Lśniący żółty liść zatańczył, wpadając przez szkolną bramę. Taranee złapała go w powietrzu i
uniosła do światła. Na żółtym tle ukazały się czerwone żyłki przypominające cieniutkie płomienie.
Ostrożnie włożyła liść do torby i pomyślała, jak cudownie byłoby go sfotografować nowym
aparatem cyfrowym.
To był miły dzień. Lekcje skończyły się wcześnie, a ostatni sprawdzian z matematyki poszedł im
całkiem nieźle. Choć Taranee spodziewała się dobrej oceny, biedna Irma denerwowała się przez
cały ranek. Jednak nawet ona dobrze napisała klasówkę i Taranee cieszyła się razem z nią.
-Chodź. - Podeszła do niej rozradowana Irma. - Nie masz czasu dla głodnej przyjaciółki? Nie
dojdę do domu, jeśli nie wypełnię czymś brzucha! Skoczymy na jakieś ciastko?
Taranee wybuchła śmiechem. Irma zawsze była głodna.
-Dobra - powiedziała. - Przy okazji uczcimy tę klasówkę z matmy. Przy okazji gratulacje.
-I nawzajem - odparła Irma. - To znaczy ty wiedziałaś, że nie oblejesz. Ale i tak możesz zjeść
ciacho!
Podeszła do nich Hay Lin. Także ona dostała dobrą ocenę ze sprawdzianu, ale najwyraźniej
myślała o czymś innym.
-W szkole odbędzie się konkurs talentów - oznajmiła. - Widziałam plakat na tablicy ogłoszeń.
Każdy może wziąć udział i zaprezentować swój talent. Już wiem, jakie ubrania uszyję. Myślicie, że
szycie ubrań można uznać za talent?
Zmarszczyła brwi i wydawała się taka przejęta, że Irma pocieszająco poklepała ją po plecach.
-Pewnie, że tak. Najlepsza projektantka mody w szkole musi stworzyć nową kreację. Sama
chciałabym wystąpić jako piosenkarka! W końcu jestem supergwiazdą!
Irma zaczęła kroczyć jak paw i zadarła nos. Palcami nastroszyła włosy, które wyglądały teraz jak
kolce jeżozwierza.
-Jestem gwiazdą... gwiazdą wieczoru - zaśpiewała chrapliwym głosem.
Hay Lin roześmiała się i powiedziała, że kariera modelki też stoi przed przyjaciółką otworem.
-A ty co zrobisz? - spytała Hay Lin, ze śmiechem odwracając się do Taranee.
Taranee nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ten konkurs talentów zupełnie ją zaskoczył i musiała to
jeszcze przemyśleć.
-Fotografia! - wykrzyknęła Irma. - To jasne, pokażesz parę zdjęć!
-W końcu masz nowy aparat - dodała Hay Lin. - Na pewno zrobisz nim rewelacyjne fotki!
-Hmmm, może - powiedziała niepewnie Taranee. - Ale nawet go jeszcze nie wypróbowałam.
Muszę się nauczyć go obsługiwać.
-Oj, nie bądź taka skromna - odparła Irma. - Jesteś w tym dobra! Może nawet najlepsza. Więc
głowa do góry, dziewczyno!
Taranee uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Nie była skromna ani nieśmiała, w każdym
razie nie jakoś szczególnie. Po prostu nie miała odpowiedniego nastroju do brania udziału w
konkursach. To nie był jej klimat.
Hay Lin wzięła kartkę, żeby naszkicować projekt sukienki, która miała mieć niebiesko-fioletową
kolorystykę. I kilka warstw cienkiego materiału.
-Pytanie brzmi: czy użyć fioletu jako koloru bazowego, a niebieski dać na wierzch? A może na
odwrót?
Szybko wciągnęła w to Irmę. W końcu mogły zrobić to razem. Hay Lin zaprojektuje jakiś
szalony ciuch, a Irma zaśpiewa w nim na scenie!
Taranee żuła swoje ciastko i rozmyślała o nowym aparacie. Niezależnie od konkursu talentów
zamierzała go teraz wypróbować. Pożegnała się z przyjaciółkami i poszła po rower.
Jadąc do domu, ujrzała na drodze więcej żółtych liści. Tysiące złotych plam na asfalcie. Niebo
miało szarą barwę i padał lekki deszczyk.
„Świetnie, od wilgoci kolory staną się wyraźniejsze” - pomyślała.
*
W parku było niemal zupełnie pusto. Tylko jedna matka z wózkiem śpieszyła do domu jedną z
alejek. Nieco dalej parkowy dozorca sprzątał opakowania po lodach, nabijając je na szpikulec na
kiju. Taranee wciągnęła w płuca świeże powietrze. Uwielbiała jesień!
Niebo się przejaśniło. Pomarańczowo-żólte liście opadały na ziemię na tle błękitu.
„Doskonałe barwy dopełniające” - pomyślała dziewczyna.
Przez obiektyw liście wyglądały jak małe pomarańczowe statki podskakujące na niebieskich
fałach oceanu. Taranee zrobiła kilka zdjęć, po czym od razu obejrzała je na ekraniku z tyłu aparatu.
Skasowała te, które wyszły niewyraźnie. Tym urządzeniem można było zrobić mnóstwo zdjęć.
Mieściło ich znacznie więcej niż jej stary aparat.
Skierowała obiektyw na trawnik. Czerwone liście na tle zieleni - znowu barwy dopełniające.
Spóźniony motyl rozkładający skrzydła i duży grzyb z idealnie okrągłym kapeluszem, białym
niczym śnieg.
-Ma doskonały kształt - szepnęła Taranee do siebie. - Ale na pewno jest trujący.
Przyklękła, żeby zrobić też zdjęcie z boku. Wtedy zobaczyła, że białych grzybów jest więcej.
Niektóre były małe i dopiero wyrastały z ziemi, z trudem przebijając się przez trawę.
Pod największym grzybem coś leżało. Była to bransoletka. Cienki łańcuszek z pięcioma
maleńkimi kamieniami. Taranee wzniosła go ku światłu. Na jeden z kamieni padł promień słońca,
rozświetlając go na czerwono. Każdy z kamieni miał inny kolor: srebrny, niebieski, zielony,
czerwony i różowy. Sama bransoletka była poszarzała i wymagała czyszczenia, a zamek wyglądał
bardzo delikatnie. „To nasze barwy - pomyślała nagle dziewczyna. - Barwy W.I.T.C.H.!”. Jej
ulubionym kolorem była czerwień, a Cornelii - zieleń. Zatrzymała się i znowu popatrzyła na
bransoletkę. Czerwień i zieleń.
-Turkusowy dla Irmy - szepnęła - a ten srebrny dla Hay Lin. I jeszcze różowy, wpadający w
fiolet, dla Will.
Wydawało się to niesamowite. Czy coś oznaczało? Porzuciła jednak tę myśl. To pewnie po
prostu zbieg okoliczności, a swoją drogą ta bransoletka nie była szczególnie piękna.
Taranee przez chwilę trzymała ją w dłoni. W pobliżu nie widziała nikogo, kto mógł ją zgubić. W
końcu włożyła ją na nadgarstek.
„Później mogę ją oddać dozorcy - pomyślała - a on odszuka osobę, która ją zgubiła”.
Nigdy to jednak nie nastąpiło, zaczęło się bowiem dziać tak wiele rzeczy, że Taranee zupełnie
zapomniała o bransoletce.
uniosła do światła. Na żółtym tle ukazały się czerwone żyłki przypominające cieniutkie płomienie.
Ostrożnie włożyła liść do torby i pomyślała, jak cudownie byłoby go sfotografować nowym
aparatem cyfrowym.
To był miły dzień. Lekcje skończyły się wcześnie, a ostatni sprawdzian z matematyki poszedł im
całkiem nieźle. Choć Taranee spodziewała się dobrej oceny, biedna Irma denerwowała się przez
cały ranek. Jednak nawet ona dobrze napisała klasówkę i Taranee cieszyła się razem z nią.
-Chodź. - Podeszła do niej rozradowana Irma. - Nie masz czasu dla głodnej przyjaciółki? Nie
dojdę do domu, jeśli nie wypełnię czymś brzucha! Skoczymy na jakieś ciastko?
Taranee wybuchła śmiechem. Irma zawsze była głodna.
-Dobra - powiedziała. - Przy okazji uczcimy tę klasówkę z matmy. Przy okazji gratulacje.
-I nawzajem - odparła Irma. - To znaczy ty wiedziałaś, że nie oblejesz. Ale i tak możesz zjeść
ciacho!
Podeszła do nich Hay Lin. Także ona dostała dobrą ocenę ze sprawdzianu, ale najwyraźniej
myślała o czymś innym.
-W szkole odbędzie się konkurs talentów - oznajmiła. - Widziałam plakat na tablicy ogłoszeń.
Każdy może wziąć udział i zaprezentować swój talent. Już wiem, jakie ubrania uszyję. Myślicie, że
szycie ubrań można uznać za talent?
Zmarszczyła brwi i wydawała się taka przejęta, że Irma pocieszająco poklepała ją po plecach.
-Pewnie, że tak. Najlepsza projektantka mody w szkole musi stworzyć nową kreację. Sama
chciałabym wystąpić jako piosenkarka! W końcu jestem supergwiazdą!
Irma zaczęła kroczyć jak paw i zadarła nos. Palcami nastroszyła włosy, które wyglądały teraz jak
kolce jeżozwierza.
-Jestem gwiazdą... gwiazdą wieczoru - zaśpiewała chrapliwym głosem.
Hay Lin roześmiała się i powiedziała, że kariera modelki też stoi przed przyjaciółką otworem.
-A ty co zrobisz? - spytała Hay Lin, ze śmiechem odwracając się do Taranee.
Taranee nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ten konkurs talentów zupełnie ją zaskoczył i musiała to
jeszcze przemyśleć.
-Fotografia! - wykrzyknęła Irma. - To jasne, pokażesz parę zdjęć!
-W końcu masz nowy aparat - dodała Hay Lin. - Na pewno zrobisz nim rewelacyjne fotki!
-Hmmm, może - powiedziała niepewnie Taranee. - Ale nawet go jeszcze nie wypróbowałam.
Muszę się nauczyć go obsługiwać.
-Oj, nie bądź taka skromna - odparła Irma. - Jesteś w tym dobra! Może nawet najlepsza. Więc
głowa do góry, dziewczyno!
Taranee uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Nie była skromna ani nieśmiała, w każdym
razie nie jakoś szczególnie. Po prostu nie miała odpowiedniego nastroju do brania udziału w
konkursach. To nie był jej klimat.
Hay Lin wzięła kartkę, żeby naszkicować projekt sukienki, która miała mieć niebiesko-fioletową
kolorystykę. I kilka warstw cienkiego materiału.
-Pytanie brzmi: czy użyć fioletu jako koloru bazowego, a niebieski dać na wierzch? A może na
odwrót?
Szybko wciągnęła w to Irmę. W końcu mogły zrobić to razem. Hay Lin zaprojektuje jakiś
szalony ciuch, a Irma zaśpiewa w nim na scenie!
Taranee żuła swoje ciastko i rozmyślała o nowym aparacie. Niezależnie od konkursu talentów
zamierzała go teraz wypróbować. Pożegnała się z przyjaciółkami i poszła po rower.
Jadąc do domu, ujrzała na drodze więcej żółtych liści. Tysiące złotych plam na asfalcie. Niebo
miało szarą barwę i padał lekki deszczyk.
„Świetnie, od wilgoci kolory staną się wyraźniejsze” - pomyślała.
*
W parku było niemal zupełnie pusto. Tylko jedna matka z wózkiem śpieszyła do domu jedną z
alejek. Nieco dalej parkowy dozorca sprzątał opakowania po lodach, nabijając je na szpikulec na
kiju. Taranee wciągnęła w płuca świeże powietrze. Uwielbiała jesień!
Niebo się przejaśniło. Pomarańczowo-żólte liście opadały na ziemię na tle błękitu.
„Doskonałe barwy dopełniające” - pomyślała dziewczyna.
Przez obiektyw liście wyglądały jak małe pomarańczowe statki podskakujące na niebieskich
fałach oceanu. Taranee zrobiła kilka zdjęć, po czym od razu obejrzała je na ekraniku z tyłu aparatu.
Skasowała te, które wyszły niewyraźnie. Tym urządzeniem można było zrobić mnóstwo zdjęć.
Mieściło ich znacznie więcej niż jej stary aparat.
Skierowała obiektyw na trawnik. Czerwone liście na tle zieleni - znowu barwy dopełniające.
Spóźniony motyl rozkładający skrzydła i duży grzyb z idealnie okrągłym kapeluszem, białym
niczym śnieg.
-Ma doskonały kształt - szepnęła Taranee do siebie. - Ale na pewno jest trujący.
Przyklękła, żeby zrobić też zdjęcie z boku. Wtedy zobaczyła, że białych grzybów jest więcej.
Niektóre były małe i dopiero wyrastały z ziemi, z trudem przebijając się przez trawę.
Pod największym grzybem coś leżało. Była to bransoletka. Cienki łańcuszek z pięcioma
maleńkimi kamieniami. Taranee wzniosła go ku światłu. Na jeden z kamieni padł promień słońca,
rozświetlając go na czerwono. Każdy z kamieni miał inny kolor: srebrny, niebieski, zielony,
czerwony i różowy. Sama bransoletka była poszarzała i wymagała czyszczenia, a zamek wyglądał
bardzo delikatnie. „To nasze barwy - pomyślała nagle dziewczyna. - Barwy W.I.T.C.H.!”. Jej
ulubionym kolorem była czerwień, a Cornelii - zieleń. Zatrzymała się i znowu popatrzyła na
bransoletkę. Czerwień i zieleń.
-Turkusowy dla Irmy - szepnęła - a ten srebrny dla Hay Lin. I jeszcze różowy, wpadający w
fiolet, dla Will.
Wydawało się to niesamowite. Czy coś oznaczało? Porzuciła jednak tę myśl. To pewnie po
prostu zbieg okoliczności, a swoją drogą ta bransoletka nie była szczególnie piękna.
Taranee przez chwilę trzymała ją w dłoni. W pobliżu nie widziała nikogo, kto mógł ją zgubić. W
końcu włożyła ją na nadgarstek.
„Później mogę ją oddać dozorcy - pomyślała - a on odszuka osobę, która ją zgubiła”.
Nigdy to jednak nie nastąpiło, zaczęło się bowiem dziać tak wiele rzeczy, że Taranee zupełnie
zapomniała o bransoletce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz