołał komendant policji.
-Inaczej będziemy zmuszeni wyprosić przynajmniej część państwa z sali.
Zapadła cisza i w drzwiach pojawili się kolejno członkowie misji archeologicznej, dwaj
podejrzani mężczyźni w czarnych garniturach, przewodnik po Axis, bardzo wysoki młodzieniec z
rudą czupryną niosący rulon pokreślony liniami wykresów, burmistrz miasta i redaktor naczelny
gazety organizującej konferencję prasową. Rozległo się szuranie krzeseł i wszyscy zajęli
wyznaczone im miejsca.
-I co teraz? - szepnęła Will, która siedziała w rzędzie pod ścianą, widząc przed sobą jedynie
znajomego przewodnika i jeszcze tylko profil tyczkowatego młodzieńca.
-Teraz będą się mądrzyć - odpowiedziała Irma.
-Bądźcie ciszej - syknęła Bess. - I tak jesteście tutaj tylko dlatego, że zaprosił was ten
przewodnik. My zostałyśmy zaproszone przez „Weekly Journal of Axis”.
-Wiemy, wiemy, słynne panie reporterki wiedzą, jakie zadawać pytania. Wszystko sobie
przemyślały - zaśmiała się Cornelia. - Chętnie posłuchamy, co chodzi wam po głowie.
Bess odwróciła się demonstracyjnie i wstając z krzesła, dała znak siostrze, że nie ma zamiaru tu
siedzieć.
-Idziemy do pierwszego rzędu. Wolę stać, niż przebywać dłużej w tym towarzystwie - rzuciła
Cornelii oskarżycielskie spojrzenie i pociągnęła za sobą Courtney.
W powietrzu rozbrzmiał przeraźliwy pisk, coś zgrzytnęło i w sali rozległ się głos burmistrza,
który odchrząknął i rozpoczął przemowę.
-Chciałbym przede wszystkim powitać naszych gości, specjalistów różnych nauk, autorów
interesujących teorii na temat posągów wyspy Axis...
-Które wyparowały - rzucił ktoś z sali, ale zaraz został uciszony i burmistrz, nie komentując
niewybrednego dowcipu jakiegoś młodego dziennikarza, ciągnął niezrażony swoje powitanie.
-.. .wyspy, która słynie z tajemniczych obelisków będących przedmiotem badań uczonych z
całego świata. Witam też zebranych tu dziennikarzy. Mam nadzieję, że słowa, które tu padną, będą
miały historyczne znaczenie... Na początek chciałbym oddać głos dyrektorowi Misji
Archeologicznej, która od kilkunastu lat opiekuje się naszymi kamiennymi olbrzymami i
odnalezionym miastem... - Podał mikrofon barczystemu mężczyźnie w białym garniturze, który
ukłonił się zebranym, sięgając po szklankę wody.
-Wczoraj dokonaliśmy kolejnego odkrycia - rozpoczął, zdradzając dużą pewność siebie.
Na ekranie za plecami dyrektora wyświetlane były teraz kolejne ujęcia odnalezionego
medalionu.
-Nic dziwnego, że do tego doszło, bo badane przez nas stanowisko było jednym z ostatnich,
gdzie zachowały się ślady jakichś domostw. W takich przypadkach istnieje duża szansa na
znalezienie...
-Czy odnalezienie medalionu może mieć związek z zaginięciem posągów? - Dziennikarz
siedzący w pierwszym rzędzie przerwał mu bezpardonowo, usiłując skierować uwagę na
najbardziej interesujący temat, dla którego wszyscy się tutaj zebrali.
-Nie sądzę, żeby tak było. Jest to raczej przełomowa chwila dla rozwikłania tajemniczego
języka. Języka, z którym zetknęliśmy się po raz pierwszy na tabliczkach odnalezionych w Axis, ale
na ten temat będą musieli wypowiedzieć się lingwiści... - Profesor wyraźnie się rozkręcał, sięgając
po kolejną szklankę wody.
-Jest z nami autor niedocenionej w kręgach naukowych pracy na temat ruchów olbrzymów
Aleksandros Apostolis - przerwał mu niespodziewanie siedzący obok starego przewodnika młody
archeolog. - Znam tę pracę i zanim tu przyjechałem, przestudiowałem ją dogłębnie, będąc ciekaw,
czy śmiałe hipotezy znajdują poparcie w faktach empirycznych.
-O czym on mówi? - spytała Irma, wychylając się, aby lepiej widzieć tyczkowatego młodzieńca.
- Nic nie rozumiem, fakty empiryczne? Hipotezy?
-Aleksandros spróbował odpowiedzieć na pytanie, dlaczego posągi mogły się poruszyć, a ten
profesor chciał sam zbadać słuszność głoszonej przez podróżnika teorii - wyszeptała Taranee. - Nie
przeszkadzaj, bo zaraz sama się w tym pogubię - dodała, widząc, jak Irma łapie oddech, aby zadać
kolejne pytanie.
-Czy to możliwe, żeby posągi ktoś wykradł? - Uniesiona w górę ręka należała do młodej kobiety,
która wstała gwałtownie, przewracając krzesło i poprawiając nerwowo okulary.
Tym razem odpowiadał komendant policji.
-Z tego, co wiem, nie istnieją środki techniczne, które pozwalają przenosić
dwudziestosiedmiotonowe kamienie. Sprawę badają teraz eksperci... - zerknął na milczących
mężczyzn w czarnych garniturach.
-Że też nie jest im gorąco... - zdziwiła się Hay Lin. - Taki upał, a oni...
-Ładni mi eksperci, chyba od tajnych misji - odezwała się Cornelia.
-Tak wyglądają tylko ci, którzy są na samej górze - zauważyła Will. - Poczekajcie, padło
następne pytanie.
-Czy mogę pana o coś zapytać? - młody chłopak miął w rękach niewielki notes, a trzymany
przez niego ołówek wyglądał, jakby od lat służył do ostrzenia zębów w chwilach największego
zdenerwowania. Zwracał się do Aleksandrosa, który spokojnie przyglądał się zebranym, słuchając
wypowiedzi swoich przedmówców. - Jaki to ma związek z pana odkryciami zlekceważonymi przez
świat naukowy?
-To, co odkryłem, to były minimalne przesunięcia, nie spodziewałem się takiej sytuacji. Od
dawna badam pewne uwarunkowania astrologiczne, które mogły mieć wpływ na ruchy posągów.
Być może to, co się zdarzyło, jest związane z układem gwiazd - odpowiedział, poprawiając się na
krześle.
Teraz jeden z reporterów, który wcześniej dowiedział się, że w spotkaniu będzie uczestniczył
sejsmolog, zwrócił się bezpośrednio do niego, kierując całą uwagę na chudego osobnika z gęstą
rudą czupryną.
-Wszystkie ślady kamiennych posągów, które zniknęły dzisiejszej nocy, prowadzą w stronę
nieczynnego wulkanu. Czy to oznacza, że zniknęły one w jego wnętrzu?
Na sali wybuchły pojedyncze odgłosy śmiechu.
-Proszę o spokój, badamy wszelkie ewentualności. - Rzecznik burmistrza uciszył niedowiarków
Rudzielec mógł wreszcie odpowiedzieć.
-Nasza stacja odnotowała co prawda nieznaczne trzęsienie ziemi, ale nie mogło to mieć
odczuwalnych skutków sejsmologicznych. Nie ma mowy o jakiejkolwiek aktywności wulkanu.
Przypuszczam jednak, że szczegółowe badania...
-Przed nami jeszcze wiele badań - przerwał mu burmistrz miasta Axis. - Teraz jednak państwu
dziękuję, chyba że są jeszcze jakieś pytania... - Zawiesił głos, wyraźnie oczekując, że nikt już nie
będzie zadawał niepotrzebnych pytań.
-Jak się pan czuje bez tych posągów? - rozległ się cienki głos Courtney, która przepychała się
zaaferowana do pierwszego rzędu. - Tyle lat z kamiennymi posągami, a teraz co?
-Trudno mi powiedzieć, jak się czuję, ale... - zawahał się, jakby przyszła mu do głowy jakaś
nowa myśl. - Sam nie wiem dlaczego, ale odczuwam ulgę. Tak, ulgę - powtórzył zdziwiony i
powiódł wzrokiem po twarzach zebranych.
AXIS. DROGA PRZEZ LAS
Droga prowadziła przez las i gdyby ktoś zawiązał starej kobiecie oczy, bez trudu trafiłaby do
miasteczka. Znała każdy korzeń, każdy kamień i każde wgłębienie między drzewami.
-Babciu? - zapytał mały chłopiec, który to wybiegał naprzód, to wracał, chwytając czarną
spódnicę, jakby chciał się upewnić, że z nią idzie. - Oni już nigdy do nas nie wrócą?
Stara kobieta popatrzyła na świeże wgłębienia, które oddalały się w stronę wulkanu.
-Nie wrócą, synku, nie wrócą. - Pogłaskała go po głowie i spojrzała z uśmiechem w stronę
ciemnej góry wulkanu.
POKŁAD SAMOLOTU
-Czy mogłabyś się przesiąść? - zapytała uprzejmie Irma, stojąc nad Bess, która zajęła jej fotel,
korzystając z chwili nieuwagi. - Przypominam ci, że to ja siedziałam przy oknie.
- Trzeba było się nie spóźniać - burknęła Bess i niechętnie wstała, aby wrócić na swoje miejsce
obok siostry.
Courtney spojrzała na nią z satysfakcją i przysunęła się bliżej okna.
-A nie mówiłam, że ci się nie uda? - triumfowała. - Co, boisz się Irmy?
-Przypominam ci, że za godzinę zamieniamy się miejscami.
Samolot wzniósł się wyżej i położył na jednym skrzydle, biorąc szeroki zakręt nad wyspą, która
wyglądała jak gobelin utkany przez starą kobietę z Axis. Te same barwy, to samo światło, tylko
teraz cały świat widać było z góry Prezent spoczywał bezpiecznie w bagażu podręcznym Will, a
wcześniej dziewczyny postanowiły, że będą go sobie przekazywać co tydzień, tak żeby było
sprawiedliwie. Słońce zajrzało przez okrągłe okienka i przez chwilę nic nie było widać. Eric
zasłonił oczy, chwytając za rękę Hay Lin.
-Wolę nocne niebo - odezwał się szeptem. - Wszystko widać i można odkryć wiele tajemnic
kosmosu. Chcesz, to pokażę ci miejsce, gdzie kiedyś ukaże się moja ulubiona gwiazda.
-Chcę. - Hay Lin uśmiechnęła się do chłopca i przymknęła oczy, wyobrażając sobie niebo pełne
gwiazd.
-Hay Lin! - usłyszała okrzyk. - Popatrz, właśnie lecimy nad wulkanem!
Otworzyła oczy i przywarła nosem do niewielkiego okienka.
Will nie mogła oderwać wzroku od oddalającego się wulkanu. I wtedy, w ostatniej chwili,
wydało się jej, że widzi jakiś czerwony błysk, świetlisty promień, który mignął w głębi krateru, aby
zgasnąć, zanim zdążyła pokazać go dziewczynom.
-Corny, widziałaś? - spytała niepewnie, odwracając się do siedzącej za nią przyjaciółki. - Czy ty
też to widziałaś?
-Tak. - Cornelia uniosła się na siedzeniu, przymlając twarz do oparcia, i wyszeptała prosto do
ucha Will. - Ono się z nami pożegnało, rozumiesz?
W oczach Czarodziejki pojawiły się łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz