poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Epilog

SHEFFIELD INSTITUTE. PRACOWNIA PLASTYCZNA
W pracowni panował półmrok. Kurtyna letniego deszczu oddzielała szkołę w Heatherfield od
reszty świata. Stojące w gablotach eksponaty szczerzyły zęby i wytrzeszczały puste oczodoły
masek. Gliniane figurki leżały równo w rządkach pod zakurzonymi szybami drewnianych szuflad,
które po wysunięciu odsłaniały zebrane latami dzieła uczniów Sheffield Institute.
Deszcz ustał nagle i promień słońca przeciął pracownię, wydobywając z mroku jeden z
zapomnianych posążków. Na stołach rzeźbiarskich wyrastały figury fantastycznych postaci, których
kształty przywodziły na myśl światy nieobce Strażniczkom Kondrakaru. Dziewczyny siedziały
obok siebie zgodnie pochylone nad projektami rzeźbiarskiej pracowni.
-Lubię zanurzać ręce w glinie - mówiła półgłosem Cornelia. - Czuję wtedy, że sięgam do samych
korzeni ziemi.
-Nic dziwnego, że to lubisz. - Irma zmrużyła oczy, przyglądając się krytycznie swojej pracy,
która przedstawiała jakieś egzotyczne zwierzę. - Jeśli ktoś ma takie układy z żywiołem, to wszystko
mu się udaje. Ziemia sama przed tobą odkrywa. ..
Cornelia wzruszyła ramionami i poprawiła profil swojej bogini. „Teraz będzie piękna” -
pomyślała, układając ostatnie pukle glinianych włosów.
W centralnym punkcie stołu spoczywała bezkształtna bryła gliny, z której drobne dłonie
wybierały kolejne porcje materiału. W kącie ktoś uruchamiał koło garncarskie i szum ten pozwolił
Hay Lin na chwilę przymknąć powieki, bo chciała zebrać myśli, które przed chwilą rozpierzchły się
na wszystkie strony.
-Ci, którzy mają ochotę - rozległ się głos pani Warton - mogą spróbować odtworzyć w glinie
olbrzymy z Axis.
-Ja dziękuję - mruknęła pod nosem Hay Lin. - Lepiej ich nie lepić.
-O! Wielcy artyści tworzą swoje wiekopomne dzieła - rozległ się ochrypły głos Urii, który
zajrzał do pracowni, wyszczerzając zęby w paskudnym uśmiechu.
-Chodź tu, bliżej - zachęcała pani Warton. - Zobaczymy, co potrafisz...
Uria zatrzasnął drzwi, ale wiatr otworzył je tak szybko, że skrzydło uderzyło chłopaka w plecy.
Hay Lin uśmiechnęła się pod nosem. Jako Strażniczka związana z żywiołem powietrza mogła od
czasu do czasu pozwolić sobie na małą ingerencję. Tak było i tym razem, a pełne wyrzutu
spojrzenie Will sprawiło, że podeszła do garncarskiego koła i bez słowa wzięła się do formowania
wazy. Uria wszedł potulnie do środka, rozglądając się na wszystkie strony.
-Usiądź - poprosiła nauczycielka. - Weź kawałek gliny i uformuj to, co ci przyjdzie do głowy.
Chłopak wyrwał z niechęcią kawał miękkiej materii i zaczął ugniatać w dłoniach kulę. Patrzył
przy tym przez okno, jakby to, co działo się w pracowni, wcale go nie dotyczyło. Ręce same
formowały bryłę, wyciągając kształty, które powoli zamieniały się w niewyraźną sylwetkę.
Hay Lin na chwilę oderwała wzrok od garncarskiego koła. Jedna z masek zsunęła się ze ściany,
upadając na drewnianą podłogę Sheffield Institute.
Jednak uwagę pani Warton zwróciło coś zupełnie innego.
-A co to takiego? - rozległ się jej głos. - Co to za monstrum? Zaraz, zaraz... czy nie sądzicie, że
jest trochę podobny do naszych olbrzymów?
Zebrani w kole uczniowie oderwali wzrok od swoich prac i spojrzeli na dzieło Urii. Było to w
istocie coś potwornego. Rozległ się wybuch śmiechu i uczniowie powrócili do swoich prac.
Posążek postaci przypominającej Olbrzyma stał nieruchomo porzucony przez swojego stwórcę,
który uciekł już z pracowni, trzaskając mocno drzwiami.
Hay Lin nie mogła oderwać od niego wzroku. I nagle wydało jej się, że głowa spoczywająca na
grubej szyi odwraca się w jej stronę, i naraz ujrzała znajomą twarz. Ściągnięte brwi kryły pełne
nienawiści spojrzenie, a ramiona uniosły się nieznacznie w górę, jakby gliniany potwór chciał
wyciągnąć do niej ręce. Hay Lin krzyknęła cicho i wypuściła z rąk koło. Wirująca glina rozprysnęła
się na wszystkie strony, pokrywając kropeczkami meble, gabloty i fartuchy młodych rzeźbiarzy.
-Co robisz? - krzyknęła Cornelia. - Mogłaś sobie zrobić krzywdę...
Will podbiegła do przyjaciółki i objęła ją mocno ramieniem.
-Coś się stało? - szepnęła jej do ucha. - No, śmiało, powiedz mi...
-Widziałaś go? - spytała zduszonym szeptem Hay Lin. - Czy ty też go widziałaś?
-Nie dość, że nas straszy - Irma wzięła się pod boki - to jeszcze chce, abyśmy miały te same
wizje co ona...
-To monstrum, ono na mnie patrzyło... - wyszeptała Hay Lin.
Oparła ręce na blacie sąsiedniego stołu.
-Ja też mam czasem sny - odezwała się Cornelia. - Najgorsze jednak, że ostatnio ciągle śni mi się
Strażnik Serca Ziemi.
-Nic dziwnego. - Will wytarła ręce, zbierając powoli pozostawione grudki gliny. - Ja też o nim
myślę.
-Dziewczyny, pośpieszcie się - do pracowni zajrzał Martin.
Nadal był obrażony na Irmę, bo ostatni dzień w Axis spędziła z przyjaciółkami. W samolocie
tłumaczyła, że nie miała dla niego czasu, bo musiała pogadać z dziewczynami o ważnych sprawach.
Teraz Martin stał przed Irmą, nerwowo poprawiając okulary.
-Dokąd mamy się spieszyć? - spytała ostrożnie Cornelia, bo znając Martina, wyobrażała sobie
różne scenariusze.
-Jest już nowy numer szkolnej gazetki - wyrzucił jednym tchem. - Jak zobaczycie, co
powypisywały Grumperki...
Dziewczyny wybiegły na korytarz, potrącając zdezorientowanego Martina.
-Co im się stało? - zapytał przechodzący korytarzem Matt, który zatrzymał się, aby przyjacielsko
klepnąć w ramię młodszego kolegę.
-Powiedziałam im o gazetce... - Martin zarzucił na ramię torbę i ruszył w stronę schodów. - A
wtedy one pobiegły, jakby ktoś je gonił...
-Zwykła babska ciekawość. - Matt nie miał wątpliwości, że cecha ta charakteryzowała przede
wszystkim Irmę. - Sam chętnie przeczytam.
Na schodach stały siostry Grumper w odświętnych strojach.
-Masz, poczytaj sobie, jak było w Axis - wręczyły mu gazetkę - Jesteś nawet całkiem
fotogeniczny.
Matt otworzył środkową szpaltę i zobaczył swoje zdjęcie. Było zrobione w nocy, przed skąpo
oświetlonym pensjonatem, kiedy wyszedł za dziewczynami, aby dowiedzieć się, dokąd idą. Nie
zwracał wtedy wcale uwagi na pogodę, ale teraz wyraźnie widział drzewa pochylone nad drogą,
które silne podmuchy wiatru przyginały do ziemi, i fruwające wokół liście, z których jeden
zatrzymał się w powietrzu.
-Nie mogłam się go pozbyć. - Bess pochyliła się nad otwartą stroną. - Jakby się do czegoś
przyczepił. Myślałam, że to jakiś paproch, ale tak naprawdę nie wiem, co to jest.
-To zdjęcie miało być dowodem na to, że wychodziłeś w nocy mimo zakazu - uśmiechnęła się
złośliwie. - Teraz będziesz miał nieprzyjemności.
-Wystarczy popatrzeć na ten liść i już wiadomo - odezwał się Martin, który wyjątkowo nie lubił
wścibskich sióstr. - Miałyście jakieś zdjęcie Matta i zrobiłyście fotomontaż. Nie oszukacie nas. -
Popatrzył na nie z wyższością.
-Nigdy bym tego nie zrobiła! - Bess podniosła głos i odwróciła się na pięcie. - Z arogantami nie
rozmawiam.
-Wychodziłeś w nocy? - Martin poczekał, aż siostry Grumper znikną za zakrętem.
-Oczywiście, że wychodziłem - odpowiedział poważnie Matt. - I ukradłem wszystkie posągi.
W tej samej chwili jego wzrok padł na pierwsze słowa artykułu.
„Mimo zakazu opuszczania pensjonatu Matt wymknął się w ciemną noc w sobie tylko
wiadomym kierunku - czytał. - Dobrze poinformowane źródła podają, że mógł mieć coś wspólnego
z kradzieżą posągów. Nie było przy nim jego dziewczyny Will i to dało nam dużo do myślenia.
Resztę musicie dopowiedzieć sobie sami”.
-Tym razem przesadziły - usłyszał głos Cornelii, która podeszła do chłopców, ściskając w ręku
gazetkę. - Widzieliście to zdjęcie?
Cornelia w kostiumie kąpielowym stała przy murku na tyłach pensjonatu w Axis i spoglądała na
ciemnowłosego chłopaka, który opierał nogę na parkanie i uśmiechając się, wyraźnie usiłował ją do
czegoś nakłonić. Zdjęcie opatrzono podpisem: „Czy Cornelia da się namówić na spacer przy
księżycu? Nietrudno zgadnąć, bo księżniczki są z reguły bardzo wybredne. My radziłybyśmy aby
się nie zastanawiała. Niedługo nikt nie będzie chciał się z nią umawiać...”.
Dziewczyny otoczyły przyjaciółkę, próbując ją pocieszyć.
-Nie wiedziałaś, że to wredne paparazzi, i to bliźniaczki, gorzej już być nie może - paplała Irma.
-Świetnie wyszłaś! - Pokazała widoczną z profilu przyjaciółkę.
-Naprawdę? - Cornelii wyraźnie poprawił się humor.
-Ale najlepsze jest tutaj. - Will wymachiwała energicznie płachtą gazety. - Czy chcecie poznać
teorię na temat posągów z Axis najbardziej przenikliwych reporterek świata?
-Nie wiem jak wy, ale ja mam już dość tych bredni - przerwała jej Cornelia. - Idę do łazienki...
-Aby popatrzeć w duże lustro i poprawić nienaganną fryzurę - dokończyła za nią Irma i ze
śmiechem pobiegła w stronę otwartych drzwi.
-Poczekaj, niech cię tylko dogonię. - Cornelia pędziła przez korytarz, nie zwracając uwagi na
zdziwione miny stojących przy oknach uczniów.
Nagle poczuła, że z impetem uderza w coś twardego, ale o dziwo, to coś łapie ją w ostatniej
chwili i przytrzymuje, aby nie upadła.
Podniosła wzrok i ujrzała uśmiechniętą twarz Petera, który powoli wypuścił ją z objęć.
-Nie widziałaś Taranee? - spytał, zaglądając jej w oczy. - Zapomniała kluczy i musiałem urwać
się z zajęć, bo później stałaby pod domem, nie wiedząc, co zrobić. Czy mogłabyś jej po prostu
przekazać? - spytał, wręczając jej pęk pobrzękujących kluczy.
-Az jakich zajęć się urwałeś? - spytała nieprzytomnie Cornelia.
-Z projektowania - odpowiedział zdziwiony. - A co, chcesz zdawać na Akademię Sztuk
Pięknych?
-Nie wiem, może - odpowiedziała z wahaniem. - To ja lecę, cześć - dodała niespodziewanie i
umknęła w stronę otwartych drzwi.
Peter pokręcił z niedowierzaniem głową i ruszył wolnym krokiem do wyjścia. Uśmiechał się
jeszcze, gdy Bess skierowała na niego obiektyw.
-To do następnego wydania gazety - poinformowała siostrę. - Musisz napisać krótką notkę. „Dla
niej jest w stanie nawet urwać się z zajęć. Czy Peter Cook zawali przez jasnowłosą Cornelię studia?
Wszystko wskazuje na to, że tak...”.
*
Łazienka pełna była dziewczyn, które bez końca poprawiały fryzury.
-Kiedy one wreszcie sobie stąd pójdą? - narzekała Will, która nie mogła przepchnąć się do
umywalki. - Mam całe ręce w glinie.
Rozległ się dzwonek na lekcję i nagle łazienka opustoszała.
—Najwyżej się trochę spóźnimy na lekcje. - Cornelia wyjęła z kieszeni klucze. - Proszę, Taranee,
Peter przyniósł klucz do skarbca dla panny Zapominalskiej.
-Miło jest być posłańcem Petera, prawda? - spytała Irma i nie czekając na odpowiedź, dodała: -
Słuchajcie, powiemy, że drzwi się zacięły, zgoda? Mamy teraz matematykę, nie chciałabym od razu
wylądować przy tablicy
-A my mamy historię - poinformowała ją Will.
-Collins opowie klasie o wyprawie na Axis, a ponieważ nie chcemy z Cornelią robić mu
konkurencji, możemy się trochę spóźnić...
Taranee oparła się o drzwi łazienki, bawiąc się kluczami, które obracały się na kółku, wydając
metaliczny odgłos.
-Przestań - poprosiła Hay Lin. - Chyba coś słyszę...

KONDRAKAR. SALA OBRAD
W tej samej chwili w podłużnym lustrze wiszącym nad rzędem umywalek pojawił się obraz
Twierdzy Kondrakaru. Dziewczyny ujrzały salę obrad, do której wprowadzono z honorami jakąś
postać.
Serce Kondrakaru rozświetliło się i w tej samej chwili Czarodziejki poczuły pod stopami płyty
marmurowej posadzki. Kryształowe kolumny pięły się w nieskończoność, lśniąc nieziemskim
blaskiem.
Wokół jak na arenie siedzieli wszyscy członkowie Bractwa, głośno bijąc brawo. Yan Lin rzuciła
wnuczce ciepłe spojrzenie. Jej oczy mówiły, jak bardzo jest z niej dumna i jak cieszy się, że ją
widzi.
-Nie muszą nas tak witać - pomyślała Irma, spoglądając z uśmiechem na przyjaciółki. - Każda
nasza misja dobrze się kończy. To przecież żadna nowość.
-To nie nas tak witają. - Will spojrzała na Wyrocznię, który wprowadzał w krąg światła
płynącego z góry swojego gościa.
W świetlistym kręgu stała znajoma postać. Jasne spojrzenie i uśmiech nie pozostawiały
wątpliwości. Był to Strażnik Serca Ziemi.
-Nie wierzę, uszczypnij mnie. - Cornelia spojrzała na Will, otwierając szeroko oczy. - To on, we
własnej osobie...
-Powitajmy jednego z Mędrców, który powraca do twierdzy Kondrakaru. Nie było go z nami
wiele ziemskich lat... ale teraz może już zająć należne mu miejsce...
Strażnik Serca Ziemi skinął głową, uśmiechając się do dziewcząt.
-Strażniczki... - Wyrocznia zwrócił się do pięciu Czarodziejek, prosząc, aby podeszły bliżej -
nadszedł czas, abyście poznały całą historię. Usiądźcie i posłuchajcie opowieści o Wężu Północy.
Opowiem ją tylko raz, a potem świat o nim zapomni. To kara, jaką poniesie za swe czyny...
Na początku Serce Ziemi spoczywało w splotach Czterech Wężów. Był to Czas Snu. Ziemia była
bardzo młoda. Kiedy jeden z nich wychodził na powierzchnię Ziemi, pozostawiał po sobie koryta
rzek. Kiedy drugim wstrząsał dreszcz, ziemia wypiętrzała się, tworząc łańcuchy gór. Kiedy trzeci
zwijał swoje sploty, był lak ciężki, że ziemia zapadała się, a na miejscu jego legowiska powstawały
dna oceanów. I wreszcie, kiedy czwarty wyruszał na swoje wędrówki, pozostawiał po sobie
bezkresne pustynie.
Każdy z nich był panem jednego z kierunków. Ale ten, który był Panem Północy, zaszedł kiedyś
bardzo daleko i zobaczył skute lodem krainy. Przestraszył się, że kiedyś ta lodowa pustka dojdzie do
nich i uwięzi ich na wieczność. I wtedy zapragnął posiąść Serce Ziemi. Tylko ono mogło zapewnić
mu nieśmiertelność.
Pewnej nocy zakradł się, chcąc połknąć Serce, ale Węże pozostałych trzech kierunków
zauważyły to i zamieniły go w Przeklętego Ptaka, skazując na wygnanie z Ziemi.
Od tamtej pory tułał się po wszechświecie, aż wreszcie odnalazł Kamienny Świat pustych
Olbrzymów. Byli to Lavańczycy, mieszkańcy krainy wulkanów. Zawładnął najsilniejszym z nich,
napełniając jego kamienną pustkę nienawiścią. Stał się ich wodzem. Odtąd cały czas rozmyślał, jak
ukraść serce Ziemi. Kiedy trzy księżyce stanęły w jednej lini nad Kamiennym Światem, spróbował
po raz drugi, ale tym razem Strażnik Serca Ziemi udaremnił jego próbę, poświęcając samego siebie.
Lecz nadszedł dzień, kiedy udało mu się to uczynić. Resztę już znacie...
Wyrocznia spojrzał na pięć Strażniczek, które wpatrywały się w niego, chłonąc słowa legendy
-A więc Strażnik jest teraz członkiem Bractwa - upewniła się Cornelia.
-Powróciłem do Kondrakaru dzięki wam, Strażniczki. - Strażnik Serca Ziemi zwrócił się
bezpośrednio do Czarodziejek i wtedy po raz pierwszy spostrzegły, jak niebieskie są jego oczy. - Tu
jest moje miejsce, przy Wyroczni, w samym środku Wszechświata... - dodał, patrząc w zamyśleniu
na pięć młodych dziewcząt.
-Ale nasze miejsce jest na Ziemi - upewniła się Irma - bo nie ukrywam, że tam podoba mi się o
wiele bardziej.
Wyrocznia uśmiechnął się i skinął głową.
Rozległ się drugi dzwonek i nagle Czarodziejki poczuły, że znów są w szkolnej łazience, przed
lustrem, w którym ujrzeć mogą swoje pobladłe twarze.
-Nie mogę w to uwierzyć. - Cornelia ściskała w ręku chusteczkę. - Zwyciężył i w dodatku jest
jednym z członków Bractwa.
-To lepsze niż szóstka z francuskiego - oznajmiła Irma. - Ale zaraz dostaniemy pały, jeśli
natychmiast nie pójdziemy na lekcje.
-To co robimy po szkole? - spytała Cornelia.
-Jak to co? - zdziwiła się Irma. - Idziemy do Golden na naradę. Nie wiem jak wy, ale ja bardzo
zgłodniałam.
Odpowiedział jej wybuch śmiechu i po chwili łazienka opustoszała, jakby to, co się w niej
wydarzyło, było tylko snem, a Legenda Wyroczni jedną z wielu innych opowieści krążących wśród
ludów Ziemi.
Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz