sobota, 11 października 2014

Epilog

SHEFFIELD INSTITUTE. KORYTARZ
-Gdzie jest Zachariasz Lyndon? - rozległo się wołanie i w świetle korytarza ukazała się postać
profesora Collinsa.
-Tylko jego jeszcze brakuje - powiedziała pani Vargas, poprawiając jedną z fotografii, bo
wydawało jej się, że się przekrzywiła.
-Już jest - krzyknęła radośnie Hay Lin, widząc nadchodzącego dziadka Erica.
-Przepraszani za spóźnienie, ale miałem wczoraj do późna gości. - Spojrzał znacząco na
przyjaciółki stojące pod oknem.
Rozwinął rulon z mapą nieba i korzystając z pomocy dwóch najwyższych chłopców, zawiesił ją
w przygotowanym miejscu. Rozległ się szelest, a padające na mapę światło ożywiło uśpione
gwiazdy.
-Możemy zaczynać - ogłosiła uroczyście dyrektor Knickerbocher i jednym ruchem ściągnęła
płótno przykrywające jakiś kształt.
Oczom zebranych ukazała się ogromna rzeźba Szmaragdowego Ptaka wykonana z drewna i
pomalowana jaskrawą zielenią. Przez salę przetoczył się szmer podziwu.
-Wygląda jak żywy - szepnęła Hay Lin.
-Dobry miałam pomysł, prawda, dziewczyny? - dopytywała się uszczęśliwiona profesor Mitrage,
która na własnych plecach przyniosła rzeźbę na wystawę.
Cornelia dotknęła bezwiednie wisiorka i przypomniała sobie chłopca, który go dla niej wybrał.
-Podejrzewam, że to jego dzieło. - Hay Lin pochyliła się nad przyjaciółką, wskazując dumny
profil drewnianej figury teraz przez wszystkich podziwianej.
-Czy on gada? - spytał Uria, stukając paznokciem w skrzydło.
-Musisz zaczynać? - Dyrektor Knickerbocher zgromiła go wzrokiem i zwróciła się z uśmiechem
do zebranych gości.
-Czy ona zawsze musi tak nudzić? - spytał Kurt.
-Mamy bardzo zdolnych uczniów - rozpoczęła. - Nasze koła: astronomiczne i fotograficzne,
odbyły w wiosce Zazu warsztaty plenerowe...
-To nieuleczalne - rzuciła mu uśmiech Courtney. - Ponudzi i przestanie, lepiej zobacz, jakie
świetne zdjęcia zrobiła moja siostra.
Uria nie mógł się powstrzymać i znów zbliżył się do rzeźby, spoglądając z ukosa na mocny
dziób ptaka. Wyciągnął rękę i wtedy poczuł, że coś trąca go w plecy. Odwrócił się raptownie, lecz
nikogo nie zauważył. Odszedł kilka kroków i znów wrócił, tym razem z długopisem w dłoni.
Uniósł go, rozglądając się na wszystkie strony, i wtedy zza figury wyjrzała twarz w tandetnej masce
Kojota.
-On tu jest! - wrzasnął, przerywając przemowę pani dyrektor. - Zobaczcie!
Bess zachichotała i ukryła się za figurą, ściągając kupioną na straganie czarną maskę. Wepchnęła
ją szybko do torby i wyszła z drugiej strony z miną niewiniątka.
-Uprzedzałam cię, że nie będę tolerować twoich wybryków. - Twarz pani Knickerbocher
poczerwieniała z gniewu. - Wyjdź, Uria, przed szkołę i czekaj, dopóki cię nie zawołam.
-A oto nasz specjalny gość, Zachariasz Lyndon. - Zaprosiła go na środek, pod zawieszoną
wysoko mapę nieba.
-Niektórzy z was widzieli na własne oczy Ampullę, najjaśniejszą gwiazdę konstelacji Rajskiego
Ptaka. Inni mogą ją teraz ujrzeć na tej mapie, która należy do najdokładniejszych, jakie dotąd
sporządzono w historii kartografii - mówił Lyndon.
Sięgnął po wskaźnik i powędrował nim między świecącymi punktami.
-Poznajcie Ampullę, gwiazdę zwaną Dzbanem, która raz do roku ukazuje się na naszym niebie i
zapowiada, zgodnie z legendą ludu Zazu, przybycie Szmaragdowego Ptaka.
Dziewczyny spojrzały na siebie z uśmiechem. Każda z nich pomyślała o Wyroczni, który
opowiedział im prawdziwą historię o Dzbanie Żywej Wody.
-Jeśli ktoś będzie zainteresowany oglądaniem gwiazd i wiedzą na ich temat, zapraszam do
obserwatorium, z przyjemnością wszystko pokażę i wyjaśnię. - Dziadek Erica uśmiechnął się i
ukłonił, zbierając gorące brawa.
-Zachęcam wszystkich do zwiedzania naszej wystawy - dodała, kończąc część oficjalną dyrektor
Knickerbocher i wskazała wiszące wzdłuż korytarza fotografie.
-Niezłe to zdjęcie. -Taranee przyglądała się fotografii tancerza, który wcielił się w postać
Szmaragdowego Ptaka. - Pamiętani, że bałam się, czy dobrze uchwycę ten moment.
-To moment ekstazy - odezwał się etnograf. - Zapamiętania w tańcu.
-Taki sam wyraz,twarzy miał jeden z tancerzy na naszym jungle party. Proszę, zaraz panu pokażę. - Bess
wzięła go pod ramię i rzuciła Taranee triumfujące spojrzenie.
-Ona jest beznadziejna - westchnęła Cornelia, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-Zobaczcie, skrzydło nadlatującego Sępa - zauważyła Hay Lin.-.Jedyny autentyk na tej wystawie
- dodała, marszcząc w zamyśleniu brwi.
-Widzę, dziewczyny, że nieźle się bawiłyście - rozległ się głos dyrektor Knickerbocher, która
zbliżyła twarz, poprawiając okulary, aby lepiej widzieć kolejne ujęcie. - A to zdjęcie? Co
przedstawia? - spytała niepewnie.
-To Kojot - odpowiedziała Taranee. - Można go było zobaczyć na uroczystości Zazu.
-Nie chciałabym się z czymś takim spotkać - zaśmiała sie nerwowo.
-Nie dziwię się, pani dyrektor, my też byśmy tego nie chciały. Naprawdę! - przytaknęła Taranee,
rzucając dziewczynom rozbawione spojrzenie.
Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz